Władimir Putin jak co roku był w zeszłym tygodniu gościem programu telewizyjno-radiowego „Linia specjalna”, w którym przez cztery godziny odpowiadał na pytania zadawane przez Rosjan z całego kraju. Naturalnie audycja była dokładnie zaplanowana tak, by uniknąć sytuacji, które mogłyby wprawić rosyjskiego prezydenta w zakłopotanie. Nie oznacza to jednak, że program był całkowicie pozbawiony krytyki i drażliwych kwestii. Władimir Putin wykorzystał „Linię specjalną” do wytykania błędów byłego ministra finansów, rozważań na temat morderstwa opozycyjnego polityka Borysa Niemcowa i wyrażenia opinii o wojnie na Ukrainie.

“Linia specjalna” organizowana jest od 2001 roku. Dlaczego Putin zdecydował się na format zakładający zadawanie pytań przez telefon czy internet? „To najpotężniejszy sondaż opinii” – stwierdził podczas zeszłotygodniowego show. „Za pomocą różnych kanałów komunikacji zadano miliony pytań. Dzięki temu mamy obraz tego, co martwi Rosjan”.

Choć Rosja Putina nie jest demokratycznym krajem, jej przywódca ma obsesję na punkcie informacji zwrotnej. Polityka jest w dużej mierze kształtowana przez częste sondaże opinii czy ankiety fokusowe. To pomaga wyjaśnić niektóre, jak się wydaje, nieprzemyślane i autodestrukcyjne posunięcia Kremla, które potem cudownym zbiegiem okoliczności skutkują wysokimi wskaźnikami poparcia i większą konsolidacją reżimu.

Reklama

Cofnijmy się stycznia 2014 roku, kiedy wskaźniki poparcia społecznego dla Putina spadły do rekordowo niskiego poziomu 65 proc. (takie wyniki byłyby wspaniałą nowiną dla polityków w wielu demokratycznych państwach). Wszystko zmieniło się w jednej chwili, gdy Rosja rozpoczęła okupację Krymu. Poparcie Putina poszybowało do 88 proc. i do tej pory pozostaje na zbliżonym poziomie. „Niektórzy pewnie spodziewali się jakichś wzrostów, ale takie wyniki zaskoczyły wszystkich – z Putinem włącznie” – mówi Gleb Pawlowski, były doradca Putina w latach 1999-2011.

Rok po zajęciu Krymu, notowania Putina wciąż pozostają niewiarygodnie wysokie. Teraz jednak musi on stawić czoła narastającej wśród Rosjan frustracji, spowodowanej kryzysem gospodarczym napędzanym przez zachodnie sankcje i niskie ceny ropy naftowej. Lew Gudkow, szef Levada Centre, niezależnej agencji badania opinii publicznej, przewiduje, że poziom poparcia dla Putina prędzej czy później zacznie spadać.

„Bańka ideologicznego patriotyzmu już teraz jest dość słaba. Relatywny spokój na Ukrainie da przestrzeń do buntowniczych nastojów w Rosji” – twierdzi Gudkow.

Podczas „Linii specjalnej” Putin podkreślił, że dla Rosjan najważniejsza jest jedność: „Jeśli utrzymamy obecny poziom solidarności społeczeństwa, nie straszne nam będą żadne zagrożenia” – mówił podczas programu.

Gudkow uważa, że Putin będzie niebawem potrzebował nowego konfliktu, by zapobiec rozpadowi dopiero co zdobytej jedności społeczeństwa. Ten konflikt nie będzie miał jednak prawdopodobnie formy kolejnego ataku na Ukrainę czy innego sąsiada. Przejęcie Krymu zostało pozytywnie przyjęte przez Rosjan, głównie dlatego, że obyło się bez dużego rozlewu krwi i było akceptowane przez większą część mieszkańców półwyspu. Społeczeństwo nie ma jednak większego apetytu na kolejną wojnę – twierdzi Gudkow.

>>> Czytaj też: Rosjanie są niewypłacalni. 5 mln osób nie oddaje kredytów

“System zostanie zmuszony do stworzenia nowej sytuacji alarmowej, ale tym razem raczej wewnątrz kraju, nie poza jego granicami – tam zabrnęło to już za daleko” – mówi Gleb Pawlowski, były doradca Putina. W jego opinii, imperializm w Rosji bardziej przypomina PR-ową bańkę niż dominującą ideologię. „To jest show, którego tematem przewodnim jest zimna wojna. To opera mydlana z wykorzystaniem rekwizytów podkreślających władzę, nie imperialny projekt”.

Nowym celem będą ci, których uważa się za agentów zewnętrznego wroga: stosunkowo niewielka, ale wpływowa część społeczeństwa, która utożsamia się z liberalnymi wartościami i popiera integrację z Zachodem. Propaganda Kremla często określa tą grupę mianem „piątej kolumny”. „Będzie więcej represji i więcej aktów prowokacji przeciwko dysydentom” – przewiduje Gudkow.

Choć w dzisiejszej Rosji jak na razie nie ma jeszcze represji na taką skalę, jak w czasach ZSRR, wewnętrzne napięcia społeczne wyraźnie narastają w ciągu ostatnich kilku miesięcy. W lutym tego roku około 30 tys. zwolenników Putina przemaszerowało ulicami Moskwy żądając, by rząd zniszczył „piątą kolumnę” i wsadził opozycyjnych liderów za kratki. Tydzień później zamordowano Borysa Niemcowa. Zginął zaledwie kilkaset metrów od Kremla. Putin potępił zabójstwo, a podczas czwartkowej „Linii specjalnej” ponownie nazwał je „haniebnym aktem”.

Toksyczna, antyopozycyjna retoryka wypełnia teraz czas antenowy w prorządowych stacjach telewizyjnych i kolumny w prasie, jak jeszcze nigdy przedtem. Przykładowo, w ubiegły piątek przedstawiciel Putina w Syberyjskim Okręgu Federalnym gen. Nikołaj Rogożkin oskarżył opozycję o wywołanie pożarów lasów, które zniszczyły kilkanaście wiosek w regionie.

Putin nie jest odporny na podgrzewaną retorykę: w zeszłym miesiącu stwierdził, że zachodnie służby specjalne planowały wykorzystanie rosyjskich grup politycznych i pozarządowych organizacji do zakłócenia przyszłorocznych wyborów. W programie „Linia specjalna” unikał jednak rozmowy na ten temat. Zamiast tego, zapraszał opozycję do udziału w wyborach i wejścia do parlamentu. Tymczasem, gdy przez cztery godziny odpowiadał na pytania Rosjan, policja wtargnęła do siedziby założonego przez Michaiła Chodorkowskiego ruchu obywatelskiego Otwarta Rosja, który rozpowszechnia informacje o rządowych represjach i nawołuje do protestów.