Deutsche Bank, drugi co do wielkości bank w Europie, rozważa wydzielenie działalności detalicznej – twierdzą źródła rynkowe. Może to oznaczać początek końca banków uniwersalnych – dominującego przez ostatnie dekady modelu, obarczanego odpowiedzialnością za kryzys. Po reformach regulacyjnych dla uzdrowienia systemu finansowego konieczna jest zmiana struktur największych banków.
ikona lupy />
Suma aktywów sektora bankowego w relacji do PKB w 2013 r. / Media

Zwiększenie wymogów kapitałowych i jakości kapitału oraz wprowadzenie buforów, w tym ryzyka systemowego, objęcie największych banków ogólnoeuropejskim nadzorem SSM przy Europejskim Banku Centralnym, dyrektywa BRR, która umożliwi od przyszłego roku stosowanie mechanizmu pokrywania strat przez akcjonariuszy i wierzycieli oraz wprowadza narzędzia uporządkowanej likwidacji banków, a w końcu mający powstać za kilka lat fundusz likwidacyjny SRM – to kolejne reformy, które wzmocniły europejski system bankowy. Wzmocniły system, ale nie na tyle, żeby mógł on efektywnie zajmować się pośrednictwem i alokacją finansowania. Sytuacja nadal jest trudna, a szczególnie trudna w strefie euro – twierdzi Międzynarodowy Fundusz Walutowy i dodaje, że konieczny jest teraz etap reform strukturalnych, w wyniku którego banki muszą zmienić swoje biznesowe modele i struktury, gdyż są one nieefektywne z punktu widzenia gospodarki.

Mario Pagano, przewodniczący Doradczego Komitetu Naukowego przy Europejskiej Radzie Ryzyka Systemowego (ESRB), pisze, że podstawowe powody dzisiejszej dramatycznej sytuacji, jeśli chodzi o transmisję kredytu do gospodarki w strefie euro, to nadmierny rozrost sektora bankowego oraz model bankowości uniwersalnej przyjęty przez największe instytucje.

Reklama

Tymczasem analitycy mówią coraz głośniej, że model wielkiego banku uniwersalnego jest nie tylko nieefektywny z punktu widzenia gospodarki, ale też stopy zwrotu dla inwestorów. „Czas się podzielić” – napisał na początku roku Richard Ramsden, analityk inwestycyjnego banku Goldman Sachs, na temat największej amerykańskiej instytucji kredytowej JP Morgan, typowego giganta reprezentującego uniwersalny model bankowości. Wykazuje on, że podział banku na dwie do czterech części może – w zależności od scenariusza – zwiększyć potencjał wyceny o 5 do 25 proc.

Wielkie banki szkodzą gospodarce

Czy podobne scenariusze czekają europejskie banki? Ich sytuacja jest trudniejsza, gdyż system bankowy na Starym Kontynencie jest znacznie bardziej przerośnięty niż gdziekolwiek na świecie, a na dodatek mniej efektywny. Nawet fakt, że „skurczył się” o ok. 10 proc. w ciągu pięciu lat, licząc od 2008 roku, kiedy osiągnął maksymalną wielkość, nie zmienia tych proporcji. W 2013 r. skonsolidowana suma aktywów banków z siedzibą w UE wynosiła 42 bln euro (włączając w to banki zagraniczne) lub 34 bln euro (bez banków zagranicznych), czyli mniej niż w 2008 roku, gdy było to odpowiednio 45 bln euro i 38 bln euro.

„Pomimo początków delewarowania europejski sektor bankowy pozostał bardzo duży w porównaniu z innymi regionami” – pisze Mario Pagano w książce „Czy w Europie jest za dużo banków” wydanej ostatnio przez mBank i Fundację CASE jako zeszyt nr 132. Mario Pagano uzasadnia, że wzrost systemu bankowego służy gospodarce tylko w krajach na wczesnym etapie rozwoju sektora finansowego, ponieważ tam wraz z jego ekspansją zwiększa się dostęp firm do finansowania. W krajach rozwiniętych zaś sprzyja jedynie do pewnego progu relacji kredytu do PKB, po przekroczeniu którego zaczyna już gospodarce szkodzić.

Ten próg to wskaźnik kredytu dla sektora prywatnego 76 proc. PKB. Kiedy wzrost kredytu poziom ten przekracza, pozytywna korelacja pomiędzy wzrostem kredytu a wzrostem gospodarki ustępuje, a gdy aktywa banków dalej się zwiększają, może to wpływać na hamowanie wzrostu. Negatywna korelacja zaczyna się, gdy wzrost kredytu do PKB przekroczy 100 proc. Wtedy podaż kredytu nie tylko nie służy gospodarce, ale banki podejmują większe ryzyko, a ich zobowiązania – zaciągane najczęściej na rynkach hurtowych – stają się warunkowymi zobowiązaniami podatników.

Dlaczego rozrost systemu bankowego gospodarce nie służy? Szybka ekspansja prowadzi do nieprawidłowej alokacji kapitału. Banki upodobały sobie wzrost za sprawą sprzedaży kredytów mieszkaniowych, które z ich punktu widzenia mają wiele zalet. Po pierwsze, łatwo je wystandaryzować. Gdy zostaną już wystandaryzowane, można je sprzedawać masowo. Nie trzeba – jak w przypadku kredytów korporacyjnych – zajmować się pracochłonnym badaniem bilansu firmy czy oceną biznesplanu.

Kredyty mieszkaniowe mają również teoretycznie mocne zabezpieczenia. Łatwo je sprzedać, gdy zaczynają się psuć. Dopiero pęknięcie bańki na rynku nieruchomości pokazuje, że zabezpieczenia bywają znacznie mniej warte niż zapisano to w księgach. Wielkie europejskie instytucje finansowe w ten sposób „napompowały” bańki na rynku nieruchomości w Hiszpanii, Irlandii i Grecji, a niektóre z nich – także w Europie Centralnej i Wschodniej, czego konsekwencją są obecnie problemy z kredytami we frankach szwajcarskich w Polsce.

Równocześnie wzrost sektora bankowego zwiększa prawdopodobieństwo finansowania projektów o ujemnej wartości bieżącej netto, ponieważ pula kredytobiorców mających wysoką wiarygodność kredytową coraz bardziej się kurczy – argumentuje Mario Pagano. To ryzyko nie ujawnia się jednak od razu. Gdy się już materializuje, powoduje gwałtowne zahamowanie akcji kredytowej.

W ten sposób przerośnięty system bankowy nie tylko zagraża wzrostowi realnej gospodarki, ale poprzez podejmowanie przez banki nadmiernego ryzyka zwiększa prawdopodobieństwo kryzysu zadłużenia i kryzysu finansowego.

Jak rosły europejskie banki

ikona lupy />
Źródła finansowania przedsiębiorstw / Media

Rozrost sektora bankowego zaczął się w mniej więcej w 1980 roku. Od początku zeszłego wieku do tego czasu zarówno w Europie Zachodniej, jak w USA stosunek kredytów bankowych dla krajowego sektora prywatnego do PKB wahał się w pobliżu 40 proc. Wtedy banki zaczęły rosnąć, w czym swój udział miało przyzwolenie, a nawet zachęta ze strony rządów z jednej strony zainteresowanych popytem na ich papiery dłużne, a z drugiej – akcją kredytową dla gospodarstw domowych, żeby w ten sposób zacierać nierówności społeczne.

W ten sposób suma aktywów sektora bankowego w Unii w 2013 roku osiągnęła 274 proc. PKB, a nawet 334 proc. PKB, wliczając w to spółki zależne instytucji zagranicznych. Dla porównania aktywa banków japońskich wynosiły 192 proc. PKB, a amerykańskich 83 proc. PKB. Gdyby uwzględnić jeszcze aktywa rządowych olbrzymów powołanych do wspierania kredytu hipotecznego, czyli Fannie Mae i Freddie Mac, oraz policzyć aktywa według międzynarodowych standardów rachunkowości MSSF, byłoby to 145 proc. PKB, czyli mniej niż połowa wskaźnika w Unii.

Ponadto w UE ma swoje siedziby 29 z 40 globalnych banków, których zobowiązania przekraczają 50 proc. krajowego PKB. Siedem banków z Unii ma zobowiązania przekraczające 100 proc. krajowego PKB. Według tych kryteriów JP Morgan, mający zobowiązania równe 23 proc. amerykańskiego PKB, byłby maluchem.

Model banku uniwersalnego

Gospodarce nie tylko nie służy sam przerost sektora bankowego, ale szczególnie połączenie jego wielkiej skali z przyjętym przez największe banki uniwersalnym modelem biznesu, czyli konglomeratu oferującego całe spektrum usług finansowych. Model ten powstał, gdyż instytucje kierowały się zarówno efektywnością kosztów, jak i dochodów. Okazuje się jednak, że wielkie banki uniwersalne popadły w zastawione przez siebie sidła. W pogoni za skalą na tyle skomplikowały swe modele, że utraciły kontrolę nad rentownością. Poza potwierdzającym regułę wyjątkiem JP Morgan mają wyższe wskaźniki kosztów do dochodów (C/I), niższy zwrot z kapitału i są też niżej wyceniane przez rynek.

Teoretycznie w modelu banku uniwersalnego koszty stałe powinny być niższe dzięki lepszemu wykorzystaniu technologii, zasobów ludzkich czy infrastruktury. Ale prawdziwe konfitury były gdzie indziej. Wiele usług finansowych, jak np. obrót papierami wartościowymi, były subsydiowane dzięki temu, że państwo gwarantuje depozyty. Prawdopodobieństwo wsparcia rządu obniżało koszty finansowania, nie mówiąc już o gwarancji płynności ze strony banków centralnych. Zachęcało to zresztą banki uniwersalne do podejmowania większego ryzyka, a także do zaniżania wag ryzyka w modelach wewnętrznych i zniechęcało do zasilania kredytem gospodarki.

To powód, dla którego wśród 20 największych banków w Unii wskaźnik kredytów dla firm niefinansowych do sumy aktywów spadł z 50 proc. w 1996 roku do 40 proc. w roku 2012. Co wypełniło tę lukę? Instrumenty pochodne, które w 1996 roku niemal nie istniały, a w 2012 roku stanowiły już niemal 20 proc. aktywów największych banków w Unii.

„Taki transfer dotacji może zachęcać banki uniwersalne do tworzenia nadmiernej podaży usług bankowości inwestycyjnej oraz angażowania się w podejmowanie nadmiernego ryzyka poprzez gwarantowanie papierów wartościowych, obrót na własny rachunek i udzielanie kredytów międzybankowych” – pisze Mario Pagano.

Model banku uniwersalnego pozwala również na to, by „sponsorować” niektóre linie biznesowe, nawet jeśli są one nieefektywne. Z tego punktu widzenia kredyty we frankach mogły mieć – w przełożeniu na wynik odsetkowy – niską rentowność. Banki zarabiały na spreadzie walutowym oraz prowizjach od samych kredytów i różnego rodzaju ubezpieczeniach. Efektywność dochodowa w banku uniwersalnym wynika właśnie z cross-sellingu produktów. JP Morgan twierdzi, że cross-selling daje mu 15 mld dolarów rocznych dochodów, a dzięki modelowi uniwersalnemu uzyskuje 3 mld dolarów oszczędności.

„W ostatecznym rozrachunku wydaje się, że dominacja bankowości uniwersalnej w Europie jest szkodliwa społecznie w tym sensie, że koszty społeczne znacznie przeważają wszelkie prywatne korzyści” – dodaje Mario Pagano.

Zagrożona rentowność

Międzynarodowy Fundusz Walutowy w ostatnim „Global Financial Stability Report” podaje, że wyniki badania ponad 300 banków z krajów rozwiniętych, reprezentujących dwie trzecie aktywów zgromadzonych w tych krajach, pokazały, iż 80 proc. z tych aktywów dawało niższy zwrot z kapitału (ROE) od kosztu jego pozyskania. ROE banków spadł do najniższych poziomów w historii.

Niskiej zyskowności banków towarzyszy wysoki wskaźnik kosztów do dochodów. W próbie monitorowanej przez MFW wskaźnik C/I spadł w I kwartale 2014 roku o 7 punktów procentowych w porównaniu do 2008 roku, do 66 proc. To krok we właściwym kierunku, ale średnia historyczna z lat 1995–2005, a więc okresu silnego wzrostu sektora bankowego, kiedy kontrola kosztów była na dalszym planie, wynosiła 65 proc.

MFW pisze, że banki muszą dokonać przeszacowania wyceny bieżącej działalności i linii biznesowych, wewnętrznej alokacji kapitału tam, gdzie zużywany jest on efektywnie, oraz selektywnego redukowania lub restrukturyzacji całych obszarów działalności. Tak będzie właśnie wyglądał koniec modelu wielkiego banku uniwersalnego.

„Regulatorzy powinni dodatkowo zachęcać banki do odejścia od starej praktyki krzyżowego subsydiowania produktów i przyjęcia bardziej elastycznych i przejrzystych modeli biznesowych oraz wyceny produktów odzwierciedlającej ryzyko i wymogi regulacyjne” – pisze MFW.

Fundusz podaje, że aż 40 proc. banków w strefie euro o aktywach stanowiących 41 proc. badanej próby potrzebuje zwiększyć marżę odsetkową netto o więcej niż 50 punktów bazowych, żeby rentowność zrównała się z kosztem pozyskania kapitału.

Deutsche Bank nie jest pierwszą wielką europejską instytucją, która rozpoczęła działania restrukturyzacyjne, ale prawdopodobny podział niemieckiego giganta może być najbardziej spektakularny i najdalej idący. Wcześniej w pewnych zakresach restrukturyzację rozpoczęły już brytyjski Barclays, szwajcarskie UBS i Credit Suisse. Barclays, piaty co do wielkości bank w Europie, zamierza sprzedać biznes detaliczny na kontynencie, jednak chce zatrzymać go na Wyspach.

Według informacji agencji Reuters Deutsche Bank rozważa wydzielenie całej działalności detalicznej, co pozwoliłoby mu spełnić wymogi kapitałowe i poprawić rentowność. Rada nadzorcza banku rozważa trzy scenariusze proponowane przez zarząd, z których jeden przewiduje wydzielenie całego segmentu detalicznego wraz z Deutsche Postbank do osobnej spółki publicznej. Dwa inne scenariusze nie idą tak daleko – przewidują sprzedaż Deutsche Postbank lub pełną integrację tego banku połączoną z bardzo silnym cięciem kosztów. Deutsche Bank ma wskaźnik C/I 87 proc., ROE poniżej 4 proc., a wycenę rynkową 0,7 razy wartość księgowa.

Nawet jeśli Deutsche Bankowi uda się ucieczka do przodu, pozostaje pytanie, co zrobią instytucje, które są w znacznie gorszej sytuacji pod względem jakości aktywów, rentowności i wycen rynkowych i nie będą chciały albo nie będą mogły dokonać restrukturyzacji, a na dodatek z powodu nadmiernych kosztów tracą klientów. Biorąc pod uwagę wcześniejszy rozrost sektora bankowego w Europie, w tej sytuacji może znaleźć się bardzo duża liczba banków.