Boom na rynku nieruchomości jest napędzany przez łatwy dostęp do kredytów oraz szybkie bogacenie się społeczeństwa. W rezultacie willa pod Pekinem jest warta tyle samo, ile podobna nieruchomość na prywatnej wyspie na Bahamach. Jednocześnie w Chinach właściciel nieruchomości nie jest właścicielem ziemi, na której ona stoi – ma jedynie prawo do użytkowania jej przez 70 lat.
Te przeszkody oraz wysokie ceny krajowych nieruchomości skłaniają Chińczyków do inwestowania w nieruchomości na świecie.
Londyn, Sydney, Nowy Jork
Według agentów nieruchomości, Chińczycy koncentrują się przede wszystkim dużych, zachodnich miastach.
- Nasi klienci często pochodzą ze środkowych Chin, dlatego zdecydowaliśmy się otworzyć tam swoje przedstawicielstwo – mówi Alan Jurd z frmy Luxury Estates.
Podczas targów luksusowych nieruchomości w Pekinie w zeszłym tygodniu do kupienia były między innymi: winnica w Australii, Jedna z Wysp Salomona oraz farma w Nowej Zelandii. Wszystkie te nieruchomości miały ceny porównywalne do willi na przedmieściach Pekinu, w większości pozbawionych ogrodu oraz zgrupowanych w ramach grodzonych osiedli.
Za chińską chęcią kupowania zagranicznych nieruchomości stoi także kampania antykorupcyjna uruchomiona przez prezydenta Xi Jinpinga, która zmusza dygnitarzy partyjnych i biznesmenów do rozproszenia swojego bogactwa, między innymi właśnie za granicą kraju.
Teoretycznie obywatele Chin mogą posiadać zagraniczne aktywa warte najwyżej 50 tysięcy dolarów. Jednak są metody obejścia tego ograniczenia. Najczęściej w tym celu wykorzystywane są państwowe spółki i firmy handlujące na wielką skalę z zachodem. Do transferu mniejszych kwot wykorzystywane są dzieła sztuki oraz kamienie szlachetne.