W 2010 r., gdy Grecja zaczęła ujawniać swoje problemy związane z fałszowaniem danych o zadłużeniu, reakcja rynku finansowego była bardzo znacząca. W 2012 r. groźba rozpadu strefy euro była szacowana na całkiem realną, a do problemów Grecji dołączyły takie państwa jak Portugalia czy Hiszpania, a obawiano się także konieczności bailoutu dla Włoch. Do gry wkroczył jednak EBC i europejskie instytucje, uruchomione zostały programy pomocowe idące w setki miliardów euro, do tego jeszcze operacje pożyczkowe dla banków. Groźba kryzysu na wielką skalę została zażegnana. Sama tylko Grecja dostała pomoc ponad 200 mld EUR, ale oczywiście w ramach pożyczki i obwarowaną koniecznością reform, co dla żyjących przez lata ponad stan Greków okazuje się zbyt ciężką próbą. Dlatego też społeczeństwo przyzwyczajone do konsumpcji, a nie oszczędności, jest mocno podatne na populistyczne hasła. Głosząc właśnie odejście od polityki zaciskania pasa i zapowiadając zerwanie z dyktatem Troiki, radykalna lewicowa Syriza zwyciężyła w przedterminowych wyborach. Utworzyć ma koalicję z także populistycznym, ale prawicowym ugrupowaniem Niezależni Grecy. Teoretycznie nie brzmi to zbyt dobrze, bowiem przy takim rządzie niewątpliwie rośnie ryzyko zerwania negocjacji z Troiką.

>>> Czytaj też: Grecja nie chce spłacić swojego długu. Europa ugnie się przed żądaniami Syrizy?

Czy jednak faktycznie Grecy mają aż tak mocne argumenty, aby np. domagać się kolejnych umorzeń długu? W poprzednim kryzysie zadłużenia Niemcy i Francuzi chronili przede wszystkim swoje banki, które miały sporą ekspozycję na greckie obligacje. Obecnie bilanse te są dużo czystsze, a rynek stabilniejszy. Widać to nawet po reakcji eurodolara, który nie zdołował, a jednak prawdopodobieństwo Grexitu wzrosło. Strefa euro będzie z Grecją negocjować, ale raczej to lider Syrizy A. Cipras będzie musiał nieco spuścić z tonu. W 2015 r. potrzeby finansowe Grecji wyniosą ok. 20 mld EUR. Strzałem w kolano byłoby rezygnowanie z międzynarodowej pomocy, bo to mogłoby się skończyć nie tylko wyjściem ze strefy euro, ale i z całej UE. Technicznie bardzo trudne do zrobienia. Konsekwencje byłyby na pewno dotkliwe – inflacja, deprecjacja drachmy, utrata jakiegokolwiek zaufania instytucji finansowych, a w konsekwencji mocny regres w PKB, nieporównywalny nawet z tym, co działo się w Grecji od początku kryzysu finansowego. Dla całej strefy euro raczej nie byłoby to już mocnym problemem, aczkolwiek poziom parytetu na EUR/USD stałby się już bardzo prawdopodobnym scenariuszem. Niepowodzenie Greków jednak skutecznie zniechęciłoby inne kraje z Południa Europy do próby odseparowania się od strefy euro.

Racjonalnie patrząc – greccy politycy za wszelką cenę powinni walczyć o kompromis, być może uzyskując nieco lepsze warunki. Skąd więc ryzyko Grexitu? Stąd, że cała sytuacja z przedterminowymi wyborami wydaje się być zupełnie nieracjonalna, bowiem spowodowana patem w parlamencie przy wyborze prezydenta, a akurat ta funkcja w Grecji jest głównie reprezentacyjna. Aktualni rządzący Grecją są właściwie nieprzewidywalni. Gra toczy się o gospodarcze być albo nie być Grecji, a z drugiej strony z na szali stoi pożyczone dotychczas 240 mld EUR, które w przypadku wyjścia Grecji ze strefy euro należałoby spisać na straty, być może nawet w całości. Jak bardzo elastyczne będą obie strony w negocjacjach jest niewiadomą. Negocjacje wkrótce się rozpoczną, bowiem obecny program pomocowy wygasa z końcem lutego. Na pewno warto je śledzić, chociaż z perspektywy rynku walutowego i kapitałowego są istotniejsze kwestie, takie jak polityka EBC, a dla Polski także ryzyko otwartej wojny na Ukrainie.

Reklama

MM Prime TFI S.A.