Rok temu Swietłana Dawydowa zadzwoniła do ukraińskiej ambasady w Moskwie informując, że rosyjscy żołnierze jadą do Doniecka. Federalna Służba Bezpieczeństwa uznała postępowanie kobiety za szkodliwe i osadziła ją w moskiewskim areszcie.

Za Dawydową ujęli się obrońcy praw człowieka i dziennikarze. Jeden z wiceszefów stowarzyszenia „Memoriał” Nikita Pietrow w rozmowie z Polskim Radiem skrytykował działania służb specjalnych. -„To było nieprawidłowe zastosowanie prawa o zdradzie państwa i skrajnie surowe postępowanie organów śledczych FSB”- dodał Pietrow.

>>> Gdzie jest Władimir Putin?

Reklama

Obrońcy Dawydowej napisali list otwarty do prezydenta Władimira Putina, prosząc go o interwencję. Podkreślali w nim między innymi, że kobieta wychowuje siedmioro nieletnich dzieci. Kilka dni później sąd przychylił się do wniosku adwokatów i zamienił areszt na zakaz opuszczania miejsca zamieszkania.

Dziś obrońca Iwan Pawłow przekazał informację, że postępowanie karne zostało umorzone i Dawydowa ma prawo domagać się odszkodowania.