Tarcza do obrony powietrznej średniego zasięgu Wisła przypadnie amerykańskiemu koncernowi Raytheon, śmigłowce wielozadaniowe – notowanemu na giełdzie w Paryżu Airbusowi. Łączna wartość tych kontraktów to 25–30 mld zł. Ale decyzja ogłoszona we wtorek przez prezydenta Bronisława Komorowskiego to dopiero początek polskich żniw zachodnich koncernów zbrojeniowych.

Trzecim smakowitym kąskiem z liczącego ponad 100 mld zł tortu zbrojeniowego jest przetarg na trzy okręty podwodne, który ma być ogłoszony pod koniec roku. Tutaj faworytami wydają się Niemcy z ThyssenKrupp Marine Systems z okrętem U212 oraz francuska stocznia DCNS i jej okręt Scorpène. Do walki może stanąć także szwedzki Saab Kockums. Okręty podwodne mają być uzbrojone w pociski manewrujące. Wiadomo, że Francuzi takie mają, ale nie zainstalują ich na okrętach innych niż francuskie. Dlatego – o czym DGP pisał jako pierwszy – MON rozpoczęło rozmowy z USA, by ewentualnie nabyć pociski Tomahawk. Ma to zwiększyć konkurencję w tym postępowaniu. A jest się o co bić – wartość kontraktu to 7–9 mld zł.

>>> Polecamy: Mielec i Świdnik zawiedzione decyzją MON ws. śmigłowców. "Tak naprawdę nie było przetargu"

Kolejnym przetargiem, który ma być ogłoszony jeszcze w tym roku, jest ten na śmigłowce uderzeniowe. Choć oczywiście nie znamy jeszcze ostatecznych oferentów, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że w szranki staną amerykański Boeing (helikopter AH-64 Apache), francusko-niemiecki Airbus Helicopters (EC665 Tiger) i włoska AgustaWestland (A129 Mangusta). Prawdopodobnie kupimy 32 sztuki. Gra toczy się o miliardy, ale trudno dokładnie oceniać, o ile. Dla porównania za 70 śmigłowców wielozadaniowych MON chciało zapłacić 11,5 mld zł, a w końcu za 50 zapłaci ok. 13 mld zł.

Reklama

Mówiąc o dużych przetargach zbrojeniowych, nie można również zapomnieć o Narwii, czyli tarczy przeciwrakietowej krótkiego zasięgu. Procedura przetargowa ma się rozpocząć w przyszłym roku. W ramach dialogu technicznego MON rozmawiało już z dziewięcioma podmiotami, m.in. z Polską Grupą Zbrojeniową oraz firmami z Francji, Izraela, Niemiec, Norwegii czy Turcji. Ten przetarg także będzie wart miliardy złotych. Nie są to jedyne kontrakty, na których zarobi zagraniczna zbrojeniówka. Musimy też gdzieś kupić chociażby uzbrojone bezzałogowe statki powietrzne.

Jak na dozbrajaniu naszej armii skorzysta polski przemysł? – Wymogiem stawianym każdemu oferentowi – także temu, który przeszedł do następnego etapu – jest offset, czyli inwestycje w Polsce, praktycznie do kwoty takiej, jaką zapłaci polski podatnik – komentował wczoraj przetarg na śmigłowce wielozadaniowe minister obrony Tomasz Siemoniak na antenie RMF FM. Takie wymogi będą najpewniej stawiane także w czekających nas przetargach. Pozostaje mieć nadzieję, że polski rząd będzie potrafił wyegzekwować zobowiązania zagranicznych koncernów, a polski przemysł obronny faktycznie na tych kontraktach skorzysta.

>>> Czytaj też: Gra o Mistrale warta 1,2 mld euro. Prezydent Francji: Oddamy Rosji pieniądze