Zmiana granic, obrona ruskiego miru, siła, blef, tajne operacje i "wola ludu". Oto zasady doktryny Władimira Putina.

„Krym to historycznie rosyjskie terytorium. Nie pozostawiono nam wyboru. Musieliśmy bronić ludzi”. Słowa Władimira Putina wypowiedziane w filmie Andrieja Kondraszowa oddają istotę doktryny Anschlussu dopracowywanej na Kremlu w chwili, gdy władzę na Ukrainie tracił Wiktor Janukowycz. Dokument „Krym. Droga do ojczyzny”, który wyemitowano w pierwszą rocznicę zajęcia półwyspu, jest wykładem porządkującym tę doktrynę. Pozwala wejść w buty ekipy Putina. Zrozumieć jej motywacje i cele. Kondraszow spina mit założycielski świata rosyjskiego. Świata, który tak samo jak kijowski Majdan chce mieć swoją romantyczną wizję historii, ideologię i sprecyzowanego wroga.

W tym świecie aneksja Krymu jest III obroną Sewastopola. Przywódcy separatystów – Che Guevarami, jak nazywa ich Putin. Parlament w Symferopolu zajęty przez rosyjski specnaz – jedyną instytucją zdolną ocalić lud półwyspu przed faszystowskimi bestiami z Sektora Prawicowego. Z kolei Berkut, który zdezerterował z ukraińskiego MSW – to bohaterowie, którzy chronią pokój. Na bazie opowieści Kondraszowa, ujawnianych przez rosyjską prasę dokumentów i relacji świadków wydarzeń sprzed roku staraliśmy się odtworzyć zasady doktryny Putina. Mechanikę Anschlussu terenów, które zostały uznane przez Kreml za rosyjski świat bez względu na układ granic ukształtowanych po zakończeniu zimnej wojny.

Ideologia

Zadaniem, bez którego nie dałoby się przeprowadzić aneksji Krymu, była podbudowa ideologiczna całej operacji. Temu służy koncepcja russkiego miru, rosyjskiego świata, religijno-nacjonalistycznej jedności, która powinna też dążyć do zjednoczenia politycznego. W sferze promocji russkiego miru znaczną rolę odegrała odnowiona unia państwa i Cerkwi. Prawosławni dostojnicy z Moskwy podczas kolejnych wizyt na Ukrainie lansowali koncepcję jedności trzech prawosławnych narodów: Białorusinów, Rosjan i Ukraińców. – My odin narod (jesteśmy jednym ludem) – mówi dziś Władimir Putin.

Reklama

Na Krymie sojusz Kremla, rosyjskiego nacjonalizmu i prawosławia było widać wyraźnie. Igor Striełkow, który współorganizował najpierw zielone ludziki na półwyspie, a potem został przerzucony do Zagłębia Donieckiego, by – jak sam mówi– rozpocząć tam wojnę, według rozmówców DGP przybył na Krym właśnie w delegacji cerkiewnej, która towarzyszyła pielgrzymującym po świecie prawosławnym relikwiom, tzw. Darom Mędrców.

– Oddział, z którym przyszedłem do Słowiańska, był formowany na terytorium Krymu. Nie będę tego ukrywać – komentował Striełkow w „Komsomolskiej Prawdzie”. W delegacji przyjechał także miliarder Konstantin Małofiejew, powiązany ze striełkowcami i środowiskiem nacjonalistycznej gazety „Zawtra”, zafascynowanej euroazjanistycznymi poglądami Aleksandra Dugina. Człowieka otwarcie wzywającego do eksterminacji Ukraińców i niewidzącego na mapie Europy miejsca dla Polski.

Siła

Doktryna Anschlussu to baza, odwołując się do wiecznie żywych na Kremlu klasyków. Rosyjska wiosna jest nadbudową. Obydwa elementy nie istnieją bez siły, która służy dochodzeniu prawdy. Zanim Putin opowiedział, jak szykował zajęcie Krymu, przez lata wzmacniał rosyjską klasę średnią. Czyli armię, MSW i służby specjalne. Zmiana dotyczy nie tylko jej wyposażenia. Od 2012 r. zaczęto podnosić wynagrodzenie pracowników struktur siłowych. W 2014 r. w rosyjskiej armii więcej było żołnierzy kontraktowych niż z poboru. Kończy się właśnie pierwszy program modernizacyjny rosyjskiej armii zaplanowany na lata 2006–2015.

Mimo zapaści budżetu federalnego, o której mówił w tym tygodniu minister finansów Anton Siłuanow, w tym roku wydatki na zbrojenia mają osiągnąć pułap 84 mld dol. i – jak podaje Ośrodek Studiów Wschodnich – będą wyższe w relacji do roku ubiegłego o 21 proc. Już dziś Rosja ma więcej głowic nuklearnych niż USA. Rozwija też znacznie bardziej wyrafinowane niż na Zachodzie programy budowy łodzi podwodnych i pocisków rakietowych. Jak mówił w rozmowie z DGP były wiceszef MON gen. Waldemar Skrzypczak, Rosja ma jeden z najnowocześniejszych na świecie systemów obrony powietrznej. Do rangi symbolu urasta system Bastion, który jest bohaterem filmu Kondraszowa. Rozmieszczono go na krymskim wybrzeżu. Miał spłoszyć z Morza Czarnego amerykański niszczyciel USS Donald Cook.

Blef

Bez niego nie ma doktryny Putina. Rosyjski prezydent blef oraz i groźbę stosuje na przemian z zapewnieniami o pokojowym nastawieniu. Gdy Kondraszow pyta go, czy w dniach aneksji wydał polecenie postawienia w stan gotowości sił atomowych, Putin zapewnia, że nie widzi potrzeby wywoływania nowego kryzysu kubańskiego. Zaraz jednak dorzuca, że siły strategiczne w zasadzie cały czas są w gotowości bojowej.

Takie gry nie są nowością. Już w 2008 r. zbliżony do kremlowskich PR-owców politolog Igor Dżadan kreślił scenariusz zdetonowania ładunku nuklearnego nad Prypecią, niedaleko polskiej granicy. Poprzedzić miały go zajęcie Krymu i agresja na wschodnią Ukrainę. Cała operacja była opatrzona kryptonimem „Mechaniczna pomarańcza”. Detonacja ładunku w stratosferze miałaby być – jak pisze Dżadan – demonstracyjna i widoczna we Lwowie oraz w Polsce.

Demonstracyjne są również deklaracje dotyczące militaryzacji Krymu po jego aneksji. Gdy Putin mówi o wysłaniu na półwysep systemów rakietowych Bastion, zapewnia, że ustawiono je tak, by były widoczne z kosmosu. Czytaj, by widziały je amerykańskie satelity szpiegowskie. Rosyjski MSZ dodaje, że w zasadzie Rosjanie mają prawo rozlokować tam nie tylko Bastiony, ale też broń nuklearną. To samo dotyczy obwodu kaliningradzkiego i przetransportowania do niego pocisków Iskandier.

Czemu to ma służyć i jakie przynosi rezultaty? Chodzi o sygnał dla NATO i USA: przy dokonywaniu Anschlussu wszelki opór nie ma sensu. W skrajnym wariancie Rosja jest gotowa sięgnąć po środki ostateczne. A Sojusz tę narrację kupuje. Na ostatnim spotkaniu ministrów obrony NATO w Brukseli na początku lutego 2015 r. debatowano na temat obniżenia progu, po którym Rosjanie gotowi są użyć broni atomowej.

Specoperacja

Pierwsze sygnały, że Krym się odłączy, pojawiły się jeszcze przed ucieczką Janukowycza z Ukrainy. 20 lutego szef krymskiego parlamentu Wołodymyr Konstantinow był w Moskwie. Zapytano go, czy Krym może się odłączyć od Ukrainy. – To możliwe, jeśli kraj się rozpadnie. A wszystko do tego zmierza – odpowiedział. Trzy dni później, gdy obalony prezydent uciekał z kraju, wiec w Sewastopolu, formalnie niewchodzącym w skład Republiki Autonomicznej Krymu, ogłosił „ludowym merem” miasta nieznanego szerzej biznesmena Ołeksija Czałego i wypowiedział posłuszeństwo władzom w Kijowie.

Najważniejsze miało się wydarzyć. 27 lutego o czwartej nad ranem do parlamentu w Symferopolu wdarło się 120 uzbrojonych po zęby ludzi bez znaków rozpoznawczych. „Zielone ludziki”, jak ich potem nazwano, byli rosyjskim specnazem, który miał za zadanie zmusić krymskich parlamentarzystów do rozpisania referendum. Zanim to się stało, mimo braku kworum, powołano Serhija Aksionowa na nowego premiera Krymu, bo stary jako przybysz z Doniecka nie był wystarczająco pewny. Referendum było kilkakrotnie przesuwane, parę razy zmieniano pytanie, które Rosjanie chcieli zadać. Ostatecznie datę plebiscytu ustalano na 16 marca, a wśród pytań było również i to o odłączeniu Republiki Autonomicznej od Ukrainy.

Równolegle Rosjanie, przy pomocy oddziałów miejscowej tzw. samoobrony, zajęli najważniejsze obiekty – lotniska, wieże telewizyjne, kluczowe skrzyżowania – i zablokowali ukraińskie bazy wojskowe. „Ukraińskie jednostki na Krymie nie podlegają bezpośredniemu atakowi, jeśli tylko nie okazują sprzeciwu. Ze względu na wahania kijowskich przywódców poważny sprzeciw w tym scenariuszu jest wykluczony” – napisał sześć lat wcześniej Igor Dżadan w tekście, który w kwestii przebiegu okupacji Krymu sprawdzi się niemal co do joty.

Demokratyzacja

W doktrynie Anschlussu siła wspomaga wolę ludu. Gdyby traktować słowa Putina dosłownie, prezydent jest entuzjastą jeffersonowskiej demokracji w czystej formie. Jej zalety zostały w Rosji docenione w 2004 r., po sukcesie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Wówczas Kreml uznał, że wspierane finansowo przez USA kolorowe rewolucje tak naprawdę są technologiami przejmowania władzy, aksamitnymi zamachami stanu finansowanymi przez CIA za pośrednictwem organizacji takich jak Freedom House. Dlatego Kreml zaczął wspierać prorosyjskie organizacje pozarządowe i partie działające na terytorium obcych państw, a zorientowane jednoznacznie na Rosję. Karpacki buk, czyli długie kije, którymi według relacji oficera Berkutu w filmie Kondraszowa kijowscy demonstranci mieli atakować berkutowców, ma od teraz obrócić się przeciw Majdanom.

Efektem jest krymska wiosna, którą inicjowały prorosyjskie organizacje, takie jak Republika Doniecka czy Twierdza. Struktura kolorowej rewolucji w wersji rosyjskiej jest klasyczna. Prologos to bezprawny zamach stanu w Kijowie, który pozwala uznać, że państwo ukraińskie przestało istnieć. Parados to nagranie z wystąpieniem Janukowycza, który zapewnia, że pozostaje prawowitym prezydentem. Epeisodion to Majdan i Antymajdan na Krymie. Stasimon to słynna narada, na której prezydent Putin ustala w wąskim gronie z szefostwem armii i służb specjalnych, jak ratować rosyjskojęzyczną ludność z nacjonalistycznego piekła. Kommos to jej pogrom, który według Kondraszowa miał miejsce przed pojawieniem się na Krymie zielonych ludzików i który jest oficjalnym uzasadnieniem aneksji. Exodos to referendum i włączenie w skład Federacji Rosyjskiej.

>>> Czytaj też: Brzeziński: Polska musi się zbroić i liczyć na siebie. Zagrożenie jest realne

Symbole

O wykształcenie właściwych pojęć dbała rosyjska propaganda, której mechanizm działania świetnie opisał raport warszawskiego OSW: „Zasada masowego i długotrwałego działania (stereotyp propagandowy »pomarańczowej dżumy« i »banderowców« jest powtarzany nieustannie od 2003 r.), zasada informacji pożądanej (Rosjanie i ludność rosyjskojęzyczna oczekują obrony ich praw, uwierzyli w zmanipulowaną informację o zakazie używania języka rosyjskiego), zasada emocjonalnego pobudzenia (doprowadzenie odbiorców do takiego stanu, by działali bez większego namysłu, wręcz – irracjonalnie), zasada zrozumiałości (przekaz jest uproszczony, podawany w czarno-białych barwach, pełen oceniających słów-kluczy, np. rusofob), zasada rzekomej oczywistości (wywołanie skojarzenia propagandowej tezy z kreowanymi mitami politycznymi: rosyjska wiosna – patriotyzm, banderowcy – faszyzm, Majdan – chaos itp.)”.

Do tego trzeba też dodać symbol żółto-czarnej wstążki św. Jerzego, który miał się kojarzyć z jednością russkiego miru, a zarazem walką z faszyzmem, utożsamianym z nowymi władzami z Kijowa. Kreml w sensie politycznym oparł się przy tym częściowo na istniejących wcześniej strukturach – partii Jedność Rosyjska, na której czele stał Serhij Aksionow, paramilitarnych oddziałach kozackich czy narodowo zorientowanych klubach motocyklowych, z którymi Putin spotykał się zresztą podczas poprzednich wizyt na Krymie. Jeden z liderów „bajkierów” o pseudonimie „Chirurg” stanął wiele miesięcy później na czele formowanego w Moskwie stowarzyszenia Antymajdan.

„Aby uruchomić proces prorosyjskiego dryfowania Krymu, należy zawczasu stworzyć warunki zdolne nadać temu procesowi legitymację polityczną i uzasadnienie moralne, a także zbudować strategię PR, która akcentowałaby wymuszony, reaktywny charakter odpowiednich działań ze strony Rosji i prorosyjsko nastawionych elit politycznych południowego wschodu Ukrainy” – czytamy w kremlowskim dokumencie z początku lutego 2014 r., który przed miesiącem ujawniła opozycyjna „Nowaja Gazieta”. To kolejne potwierdzenie świadczące o tym, że Kreml nie zajął Krymu ad hoc, lecz realizował przygotowany wcześniej scenariusz.

******************

Dokument, w którym definiowana jest doktryna Anschlussu, kończy się komentarzem Putina. Rosyjski prezydent mówi w nim o przyszłości. Nie ma w niej miejsca na kompromis. Teza jest czytelna: Rosja nie może dać się wciągnąć w logikę, którą narzuca jej Zachód. Nie może, bo straci wszystko. Mit założycielski rosyjskiego świata jest kreślony na warunkach Kremla. Bo – jak mówi prezydent – interesy Rosji muszą być szanowane.

>>> Czytaj też: Rosyjscy eksperci: naród nie boi się kryzysu, bo ufa Władimirowi Putinowi

ikona lupy />
Zimna wojna - NATO i Układ Warszawski / Forsal.pl
ikona lupy />
Rosja mapa / ShutterStock