Nowy grecki minister spraw zagranicznych Nikos Kotzias rozmiękczył już stanowisko Unii Europejskiej w sprawie sankcji wobec Rosji. W efekcie Wspólnota nie nałoży dodatkowych sankcji na Moskwę za zaostrzenie konfliktu na Ukrainie, po prostu przedłuży już istniejące.

Dla Putina oznacza to, że nie poniesie dodatkowych kosztów tego, że wysłał w region konfliktu więcej żołnierzy i czołgów, a dzięki temu separatyści będą mogli zwiększyć swoje terytorium. W tej sytuacji sojusznicy Ukrainy rozważają nawet dozbrojenie tego państwa, aby zmusić Putina do zmiany zachowania.

Co skłania do obaw, że grecki minister spraw zagranicznych będzie popierał Rosję?

Nikos Kotzias miał odwiedzić w Moskwie głównego ideologa Kremla, ultrancjonalistycznego Aleksandra Dugina. W 2013 roku z kolei obecny grecki minister spraw zagranicznych zaprosił go na wykład na greckim uniwersytecie w Piraeusie, gdzie prowadził zajęcia. Kotzias zaprzecza tej znajomości. W oświadczeniu greckiego MSZ czytamy, że Kotzias nigdy nie podróżował do Moskwy, aby spotkać się z Duginem.

Reklama

Uniwersytet w Piraeusie z kolei w niezależnym oświadczeniu stwierdza, że Aleksander Dugin sam się zaprosił na wykład. Z transkrypcji wynika, że Kotzias, „koordynator” wykładu, przyprowadził swojego gościa na katedrę. Następnie Aleksander Dugin podziękował mu za zaproszenie do wykładu. Wciąż jednak zaproszenie Dugina może być odczytywane jako dowód na akademicką ciekawość i otwartość umysłu.

Redaktorzy ateńskiego Przeglądu Książek nie podzielają tej opinii. Zaniepokojeni tym, że świat nie rozumie, jakie poglądy reprezentuje Kotzias, przetłumaczyli kilka fragmentów jego książki z 1982 roku pt.: „Polska i my” i przesłali je w ubiegłym tygodniu do Donalda Tuska, polskiego szefa Rady Europejskiej. Książka ta powstała w latach, gdy rodził się polski ruch „Solidarność”, a Kotzias prezentuje w niej bardzo zdecydowane poglądy. Według tłumaczenia Kotzias argumentował, że USA i ich sojusznicy próbowali osłabić Blok Wschodni od środka:

„Według ich teorii Polska jest dziś słabym ogniwem Układu Warszawskiego. To nie przypadek, że imperialiści od 1970 roku postrzegają Polskę jako swój bezpośredni cel. Z zewnątrz wygląda to tak, że imperializm wysyła sygnały wsparcia dla Solidarności. W tajemnicy jednak wysyła pieniądze i polecenia antysocjalistycznym grupom, z którymi jest związany”

Następnie Kotzias opisuje, jak się to odbywało:

“Pieniądze były przesyłane od partii reakcyjnych, wojujących aktorów, takich jak Volkswagen; AFL-CIO (największa amerykańska centrala związkowa – przyp. tłum.), którzy byli związani z CIA i przywódcami amerykańskiej mafii; włoskich ruchów neofaszystowskich, którym potem osobiście dziękował Wałęsa, etc.”

Spisek, jak przekonuje Kotzias w swojej książce, obejmował także przekazywanie zakodowanych wiadomości do piątej kolumny, jaką była rozgłośnia radiowa Tel Aviv, a także działalność szpiegowską, w tym wielu „dysydentów” (cudzysłów użyty przez Kotziasa).

W tym, co można nazwać fanatycznym urojeniem, Kotzias zignorował zupełnie fakt, że wojska Związku Radzieckiego w tamtym czasie okupowały Polskę, a oskarżenia dysydentów o agenturę były oficjalnie głoszone w państwowej telewizji.

Opozycjoniści, tacy jak Lech Wałęsa czy historyk Adam Michnik, według Kotziasa, byli pełnomocnikami USA, którzy próbowali „sztucznie ożywić stare konflikty z carską Rosją”. Próbowali „wzmocnić antysowieckiego ducha, uprawianego przez zagraniczne centra imperialistycznej propagandy”.

Oczywiście, wiele osób, które miało radykalne poglądy w larach 70. i 80. XX wieku mogą się dziś z tego śmiać. Gordon Brown, były premier Wielkiej Brytanii i jeden z liderów ruchu New Labour, który przeniósł brytyjski socjalizmu do centrum sceny politycznej, w młodości był socjalistycznym podżegaczem. W 1975 roku w „Red Paper on Scotland” domagał się nacjonalizacji wszystkich banków. Brown zmienił się od tamtego czasu.

A może Nikos Kotizas także przeszedł zmianę? Nie miałem jeszcze okazji zapytać profesora i dyplomaty o opinię na temat swoich wcześniejszych poglądów. Jego publiczne wypowiedzi sugerują, że mógł się zmienić, ale nie w tym kierunku, w którym można by się spodziewać.

Wydaje się, że Kotzias stał się greckim nacjonalistą i pozostał socjalistą (ale już nie z elementami stalinizmu). To co pozostało, to jego przywiązanie do Moskwy.
Dla przykładu, Kotzias protestował przeciw demonizowaniu faszystowskiej greckiej partii Złota Jutrzenka argumentując, że „wyraża ona interesy Greków, a to jest wspaniała sprawa”.

Grecki minister spraw zagranicznych pozostaje wrogi wobec Unii Europejskiej i USA. Podczas wykładu Aleksandra Dugina jedynym wtrąceniem Kotziasa było to, że „Unia Europejska jest dziś imperium”. Kotzias lubi ponadto opisywać rządy, które nie podzielają jego poglądów, jako „służalcze”.

W tym kontekście zainteresowanie Nikosa Kotziasa Aleksandrem Duginem zaczyna nabierać sensu. Otóż Dugin w swojej teorii historii i geopolityki, nazywanej „eurazjanizmem”, twierdzi, że Rosja powinna umocnić się w granicach byłego imperium oraz skorygować granice, które miałyby się pokrywać z występowaniem słowiańskiej etniczności i chrześcijaństwa w wydaniu prawosławnym. Jego teoria jest zarazem państwowa, socjalistyczna i kulturowo konserwatywna. Słychać w niej echa Samuela Huntingtona, który skupiał się na cywilizacyjnych podziałach i przewidywał zderzenie cywilizacji.

Grecki nacjonalizm jest przeniknięty chrześcijaństwem w wydaniu prawosławnym, a zatem ci, co kupują kulturowy determinizm, uznają także swoisty sojusz greckiego nacjonalizmu z prawosławiem.

Aleksander Dugin argumentuje także, że Rosja nie może sobie pozwolić na istnienie niepodległej Ukrainy, w związku z czym nalegał na dalszą ekspansję wojskową i terytorialną Moskwy.

Warto zacytować niesławny dziś wpis Dugina, który ukazał się w serwisie Twitter:

„Ukrainę trzeba wyczyścić z idiotów. Ludobójstwo kretynów nasuwa się samo. Kretynów, którzy są zajadli, głusi na głos Logosa, a dodatkowo skrajnie głupi. Nie wierzę, że tacy są Ukraińcy. Ukraińcy to prawdziwi Słowianie. Ale ci należą do rasy kanalii, które wyłoniły się z błota”.

Podsumowując, bardziej niż poglądy Syrizy na sposób załatwienia zadłużenia (które są racjonalne), niepokoi mnie, że ugrupowanie to i jego koalicjanci są uwięzieni w sposobie myślenia, który może zniszczyć wspólny cel Unii Europejskiej. Bez tego natomiast konsensualny pokój i dobrobyt nie przetrwają.

Kotzias nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem na tle innych członków nowego greckiego rządu. Premier Aleksis Tsipras także pojechał do Moskwy, aby wspierać pozycję Rosji na Ukrainie. Nowy minister obrony, przywódca Niezależnych Greków – Panos Kammenos – jest jeszcze bardziej radykalny, co może stanowić poważne zmartwienie dla Paktu Północnoatlantyckiego (NATO).

Te antyamerykańskie i antycywilizacyjne przekonanie prowadzą do zaakceptowania narracji promowanej przez Aleksandra Dugina i innych Rosjan, jakoby zagrożenie nowym faszyzmem nie płynęło ze strony Moskwy, ale ze strony ukraińskiego rządu.

W obliczu tych takich poglądów fakt, że to rosyjskie czołgi są dziś na ukraińskiej ziemi, albo że w ostatnich wyborach prezydenckich mniej Ukraińców głosowało na partie faszystowskie niż Greków w wyborach parlamentarnych, nie robi różnicy.

Miejmy nadzieję, że Nikos Kotzias pokaże, że te wszystkie obawy były bezzasadne.

>>> Czytaj też: Rosja ma nowego przyjaciela w Europie. Kim jest grecki minister spraw zagranicznych?

ikona lupy />
Nikos Kotzias, minister spraw zagranicznych Grecji. Źródło: CC BY-SA 3.0 via Wikimedia Commons / Creative Commons