„Imperium” to brzydkie słowo. Biorąc pod uwagę zachowanie wielu imperiów, nie ma się czemu dziwić. Ale określenie „imperium” to także po prostu opis pewnego stanu, w wielu przypadkach niezaplanowanego i rzadko kiedy zamierzonego. To stan, który wyrasta z sytuacji olbrzymiej nierównowagi sił. I rzeczywiście, jeśli przyjrzeć się imperiom, które były niejako zaplanowane, jak np. Francja Napoleona czy III Rzesza, to rzadko kiedy trwały one przez dłuższy czas. Większość imperiów nie planowała, że się nimi stanie. One się po prostu nimi stają i dopiero potem zdają sobie z tego sprawę. Czasami bywa tak, że nawet przez długi czas nie zdają sobie sprawy ze swojej pozycji, zaś ten błąd w oglądzie sytuacji może mieć ogromne konsekwencje.

II wojna światowa i narodziny imperium

Stany Zjednoczone stały się imperium w 1945 roku. To prawda, że już wcześniej – podczas wojny hiszpańsko-amerykańskiej, USA przejęły kontrolę nad Filipinami i Kubą. Prawdą jest również, że USA zaczęły wcześniej myśleć o sobie w kategoriach imperium, ale w rzeczywistości nim nie były. Kuba i Filipiny były jedynie imperialną fantazją. Ta iluzja prysła po I wojnie światowej, po której nastąpił okres izolacjonizmu i Wielkiego Kryzysu.

Prawdziwe amerykańskie imperium, które pojawiło się dopiero po tych wydarzeniach, było efektem różnych okoliczności. Nie było przy tej okazji wielkich spisków. Dynamika II wojny światowej doprowadziła do załamania się europejskich potęg i okupacji Europy przez Związek Radziecki i Amerykanów. Ta sama dynamika doprowadziła do okupacji Japonii i bezpośredniego zarządzania tego kraju przez USA. Japonia stała się de facto kolonią z gen. Douglasem MacArthurem jako wicekrólem.

Reklama

USA rozpoznały w sobie wielkie imperium i zaplanowały, że status ten z czasem porzucą. Było to prawdziwe dążenie, a nie propaganda. Po pierwsze, USA były pierwszym w nowocześniej historii projektem antyimperialnym. Stany Zjednoczone sprzeciwiały się imperium z zasady. Co więcej, to właśnie imperium wykorzystywało amerykańskie zasoby i nie zapewniło Ameryce bogactwa.

II wojna światowa wyniszczyła zarówno Japonię jak i Europę Zachodnią. USA przed wojną uzyskiwały w tych krajach niewielkie lub nawet żadne korzyści gospodarcze. Ostatecznie po II wojnie światowej USA pozostały w dużej mierze nietknięte i być może były jednym z niewielu krajów, które na wojnie skorzystały. Odtąd pieniądze były w USA, a nie w imperium. Żołnierze i generałowie chcieli wracać do Stanów.

Ale tym razem inaczej niż po I wojnie światowej, Amerykanie wrócić nie mogli. Pierwsza wojna zrujnowała prawie wszystkich jej uczestników. Nikt nie miał później energii, aby walczyć o hegemonię. USA wówczas mogły zostawić Europę jej własnej dynamice.

II wojna światowa zakończyła się inaczej. Związek Radziecki, pomimo, że zniszczony, to wciąż pozostawał silny. Moskwa była hegemonem na wschodzie, i gdyby USA wycofały się z Europy, możliwe, że Moskwa zdominowałaby całą Europę.

A sytuacja taka byłaby dużym problemem dla Waszyngtonu, ponieważ zjednoczona Europa – czy to jako efektywna i dobrowolna federacja, czy też zjednoczona pod wpływem dominacji jednego państwa – miałaby wystarczające zasoby, aby zagrozić potędze USA.

Stany Zjednoczone nie mogły zatem opuścić Starego Kontynentu. Waszyngton nie postrzegał siebie jako nadzorującego Europę imperium – USA pozwoliły zachować państwom europejskim większą polityczną autonomię niż czynił to w swojej strefie wpływów Związek Radziecki.

Oprócz wojskowej obecności w Europie, USA dodatkowo zorganizowały europejską gospodarkę i stworzyły i uczestniczyły w europejskim systemie obrony. Jeśli istotą suwerenności jest zdolność podejmowania decyzji, czy iść na wojnę czy nie, to prawdziwa władza nie znajdowała się w Londynie, Paryżu czy w Warszawie, ale w Moskwie i w Waszyngtonie.

Regułą organizacyjną amerykańskiej strategii była doktryna powstrzymywania. USA, które były niezdolne do inwazji na Związek Radziecki, chciały sprawdzać Moskwę. Amerykańskie wpływy rozciągnęły się od Europy po Iran.

Strategią Moskwy zaś było blokowanie rozprzestrzeniania się wpływów USA poprzez wspieranie powstań i sprzymierzonych ruchów, aby oddalić amerykańską linię wpływów tak daleko, jako to możliwe. Europejskie imperia się załamywały i ulegały podziałowi. ZSRR chciał stworzyć sojusz z tych państw, które pozostały, a Amerykanie mieli temu zapobiegać.

Gospodarka imperium

Jedną z zalet wejścia w sojusz ze Związkiem Radzieckim, szczególnie jeśli chodzi o grupy powstańcze, był duży dopływ broni. Z kolei zaletą sojuszu z USA była przynależność do dynamicznej strefy handlowej i dostęp do kapitału i technologii. Niektóre kraje, jak np. Korea Południowa, niezwykle na tym skorzystały, inne zaś w znacznie mniejszym stopniu. Przywódcy krajów takich jak Nikaragua uznali, że skorzystają w znacznie większym stopniu z wojskowego i politycznego wsparcia Moskwy niż handlu z USA.

Stany Zjednoczone były w dużej mierze największą potęgą gospodarczą, z zupełną kontrolą mórz, bazami na całym świecie i dynamicznym systemem handlu i inwestycji, z którego korzystały państwa strategicznie ważne dla Waszyngtonu lub takie, które były w stanie to wykorzystać. Taki stan rzeczy na początku zimnej wojny sprawiał, że USA – nawet jeśli nieświadomie - to zaczęły się zachowywać jak imperium.

Geografia amerykańskiego imperium została zbudowana częściowo na wojsku, ale w największym stopniu na relacjach gospodarczych. Początkowo te relacje gospodarcze były oczywiste dla amerykańskiego biznesu, jednak w miarę jak system dojrzewał, wartość inwestycji rosła wraz ze wzrostem wartości importu, eksportu i rynków pracy.

I tak jak w przypadku wielu prawdziwych imperiów, tak i tu nie było żadnego wielkiego planu czy nawet marzenia o imperium. Strategiczna potrzeba stworzyła gospodarczą rzeczywistość, a poszczególne kraje stawały się zależne przemysłowo od innych. Oczywistym przykładem mogą być Arabia Saudyjska czy Wenezuela, których ropa napełniała zbiorniki amerykańskich firm. W efekcie kraje te – bez względu na ich konwencjonalną pozycję strategiczną – stawały się ważne gospodarczo. A to ostatecznie sprawiało, że stawały się też ważne strategicznie.

Wraz z tym, jak imperium dojrzewa, wzrasta jego wartość gospodarcza – szczególnie wtedy, gdy nie stosuje siły wobec innych. Stosowanie przymusu jest drogie i podważa wartość imperium. Idealna kolonia to taka, która nie jest kolonią, ale państwem, które korzysta z gospodarczych relacji zarówno z imperialną władzą jak i resztą imperium. Podstawową relacją wojskową powinna być, albo wzajemna zależność, albo zależność podatnego klienta-państwa od imperialnej władzy.

Właśnie w taki sposób USA stały się imperium. Najpierw były bardzo bogate i silne. Potem Stany Zjednoczone musiały się zmierzyć z przeciwnikiem, który potencjalnie był w stanie rywalizować z USA na arenie światowej, w wielu państwach świata. W dalszej kolejności USA wykorzystały swoje gospodarcze atuty, co w efekcie doprowadziło do wytworzenia się gospodarczych, a potem politycznych i wojskowych stosunków. Wreszcie kraje te stały się istotne z punktu widzenia różnych sektorów amerykańskiej gospodarki.

>>> Polecamy: Stratfor: Polska potrzebuje nowej strategii. Warszawa powinna inwestować w obronność

Ograniczenia amerykańskiego imperium

Problemem amerykańskiego imperium jest balast zimnej wojny. W czasie zimnej wojny USA oczekiwały, że mogą iść na wojnę z koalicją państw, ale wciąż to Waszyngton ponosił główny ciężar wojny. Gdy w 1991 roku rozpoczęła się operacja Pustynna Burza, przeważyła właśnie ta zimnowojenna logika. Stworzono wówczas koalicję państw wokół USA. Po zamachach z 11 września podjęto decyzję o wejściu do Afganistanu i Iraku na takiej samej zasadzie, czyli znów zbudowano koalicję, ale centralna siła wojskowa składała się z sił amerykańskich. Założono, że gospodarcze korzyści przy tej okazji, wynikające ze współpracy z USA, będą oczywiste.

Tymczasem pod wieloma względami wojny po 11 września 2001 roku opierały się na modelu podobnym do II wojny światowej. Planiści wojny w Iraku intensywnie przyglądali się powojennej okupacji Niemiec i Japonii.

Żadne imperium nie przetrwa w oparciu o zasadę bezpośrednich rządów. Być może najlepszym tego przykładem były nazistowskie Niemcy. Kraj ten próbował bowiem rządzić Polską bezpośrednio, zdobył terytorium Sowietów, powołał rząd Vichy, aby rządzić nie tylko połową Francji, ale całą Francją.

Brytyjczycy z kolei rządzili Indiami za pośrednictwem cienkiej warstwy urzędników i oficerów oraz całej grupy biznesmenów, którzy chcieli zbić w Indiach swoje fortuny. W sposób oczywisty Brytyjczycy poradzili sobie lepiej niż Niemcy.

Niemcy bowiem wyeksploatowali się nie tylko przeliczając swoje możliwości, ale także dostarczając żołnierzy i administratorów, aby bezpośrednio rządzili podbitymi krajami.

Brytyjczycy potrafili uczynić ze swojego imperium niezwykle istotny składnik światowego systemu. Niemcy polegli nie tylko w starciu ze swoimi wrogami, ale także podczas podboju wrogich terytoriów.

Po 1992 roku USA stały się jedyną globalną potęgą. Oznaczało to, że jedynie Waszyngton był w stanie rozmieszczać swoje siły o charakterze gospodarczym, politycznym i wojskowym na skalę globalną. Stany Zjednoczone były i wciąż pozostają niezwykle silne, choć owa siła różni się od wszechwładzy. Gdy posłucha się politycznych debat w Rosji, Iranie czy w Jemenie, można odnieść wrażenie, że amerykańska władza nie zna granic. Tymczasem każda władza ma swoje ograniczenia, a imperia mogą przetrwać tylko wtedy, gdy owe ograniczenia znają i je respektują.

Podstawowym ograniczeniem amerykańskiego imperium – tak samo, jak w przypadku imperium brytyjskiego i rzymskiego – jest demografia. W porównaniu z Eurazją – Azją i Europą razem – Amerykanie są pod tym względem na straconej pozycji od samego początku. Amerykańska armia jest zbudowana na mnożnikach siły – broni, która potrafi zniszczyć wroga zanim wróg zdąży zadać cios relatywnie niewielkim siłom USA. Czasami strategia ta się sprawdza, ale nie na dłuższą metę już nie działa. Lekcję tę Amerykanie musieli przyswoić w Wietnamie, a potem w Iraku i Afganistanie. Irak to państwo liczące 25 mln ludzi. Amerykanie wysłali tam ok. 130 tys. żołnierzy. W sposób nieuchronny skala tego starcia przytłoczyła USA. W micie, jakoby Ameryka nie tolerowała wojny często zapomina się, że wojna w Wietnamie toczyła się przez 7 lat – tak samo w Iraku. Opinia publiczna może być całkiem cierpliwa, ale matematyka wojny jest bezwzględna. W pewnym momencie skala zniszczeń jest po prostu nie warta politycznego zaangażowania.

Rozmieszczenie głównych sił USA w Eurazji jest niemożliwe do utrzymania, poza szczególnymi przypadkami, w których posiadanie przerażającej siły w danym momencie jest ważne, aby osiągnąć zwycięstwo. Takich przypadków jest jednak niewiele. W przeważającej większości zatem jedyną strategią są działania wojenne o charakterze pośrednim: przenoszenie ciężaru wojny na tych, którzy chcą go dźwigać lub na tych, którzy nie mogą tego uniknąć. Działania wojenne o charakterze pośrednim stosowano w pierwszych dniach II wojny światowej – wspierano Wielką Brytanię i Związek Radziecki w walce z Niemcami.

Istnieją dwie odmiany pośrednich działań wojennych. Pierwszą z nich jest wspieranie sił państwa, którego interesy są zbieżne. Działo się tak w pierwszych fazach wojny w Afganistanie. Drugą odmianą jest utrzymywanie równowagi sił między narodami. To z kolei możemy dziś zaobserwować na Bliskim Wschodzie, gdzie USA balansuje między czterema głównymi siłami – Iranem, Arabią Saudyjską, Izraelem i Turcją.

W Iraku amerykańskie samoloty przeprowadzają uderzenia z powietrza – równolegle do działań irańskich sił lądowych. W Jemenie z kolei USA wspierają saudyjskie ataki powietrzne przeciw Huti, którzy szkolili się w Iranie.

To właśnie istota imperium. Brytyjczycy mówią, że nie ma stałych przyjaciół ani wrogów, stałe są jedynie interesy. Ten stary frazes, jest – jak większość z nich – prawdziwy. USA właśnie się tego uczą. Pod wieloma względami Stany Zjednoczone były bardziej pociągające, gdy miały jasno zdefiniowanych wrogów i przyjaciół, ale na ten luksus imperia nie mogą sobie pozwolić.

>>> Zobacz również: Stratfor: Trwa wojna cywilizacji. Europa znów zetrze się z islamem

Budowa systemu równowagi

Obecnie widzimy, jak USA przewartościowują swoją strategię i uczą się równowagi. Globalna potęga nie może sobie pozwolić na bezpośrednie zaangażowanie w wiele konfliktów, które toczą się na całym świecie. Działania takie szybko doprowadziłyby do wyczerpania tej potęgi. Przy pomocy różnych narzędzi imperium musi tworzyć regionalną i światową równowagę sił bez uzurpowania czyjejś wewnętrznej suwerenności. Trik polega na tym, aby stworzyć sytuacje, w których inne kraje będą zachowywały się według takiego scenariusza, który leży w interesie USA.

To całkiem trudne zadanie. Pierwszy krok to stosowanie ekonomicznych bodźców w celu kształtowania zachowania innych krajów. To rola amerykańskich firm, a nie amerykańskiego Departamentu Handlu.

Drugi krok to zapewnienie pomocy gospodarczej krajom, które się wahają. Trzeci krok to pomoc wojskowa. Czwarty – wysłanie doradców. Piaty – wysłanie przeważających sił.

Przejście z etapu czwartego do etapu piątego jest zadaniem najtrudniejszym do wykonania. Przeważające siły prawie nigdy nie powinny zostać użyte, ale gdy doradcy i wysłana dotychczas pomoc nie są w stanie rozwiązać problemu wymagającego natychmiastowego rozwiązania, wówczas jedyną siłą, którą można zastosować, jest przeważająca siła. Rzymskie legiony były używane w oszczędny sposób, ale gdy je już zastosowano, przynosiły one skutek.

>>> Czytaj też: Stratfor: Gry wojenne. W jaki sposób Rosja może zaatakować Ukrainę?

Odpowiedzialność imperium

Celowo mówiłem o USA jako o imperium, wiedząc, że pojęcie to może działać na nerwy. Ci, którzy nazywają Stany Zjednoczone imperium, zazwyczaj mają na myśli coś złego. Inni będą nazywać to inaczej. Tak czy inaczej, warto jest zmierzyć się z rzeczywistością taką, jaką ona jest. Poza tym zawsze warto być szczerym, szczególnie wobec siebie. Co ważne, jeśli USA będą postrzegały siebie jako imperium, wówczas zaczną opanowywać lekcje imperialnej władzy. Nie ma nic bardziej szkodliwego niż imperium, które używa swojej władzy w bezmyślny sposób.

To prawda, że USA nie chciały stać się imperium. Prawdą jest jednak, że nie liczą się tutaj intencje. Warunki, historia i geopolityka stworzyły podmiot, który jeśli nie jest imperium, to zasadniczo tak właśnie wygląda.

Imperia nie muszą opierać się na opresji i ucisku. Persowie w swoich poglądach byli całkiem liberalni. Amerykańska ideologia i amerykańska rzeczywistość nie są z natury rozbieżne. Trzeba jednak zmierzyć się z dwiema kwestiami. Po pierwsze, USA nie mogą oddać władzy, którą posiadają. Nie ma nawet praktycznego sposobu, aby to zrobić.

Po drugie, biorąc pod uwagę bezmiar amerykańskiej siły, USA będą zaangażowane w konflikty bez względu na to, czy tego chcą, czy nie. Imperia często budzą strach, czasami są szanowane, ale nigdy kochane przez resztę świata. I nie zwiedzie nikogo zachowywanie się w taki sposób, jakby się nie było imperium.

Obecna próba budowania równowagi sił na Bliskim Wschodzie jest przejawem fundamentalnego przewartościowania amerykańskiej strategii. Wciąż jest to niezdarne i w niewielkim stopniu przemyślane, ale ma miejsce. Dla reszty świata oznacza to, że bezpośrednie zaangażowanie USA będzie coraz rzadsze. USA nie będą interweniowały. Waszyngton będzie zarządzał sytuacją, czasami na korzyść jednego kraju, czasami na korzyść innego.