Wyobraź sobie, najjaśniejsza Pani, że Krym jest Wasz. Zdobędziesz nieśmiertelną sławę, której nie miał nigdy żaden z rosyjskich suwerenów – tymi słowami carycę Katarzynę II przekonywał do ekspansji na południe feldmarszałek Grigorij Potiomkin.

Władimir Putin o nieśmiertelnej sławie nie wspomina. W programie „Krym. Droga do ojczyzny” jest prozaiczny. Mówi, że nie mógł zostawić mieszkańców półwyspu na pastwę losu i nacjonalistów. Rok temu nie pozwalał sobie na taką szczerość, bo nie miał pewności, jak na aneksję zareaguje Zachód. W czasie negocjowania porozumienia Mińsk 2 w lutym tego roku nikt o niej już jednak nie wspominał. Krym de facto został uznany za rosyjski. Zaś sam Putin zdobył nieśmiertelną sławę u swoich rodaków.

Prezydent zbudował i potwierdził – za pomocą namacalnej kategorii, jaką jest zajęta ziemia – mit założycielski rosyjskiego świata. Możemy mu wytykać, że Krym jest tworem hybrydowym. Zależnym w 80 procentach od wody ukraińskiej i prądu z Nowej Kachowki. Półwyspem, na którym nie można zapłacić kartą kredytową ani wylądować przyzwoitymi liniami lotniczymi. Z perspektywy Kremla ma to takie samo znaczenie jak wioski Potiomkinowskie, które w czasie Wielkiej Inspekcji dla poprawienia nastroju Katarzyny II budował feldmarszałek. Twierdza w Sewastopolu Potiomkinowska nie była. Nie są też nimi głowice atomowe, które na Krymie może rozmieścić Rosja.

>>> Czytaj też: Rewolucja w 2017 roku w Rosji jest "nieunikniona". Czeka nas nowy faszyzm na Wschodzie?