Od początku kwietnia nowe zasady na rynku mleka. W Unii Europejskiej znikną limity na produkcję tego surowca. Mechanizm zapobiegający nadwyżkom funkcjonował od 1984 roku.

Do końca miesiąca rolnicy muszą ograniczać produkcję, by z dnia na dzień maksymalnie ją zwiększyć. To kłopotliwa sytuacja - zauważa Radosław Iwański z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Część hodowców decydowała się redukować pogłowie bydła, by mieścić się w produkcyjnych limitach. Inni z kolei zwiększali swoje stada bez względu na kary, aby osiągać maksymalną produkcję możliwie szybko. Nie wiadomo, którzy producenci postąpili słusznie - twierdzi.
Eksperci przewidują, że na zniesieniu kwot mlecznych zyskają głównie duzi producenci.

W Unii, Polska jest jednym z największych, ale nasza pozycja na rynku nie jest najsilniejsza - wyjaśnia Iwański. Podstawowym argumentem są zależności ekonomiczno-polityczne. Jeśli taka decyzja byłaby korzystna dla czołowych eksporterów, podjęto by ją natychmiast. Dodatkową przeszkodą jest rozproszenie polskich producentów i przetwórców, a w konsekwencji ich słaba pozycja negocjacyjna.

Za przekroczenie limitów w ostatnim roku kwotowym Polska będzie musiała płacić kary. Bruksela zgodziła się, by rozłożyć je na trzyletnie raty.

>>> Czytaj też: Wojskowe pomysły Niemiec. Do czego Berlin chce wykorzystać "europejską armię"?

Reklama