W ostatnim czasie powstało kilka interesujących opracowań na temat przyszłości Polski w horyzoncie od lat kilkunastu do 25. Inspiracją była zapewne 25 rocznica transformacji i planu Balcerowicza, ale u ich źródeł są bardzo poważne przesłanki ekonomiczne. Wynika z nich – en bloc, że:

Po pierwsze, dotychczasowe instrumenty wzrostu gospodarczego wyczerpały się. Niewiele można już ugrać na tańszej sile roboczej, większość prostych rezerw została wykorzystana. Pozostały rezerwy niewykorzystane ze względów politycznych – na przykład przesunięcie pracujących ze wsi do miast, radykalne zmniejszenie liczby gospodarstw rolnych, czy restrukturyzacja górnictwa węgla kamiennego.

Po drugie, za kilka lat Polska przestanie korzystać ze strukturalnych funduszy europejskich, których znaczenia nie należy przeceniać, ale niewątpliwie mobilizowały one wysiłek inwestycyjny.

Reklama

Po trzecie, również za kilka lat zaczną się pojawiać coraz większe problemy demograficzne. Mamy na myśli między innymi pogarszające się proporcje między pracującymi, a niepracującymi i zmniejszającą się ludność Polski.

>>> Czytaj też: 50 dolarów, które zmieniają wszystko. Jak cena ropy wpływa na wzrost PKB?

Kilkanaście lat kontrreformacji

Wyraźnie też zaczną się pojawiać negatywne skutki kontrreformacji, jaka zaczęła się wraz z dojściem do władzy SLD w 2001 roku i trwa od tego czasu, bez względu na barwy polityczne rządu. Gospodarce coraz bardziej ciążą i ograniczają jej tempo wzrostu: etatyzm, zaniechanie reform strukturalnych, rozrost biurokracji i utrzymywanie rozdętego sektora państwowego oraz dramatyczny upust krwi w postaci emigracji setek tysięcy najbardziej przedsiębiorczych ludzi, którzy w XXI wieku nie widzieli dla siebie szans rozwojowych w Polsce. W efekcie ostatnie kilka lat pokazuje już, że potencjalne tempo rozwoju Polski zmniejszyło się do około 3 procent rocznie i prawdopodobnie do końca dekady zmniejszy się jeszcze bardziej, rozwiewając złudzenia na temat doganiania zachodniej Europy.

Niektórzy nazywają sytuację Polski z jej słabnącym wzrostem gospodarczym i coraz gorszymi perspektywami rozwojowymi pułapką średniego dochodu. To określenie ma jednak ograniczony sens. Pułapka ta nie jest bowiem z góry zdeterminowana i nie trzeba w nią wpadać; wszystko zależy od polityki gospodarczej, jest ona w rękach i głowach społeczeństwa wraz z jego elitami.

>>> Czytaj dalszą część tekstu w serwisie "Obserwator Finansowy"

ikona lupy />