Po ubiegłotygodniowych targach Agrotech prezes Ursusa może mieć powody do optymizmu. Stoisko cieszyło się dużym zainteresowaniem zwiedzających, a żeby wejść do nowych ciągników z serii C, trzeba było się ustawić w długiej kolejce. O tym, że Ursus staje na nogi, wskazują także wyniki finansowe za 2014 r. Spółka osiągnęła w nim 51,5-proc. wzrost przychodów do poziomu 224,1 mln zł. Mogła się przy tym pochwalić skonsolidowanym zyskiem netto na poziomie 13,8 mln zł wobec 22,4-mln straty z roku poprzedniego.

Sam Zarajczyk do poprawy statystyk odnosi się jednak z dystansem. – Nie da się od razu wejść do grona liderów, ale cały czas nadrabiamy 20 lat przerwy w rozwoju firmy. Dziś mamy już osiem nowoczesnych modeli ciągników, które śmiało mogą konkurować z najlepszymi w Europie – deklaruje prezes Ursusa. Do podtrzymania dobrej passy firma potrzebuje wielkich kontraktów, takich jak ten realizowany właśnie w Etiopii. Do kwietnia Ursus ma zostać zrealizowana pierwsza część kontraktu, opiewająca na 1,5 tys. maszyn.

Drugie tyle planuje wysyłać na Czarny Ląd do września, o ile – podobnie jak w przypadku pierwszej części – BGK sfinansuje zakup swoim kredytem. Dotychczas bank przekazał Etiopczykom 45 mln dol., czyli połowę wartości umowy. Na razie nie wiadomo, jaka kwota wchodziłaby w grę tym razem. – Afrykański kontrakt może otworzyć nam drzwi na pozostałe rynki afrykańskie – tłumaczy prezes Ursusa i przyznaje, że firma intensywnie poszukuje partnerów w Angoli, Kenii Tanzanii i Zambii. Producent ciągników utrzymuje przy tym, że bez pieniędzy rządowych ekspansja w Afryce byłaby niemożliwa.

Zapytany, gdzie widzi firmę za pięć lat, nasz rozmówca wraca jednak na Zachód. – Chcemy odzyskać pozycję na polskim rynku i wyruszyć za Atlantyk – wskazuje. Zanim Zarajczyk podjął się wskrzeszania podupadłej potęgi, przez prawie dekadę zdobywał doświadczenie w branży motoryzacyjnej. Karierę zaczynał jako specjalista ds. finansowych w Pol-Mot Holding. Następnie pracował m.in. w Fiat Group Automobiles i spółce Ital-Mot. Wreszcie w 2008 r. związał się z Pol-Motem Warfama (obecnie Ursus). O sobie mówi mniej chętnie niż o biznesie. – Na pewno jestem niecierpliwy i bardzo wymagający – mówi szef Ursusa. Podkreśla przy tym, że choć wymienione cechy nie zawsze wzbudzają entuzjazm podwładnych, są pożądane w zarządzaniu spółką. – Na tym etapie, gdy w firmie wszystko dzieje się bardzo szybko, moja niecierpliwość jest w cenie – śmieje się Zarajczyk.

Reklama

W podobnym tonie wypowiadają się jego współpracownicy. – Uwielbia wszystko kontrolować. Jest bardzo wymagający, ale przy tym konkretny – wylicza dyrektor ds. jakości w Ursusie Michał Wiśniewski. Karol Zarajczyk uważa, że jego sposób zarządzania jest w znacznej mierze związany z wizytą w Japonii. – Przez rok mieszkałem w Tokio. Ten okres wywrócił do góry nogami moje postrzeganie biznesu i produkcji. Dziś sam wysyłam tam swoich pracowników – zapewnia. Przed podjęciem pierwszej pracy Zarajczyk ukończył studia magisterskie na kierunku finanse i bankowość w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Wolny czas najchętniej spędza z najbliższymi i… przy perkusji. – Bębny to moja druga miłość – przyznaje. Z poszukiwaniem miejsca do treningów nie ma problemów. W domu czeka na niego własna sala prób.

>>> Czytaj też: Ursus wychodzi na prostą. Zysk firmy w 2014 roku wyniósł 14 mln zł