Polskie start-up’y doskonale radzą sobie na rynku drukarek 3D i sprzedają swoje urządzenia na całym świecie– od Niemiec, przez Stany Zjednoczone, a na Japonii skończywszy. Polska ma ogromną szansę, aby już wkrótce zostać jedną z europejskich stolic tej dynamicznie rozwijającej się branży.
ikona lupy />
HBOT 3D (fot. hbot3d.com) / Media

Na początku 2014 roku polskie media obiegła informacja o sukcesie olsztyńskiej firmy Zortrax, która podpisała kontakt na wyprodukowanie i dostarczenie 5000 egzemplarzy swojej drukarki 3D dla amerykańskiego Della – jednego z największych technologicznych gigantów na świecie. Dziś, wiadomość ta – choć wciąż elektryzująca – nikogo specjalnie nie dziwi. W ostatnich miesiącach polskie start-up’y na stałe weszły do światowej czołówki producentów drukarek 3D.

- Podobnie jak w przypadku branży gier, Internet of Things, czy bankowości elektronicznej, polskie firmy produkujące niskobudżetowe drukarki 3D w technologii FDM, należą pod względem jakości wykonania do absolutnej czołówki na świecie – podkreśla Paweł Ślusarczyk z serwisu Centrum Druku 3D – największego polskiego portalu poświęconego technologii druku przestrzennego.

Polacy nie gęsi…

Reklama
ikona lupy />
Monkeyfab Prime3D / Media

Monkeyfab, 3NOVATICA, 3D Printers, 3DGence – te na wskroś anglosaskie nazwy kryją za sobą dynamicznie rozwijające się polskie start-up'y projektujące i produkujące drukarki 3D, które cieszą się uznaniem ekspertów i użytkowników na całym świecie. - Według różnych analiz, ale także naszych obserwacji, polskie firmy kontrolują już ok. 10% światowego rynku druku 3D. Szukanie zagranicznych rynków zbytu jest dla nas koniecznością, ponieważ obserwujemy znacznie większą sprzedaż drukarek za granicą niż w naszym kraju – mówi nam Rafał Tomasiak, CEO olsztyńskiego Zortraksa.

Ekspansja polskich firm na światowym rynku drukarek 3D nie jest jednak efektem realizacji rządowego czy też unijnego programu wspierającego innowacyjność. Za ich sukcesem stoi raczej innowacyjność, profesjonalizm, upór w dążeniu do celu i znakomici fachowcy. Tam, gdzie pojawiają się te czynniki, tam również pojawiają się pieniądze. Wystarczy wspomnieć, że sam Zortrax środki potrzebne do produkcji swojego flagowego urządzenia pozyskał na Kickstarterze – największej crowdfundingowej platformie na świecie.

- Choć Zortrax pochodzi z Polski, to jest to jeden z najmniejszych rynków zbytu dla naszych rozwiązań. W Polsce wciąż potrzebna jest edukacja, dlatego też prowadzimy szereg działań zmierzających do poprawy świadomości na temat druku 3D, zwłaszcza wśród przedsiębiorców, bo to głównie do nich adresowane są nasze rozwiązania. Obecnie sprzedajemy drukarki 3D do 49 krajów na 6 kontynentach. – podkreśla Tomasiak.

Zortrax jest obecnie zdecydowanie najbardziej rozpoznawalną marką wśród polskich producentów drukarek 3D (urządzenia olsztyńskiej firmy trafią wkrótce do niemieckiej sieci Media Markt i Saturn). Tuż za jego plecami ustawia się jednak istny peleton nadwiślańskich konkurentów. Na jego czele znajduje się wrocławska firma 3D Printers, producent drukarki Hbot 3D. Na początku tego roku wrocławianie podpisali umowę z firmą ABC DATA, jednym z największych dystrybutorów sprzętu IT w Europie Środkowo-Wschodniej. - Od połowy roku planujemy również wprowadzić nasze drukarki na rynek pozostałych państw Unii Europejskiej – aktualnie prowadzimy rozmowy z naszymi partnerami działającymi w tych krajach. Umacniamy również naszą obecność na rynku azjatyckim, od prawie roku z sukcesem sprzedajemy Hbota 3D m.in. do Japonii – mówi nam Krzysztof Jabłoński z 3D Printers.

Bardzo dobrze radzi sobie warszawskie Monkeyfab. Firma założona przez Pawła i Piotra Twardo, twórców pierwszego polskiego forum poświęconego drukowi 3D, wprowadziła na rynek drukarkę Prime 3D, która cieszy się w Polsce duża popularnością – przede wszystkim dzięki niskiej cenie, wysokiej jakości zastosowanych materiałów oraz szybkości pracy. W tym miejscu nie można również nie wspomnieć o bodaj największym start-up'owym objawieniu ostatnich miesięcy. Mowa o gliwickim 3D Gence. Firma dopiero rozwija skrzydła, ale już zdążyła otworzyć swoje biuro handlowe w amerykańskim San Francisco, jak również podpisać umowę dystrybucyjną z ABC Data. - Nasze plany na nadchodzące miesiące to: wypuszczenie własnych filamentów, usprawnienie obecnej linii drukarek i wypuszczenie na rynek długo oczekiwanej drukarki 3DGence PRO do zastosowań profesjonalnych. Jesteśmy gotowi by wejść na globalny rynek – deklaruje Jakub Sołtysik z 3D Gence.

Paweł Ślusarczyk zwraca uwagę na jeszcze jedno urządzenie, które w najbliższym czasie ma szansę na globalny sukces. Chodzi o drukarkę GAJA Multitool – jedyne w swoim rodzaju urządzenie przeznaczone do druku przedmiotów wykonanych z gliny i ceramiki. GAJA łączy w sobie funkcje frezarki, grawera laserowego, plotera oraz typowej drukarki 3D. - GAJA Multitool ma szansę wywołać w tym roku olbrzymie zamieszanie na światowych rynkach, ponieważ nie ma drugiej tak wielofunkcyjnej maszyny, która byłaby wykonana z tak wysoką precyzją i jakością – podkreśla Ślusarczyk.

Technologia przyszłości

ikona lupy />
3D Gence / Media

Druk przestrzenny to stosunkowo "młoda" technologia, która przebojem się jednak do świata IT. Pierwszy prototyp drukarki 3D, który w założeniu miał stać się urządzeniem dla użytkowników domowych powstał w 2006 roku. Jego twórcą był Brytyjczyk Adrian Bowyer - inicjator legendarnego już projektu RepRap. Dziś, produkcją drukarek 3D zajmują się setki firm z całego świata.

Warto pamiętać, że w przypadku drukarek 3D nie mamy dziś do czynienia z jedną uniwersalną technologią, ale z szeregiem rozwiązań, które różnią się od siebie zarówno samą techniką wydruku, jak i zastosowanymi materiałami. Przykładowo, wspomniane już drukarki Zortrax M200 oraz Hbot 3D pracują w technologii FDM/FFF. Polega ona na warstwowym osadzaniu termoplastycznego tworzywa sztucznego (mówiąc prościej – plastiku), które wytłaczane jest z gorącej dyszy o bardzo małej średnicy.

- Technologia FDM ma szerokie zastosowanie w przemyśle. Najnowszy przykład to historia firmy Volvo Trucks, która dzięki wykorzystaniu profesjonalnych systemu FDM zoptymalizowała określone procesy produkcyjne swoich ciężarówek o 94 procent – zwraca uwagę Paweł Ślusarczyk.

Coraz większą popularnością cieszy się również technologia SLS (druk ze sproszkowanych polimerów) oraz DMLS (druk ze sproszkowanych metali), które znajdują zastosowanie w branży motoryzacyjnej, lotniczej oraz kosmicznej. Obydwie technologie należą do najbardziej skomplikowanych i najdroższych na rynku. Z tego też powodu – w przeciwieństwie do niskobudżetowych drukarek FDM, z których słyną polscy producenci – są one dostępne jedynie dla dużych firm dysponujących odpowiednią infrastrukturą, oraz wysoko wyspecjalizowanym personelem.

W ostatnich tygodniach, w światowych mediach głośno było o firmie Carbon 3D i opracowanej przez nią technologii CLIP, która polega na druku 3D z żywicy światłoutwardzalnej. O ile sama technika druku oparta na tym materiale nie jest niczym nowym, o tyle w przypadku CLIP wyjątkowy jest jego czas – nawet do stu razy krótszy niż w przypadku konkurencyjnych technologii. Siłą Carbon 3D ma być nie tylko pomysł, ale i solidne zaplecze finansowe. Projektem tym już w 2013 roku zainteresowały się dwa duże amerykańskie fundusze, które do tej pory zainwestowały w niego już 41 mln dolarów. Czy technologia CLIP zrewolucjonizuje rynek druku 3D?

- Sam pomysł rozwiązań technologicznych wydaje się być fantastyczny - trzeba jednak pamiętać, iż dotyczy on wyłącznie druku 3D z żywic. Jeżeli pewnego dnia Carbon 3D trafi do normalnej sprzedaży dystrybucyjnej, to nie będzie to wcale oznaczać, że wszyscy nagle przesiądą się z innych technologii na żywice drukowane w technologii CLIP – zwraca uwagę Paweł Ślusarczyk.

Drukarka 3D w każdym polskim domu?

Tradycyjne drukarki na dobre zagościły w naszych domach i biurach, stając się urządzeniami tak powszechnymi jak telefon, komputer i telewizor. Czy już wkrótce ich miejsce zajmą drukarki trójwymiarowe? Rafał Tomasiak z Zortraksa zwraca uwagę na fakt, że druk 3D to technologia stworzona z myślą o profesjonalistach – inżynierach, architektach czy też projektantach. Jego zdaniem drukarki przestrzenne jeszcze przez wiele lat pozostaną domeną wąskiej grupy ekspertów. Z tą opinią zgadza się również Paweł Ślusarczyk, który prognozuje, że choć w najbliższych latach, technologia druku 3D będzie poszerzać się o kolejne grupy odbiorców, to jednak wciąż pozostanie domeną grupki hobbystów oraz wielkiego przemysłu.

- Jeśli chodzi o „przeciętnego Kowalskiego”, to druk 3D na dzień dzisiejszy przerasta jego możliwości adaptacji tej technologii. Innymi słowy, będzie traktował drukarkę 3D co najwyżej jako gadżet, za pomocą którego od czasu do czasu wydrukuje sobie mniej lub bardziej poważny projekt - podkreśla ekspert.

Ewentualne upowszechnienie się technologii druku 3D jest oczywiście ściśle powiązane z cenami samych drukarek. Obecnie są to urządzenia stosunkowo drogie, za które przyjdzie nam zapłacić od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Przykładowo, kupno niskobudżetowej drukarki 3Novatica Gate 3D (zestaw do samodzielnego montażu) to wydatek rzędu 3 tys. zł. Zortrax M200 będzie nas z kolei kosztować ponad 8 tys. zł. Do tego dochodzi koszt filamentów – czyli budulca naszych trójwymiarowych konstrukcji.

Zdaniem Pawła Ślusarczyka powszechna adaptacja technologii druku 3D musi być również poprzedzona swoistą wymianą pokoleniową. Dziś, spoglądamy na świat przez pryzmat konsumpcjonizmu. Kiedy chcemy mieć nową rzecz, po prostu ją kupujemy, nie zastanawiając się jak ona powstała, jaki był jej sposób lub koszt wytworzenia oraz jak to wszystko ma się do jej rzeczywistej ceny.

- Druk 3D to technologia naszych dzieci. Wraz z rozwojem świadomości istnienia technologii druku 3D - lecz przede wszystkim świadomości tego, że można samodzielnie zaprojektować i stworzyć praktycznie dowolny przedmiot, za 10-15 lat wejdziemy na zupełnie inny poziom ich wytwarzania – podsumowuje Ślusarczyk.