Premier Shinzo Abe nie narzeka w ostatnim czasie na brak zajęć. W połowie grudnia w pięknym stylu wygrał przyspieszone wybory, które sam rozpisał miesiąc wcześniej i rozłożył opozycję na łopatki. To akurat nie specjalnie trudnym zadaniem, ponieważ przez ostatnie lata Partia Demokratyczna (DPJ) udowodniła, że nie ma konkretnego pomysłu na poradzenie sobie w Japonii z czymkolwiek. Abe na czele własnego ugrupowania LDP, Partii Liberalno-Demokratycznej, obwieścił zwycięstwo i ogłosił kolejne etapy planu odbudowy kraju.

Wiele wyzwań przed premierem

Od początku jego drugiej kadencji (Shinzo Abe pierwszy raz był premierem przez okrągły rok w latach 2006-7), czyli od grudnia 2012 roku przyszłość Japonii kreślą według oficjalnych informacji strzały. Szef rządu od początku zapowiedział bardzo radykalny plan ratowania państwa, który oparto na japońskiej legendzie. Według niej, dawno, dawno temu pewien mężny samuraj uczył swoich trzech synów, by nigdy się ze sobą nie kłócili. Pojedynczo bowiem byli podatni na zawirowania losu i można było ich zniszczyć. We trzech jednak stanowili siłę nie do pokonania, podobnie jak pęk trzech strzał nie poddaje się nawet na wygięcie. Reformy miały być szybkie, sprawne i skuteczne. Niektóre zgodnie z przewidywaniami szybkie były, jednak ze skutecznością i sprawnością ich wprowadzania można by do tej pory dyskutować.

Najlepiej o kondycji Japonii świadczą ostatnie dane gospodarcze, według których kraj znalazł się ponownie w recesji. Te informacje, które upubliczniono w pierwszej połowie listopada 2014 roku sprawiły, że Abe zdecydował się na przedterminowe wybory. Inaczej trudno byłoby mu utrzymać sympatię wyborców, gdy recesja zagarniałaby jednak coraz więcej pola. W gabinecie rządu nikt jednak nie może pozwolić sobie na pesymizm. Japończycy mają walkę w genach i nie poddają się w najtrudniejszych sytuacjach. Właśnie uchwalono budżet na nadchodzący rok fiskalny, który w Japonii rozpocznie się z 1 kwietnia.

Reklama

Rok temu rozpoczęto go historyczną podwyżką podatku od konsumpcji. Skok z dotychczasowych 5 do 8 proc. i plany kolejnego zwiększenia podatku do 10 proc. załamały możliwości konsumentów. Korporacje notowały zyski (nawet rzędu 70 proc.), jednak nie były chętne do zwiększania wynagrodzeń zgodnie z sugestiami premiera. To właśnie uparte dążenie do podwyżek, nie tylko wspominanego podatku, ale przede wszystkim naciski na pracodawców, by podnosili pensje, utrzymało poparcie dla Shinzo Abe. Nowy budżet ma przynieść obecnie 96,34 bln jenów, a jedną z jego najważniejszych pozycji jest rekordowa suma przeznaczona na obronność.

>>> Czytaj też: Polska niczym Niemcy i Japonia? Bielecki: nasza gospodarka stale rosła od 1991 roku

Nowa polityka zbrojeniowa

Japonia chce przeznaczyć w 2015 roku 5 bln jenów, ok. 42 mld dolarów na zbrojenia. To wzrost o 2,8 proc. wobec wydatków z ubiegłego roku. Jak rozumieć tę podwyżkę, skoro zgodnie z obowiązującą w kraju konstytucją nie można nazwać tego fragmentu budżetu wydatkami na wojsko? Japonia dysponuje bowiem ustawą zasadniczą napisaną przez Amerykanów zaraz po zakończeniu II wojny światowej. Konstytucja narzucona przez okupantów utrzymuje się w prawie niezmienionej formie do dziś, wyjątkiem pozostaje jeden z artykułów, numer 9.

Ten fragment japońskiej konstytucji zakazuje posiadania armii w naszym rozumieniu tego słowa, Japonia może posługiwać się jedynie tak zwanymi Siłami Samoobrony. Są doskonale wyposażone, umundurowane, korzystające z najnowocześniejszego sprzętu i uczące się sztuki prowadzenia działań wojskowych od partnerów w Stanach Zjednoczonych, jednak to wciąż nie jest wojsko. W poprzednim gabinecie trudno byłoby szybko przeforsować konstytucję, by artykuł dziewiąty napisać na nowo, dlatego w lipcu ubiegłego roku premier Abe zarządził zmianę samej interpretacji tego przepisu. Specjalnie wybrani do tego celu analitycy jednogłośnie zdecydowali, że od połowy 2014 roku, wobec nowych wyzwań stojących w regionie Azji Południowo-Wschodniej, lepiej dla Japonii będzie, gdy Siły Samoobrony uzyskają możliwość aktywnego bronienia swoich sojuszników. Zdarzyć się bowiem zawsze może coś niespodziewanego. Na przykład atak Chin na jednostkę USA. Czy Wietnamu albo Filipin. Według wcześniejszego brzmienia kontrowersyjnego dla niektórych fragmentu konstytucji japońskie wojsko-nie wojsko mogłoby tylko biernie śledzić rozwój wydarzeń.

>>> Czytaj tez: Koniec dominacji USA na Pacyfiku? Chiny uzbroją okręty podwodne w broń atomową

Trudna sytuacja geopolityczna wymusza nowe działania

Celem nowego budżetu jest przeczekanie 18 miesięcznego okresu odłożenia w czasie drugiej podwyżki podatku konsumpcyjnego (planowanej obecnie na kwiecień 2017) oraz zmniejszenie o połowę pierwotnego deficytu budżetowego. Dodatkowo wspominane 5 bln jenów zostanie przeznaczone na obronność. To już trzeci z rzędu rok, w którym Japonia zwiększa wydatki na Siły Samoobrony. Wcześniejsze lata przynosiły ciągłe ograniczenia w tym zakresie. Obecny szef resortu, Gen Nakatani (Gen w przypadku ministra to nie stopień generalski, ale imię) mówi o zmieniającej się sytuacji, do której dochodzi wokół Japonii. Środki mają zostać przeznaczone na samoloty patrolowe i jednostki straży przybrzeżnej.

Wśród nowego sprzętu znajdzie się 20 samolotów patrolowych przeznaczonych dla marynarki, pięć maszyn zdolnych do tradycyjnego oraz pionowego startu oraz sześć myśliwców niewykrywalnych dla radarów. Ministerstwo obrony planuje także zakup 30 transporterów pływających oraz samolot wczesnego ostrzegania, który będzie w stanie wykrywać jednostki wroga z dalekiej odległości. Wszystko wygląda na to, że ten „wróg” gdzieś na japońskim horyzoncie zaczyna coraz bardziej się materializować.

Społeczeństwo się tym martwi, ponieważ w pamięci istnieje świadomość tego, do czego doprowadziła japońska wersja światowego konfliktu. Wciąż nie dość rozwiązane są spory z Koreą Południową i Chinami w kwestii przeprosin za zbrodnie popełnione przez cesarską armię. 2015 rok przynosi 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej i premier już w styczniu zapowiada ważne i wielkie słowa, które padną ze strony japońskiego rządu w pierwszej połowie sierpnia.

Ten sam premier jednak naciska na reinterpretację konstytucji, wspomina o podniesieniu rangi cesarza w nowoczesnej Japonii i dąży do wzmocnienia roli Sił Samoobrony. Wiadomości o sporach terytorialnych z Chinami o wyspy Senkaku (nazywane w Chinach wyspami Diaoyu) co jakiś czas powracają na pierwsze strony gazet, chińskie myśliwce setki razy były podrywane do niepokojenia japońskiej przestrzeni powietrznej w ciągu ostatniego roku. W takim otoczeniu bardzo łatwo o incydent, którego nikt nie chce, ale do którego dążą swoimi poczynaniami obie strony. Chiny udowodniły także na przestrzeni maja i lipca 2014 roku, że potrafią w bezkompromisowy sposób operować nowoczesnym sprzętem wiertniczym na nieswoim obszarze wód przybrzeżnych. Wówczas nękały Wietnam i na nic zdawały się skargi na Pekin podnoszone przez Hanoi na międzynarodowym forum.

Najbliższy rok umocni pozycję japońskie armii, która musi nosić inną nazwę. Dla porównania 42 mld dolarów planowane w Japonii to niewielka część amerykańskiego budżetu, który w ubiegłym roku wyniósł ponad 600 mld dolarów. Nowy japoński budżet przynosi także większe wydatki na osoby starsze (społeczeństwo się starzeje), na rewitalizację prowincji (konieczne dla poprawienia sytuacji ekonomicznej) i na poprawę konkurencyjności kobiet na rynku pracy (jeden z filarów strategii premiera). Nowoczesna obronność Kraju Kwitnącej Wiśni przyniesie z pewnością wiele nowych rozwiązań w ciągu nadchodzących 12 miesięcy.