Wyobrażacie sobie państwo? Sześć, powtórzę, bo samej mi trudno w to uwierzyć: sześć firm skorzystało dotychczas ze specjalnych przepisów, które zostały uchwalone, by ratować miejsca pracy po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na polskie mięso, owoce i warzywa.

Gdybym pracowała w jednym z tych przedsiębiorstw, może błogosławiłabym władze, które ochroniły moje zatrudnienie. Ale nie jestem. Nie mam więc za grosz zrozumienia dla tych regulacji. Nie uważam nawet, żeby sam pomysł ich wprowadzenia był chlubny. Po co państwo miesza się w działalność producentów, mitrężąc czas i marnując pieniądze podatników, skoro ci świetnie sami sobie poradzą? Tak, tak, to nie pomyłka – poradzą sobie. A w tym konkretnym przypadku właściwy jest czas przeszły: poradzili sobie, bo przecież eksport naszych produktów rolnych w ubiegłym roku wzrósł. Byłoby inaczej, gdyby przepisy były wcześniej? Bzdura. Szefowie tych firm musieliby upaść na głowę, aby wybrać jednorazową kurację państwową zamiast długofalowego prywatnego leczenia. Jak widać nie upadli.

A jak państwo reagują na temat frankowiczów? Jeśli akurat ktoś jest w tej grupie kredytobiorców, to pewnie – przynajmniej z czystego zainteresowania – przeczyta, wysłucha czy obejrzy kolejną odsłonę propozycji. Gdy pozostaje poza tym kręgiem, zaczyna dostawać wysypki na informacje o rozwiązaniach, które mają pomóc w spłacie kredytu w szwajcarskiej walucie. Ja mam taką alergię. Niektórzy powiedzą, że pewnie dlatego że mam kredyt w złotówkach. Ja powiem: męczące są debaty publiczne, w których państwo chce brać odpowiedzialności za osobiste decyzje swoich obywateli. Męczące, jałowe i socjalizmem pachnące. Szczęśliwie, w przypadku frankowiczów skończy się (albo nie?) na ustaleniach między bankami a kredytobiorcami. Ale ile krwi napsutej…

Jako że w roku wyborczym wszyscy protestują, domagając się różnych gwarancji i bezpieczeństwa od rządu. W tym rolnicy, producenci rolni i frankowicze. Ja też protestuję! Nie chcę prawa tworzonego pod jednego człowieka, który akurat wpadł w przejściowe kłopoty (jakiejkolwiek natury). Nie chcę też takich przepisów tworzonych ad hoc dla 10, 100 czy 600 tys. osób. Nie chcę jałowej debaty publicznej. Żądam, by prawo było stabilne, proste i równo traktowało wszystkich. Apeluję o rzeczową dyskusję publiczną. Jeśli moje postulaty nie zostaną spełnione, rozbiję w Alejach Ujazdowskich namiocik i będę tam koczować aż do skutku.

PS Chyba już powinnam ten namiot kupić.

Reklama