To nie jest wojna gdzieś daleko. Strzały terrorystów w Tunezji to część walki, która toczy się tuż zza naszymi granicami. Naszymi unijnymi, czyli również polskimi granicami, które dziś przebiegają przez Morze Śródziemne.

Problemy Afryki Północnej są problemami w naszym najbliższym sąsiedztwie. Tunezja, Syria, Egipt to nie są odległe krainy, które odwiedzamy jako turyści. To nasi bezpośredni sąsiedzi. W momencie, w którym staliśmy się członkiem Unii Europejskiej i strefy Schengen, wzięliśmy na siebie solidarną odpowiedzialność za losy naszych parterów. Tak jak my oczekujemy od Włoch solidarności wobec polityki wschodniej, tak Madryt i Rzym mają prawo od nas oczekiwać zaangażowania na południowej granicy Unii. Pomocy w rozwiązaniu narastających tam problemów społecznych, politycznych, gospodarczych. Problemów, które pozostawiane same sobie będą wyzwalać agresję.

Czy Rzym i Madryt okazały nam solidarność na Wschodzie? Nie do końca. Czy my poważnie zaangażowaliśmy się we wspieranie demokracji w północnej Afryce po arabskiej wiośnie? Raczej nie. A mamy do tego potencjał. Jesteśmy jednym z najbogatszych, najbardziej rozwiniętych krajów na świecie, a jednocześnie jesteśmy krajem, który w wyjątkowo małym stopniu angażuje się w pomoc rozwojową, w aktywną politykę światową. Bez tego zaangażowania trudno będzie poradzić sobie z agresją, również na północy Afryki. Czyli tuż koło nas.