Co prawda sprzedaż towarów objętych zakazem wjazdu spadła w ubiegłym roku o 45 proc., ale wartość eksportu tychże towarów na wszystkie rynki łącznie wzrosła o ponad 3 proc. Eksporterzy dali radę, znajdując odbiorców poza Rosją. Mieli przy tym sporo szczęścia, bo ożywił się popyt na Zachodzie.

Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że tak samo poradzą sobie z rosyjską recesją, która uderzy w ich interesy pewnie mocniej niż urzędowe zakazy. Znów poszukają zbytu gdzie indziej i pewnie znów im się uda. Jak powiedział kiedyś rektor jednej z najlepszych ekonomicznych uczelni w Polsce: polscy przedsiębiorcy są jak wygłodniałe koty, świetnie sobie radzą w ekstremalnych sytuacjach. Byle im tylko nie przeszkadzać.

Na jedno im jednak warto zwrócić uwagę: w pogoni za zyskiem nie mogą zupełnie odwrócić się od Rosji. To byłoby zwyczajnie głupie. Odpuścić ot tak 140-milionowy rynek? Zacisnąć zęby i przeczekać – to dziś dla nich najlepsza strategia. Pytałem ostatnio prezesa jednej z firm finansowych, po co mu rosyjski oddział, skoro nie ma z niego żadnych zysków. Tym bardziej że konkurencja wyraźnie unika inwestycji na Wschodzie – bo wojna, kryzys i słaby rubel. Spojrzał na mnie zdziwiony: – Jak to po co? Ja już tam jestem i będę, gdy to wszystko się skończy.