Nie mam problemu, by oddać zasługi osobom i z prawej, i z lewej strony sceny politycznej. Zasadą mojej prezydentury jest wspólna praca dla Polski – mówi DGP prezydent Bronisław Komorowski.

Dlaczego chce pan ponownie zostać prezydentem?

Ponieważ uważam, że sternikiem polskiego państwa, zwłaszcza w niespokojnych czasach, powinien być ktoś sprawdzony i doświadczony. Na wschód od naszych granic trwa konflikt militarny. Europa boryka się wciąż ze skutkami kryzysu. Ja mam doświadczenie zdobyte w trakcie pełnienia ważnych funkcji państwowych od posła i ministra po marszałka Sejmu i prezydenta. Uważam, że aby sięgać po najważniejszy urząd w państwie, konieczna jest dziś zarówno wiedza, jak i praktyka, przede wszystkim w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. Filarem bezpieczeństwa natomiast jest zgoda, otwartość na współpracę, zdolność do współdziałania. Wiemy z historii, że z naszych narodowych waśni korzystał głównie nasz przeciwnik. Podzieleni przegrywaliśmy, a zjednoczeni – odnosiliśmy sukcesy. Dlatego twierdzę, że zgoda to podstawa naszego bezpieczeństwa. Dlatego kandyduję w imię zgody i bezpieczeństwa.

>>> Polecamy: Jak zreformować polski system podatkowy? Oto pomysły kandydatów na prezydenta

Po ewentualnej reelekcji, jakie będą dla pana wyzwania na kolejną kadencję?

Reklama

W tej kadencji za strategiczne wyzwania uznałem bezpieczeństwo, politykę prorodzinną, działanie na rzecz konkurencyjności polskiej gospodarki, kształtowanie nowoczesnych form polskiego patriotyzmu i poprawę jakości stanowienia polskiego prawa. Kadencja przyszła będzie kontynuacją dotychczasowych wysiłków. Pojawią się też nowe priorytety. Najważniejszym z nich będzie Dobry Start dla Młodych.

Bo to ich problemy – młodych Polek i Polaków – są problemami Polski jutra i najistotniejszymi wyzwaniami polskiej polityki. Zresztą już taką politykę realizuję. To głównie młodych rodziców dotyczą ulgi podatkowe na dzieci, korzystne dla miliona rodzin, czy proponowana przeze mnie ustawa, ułatwiająca godzenie wychowania dziecka z pracą zawodową. Nigdy dotąd polityka prorodzinna w Polsce nie była tak intensywna i skuteczna. Kompleksowy program „Dobry Start dla Młodych” powinien być wzorowany na polityce rodzinnej, która przy moim udziale awansowała z tematu politycznych dyskusji do sfery politycznych działań.

Ponadto warto dostrzec, że zwracamy coraz większą uwagę na jakość życia i kształt otoczenia. Coraz mocniej czujemy się współgospodarzami naszej okolicy. Zatem dbając o rozwój, musimy troszczyć się jednocześnie o polski krajobraz i ład przestrzenny. To ważne, by Polska była miejscem przyjaznym do życia i pracy – dla rodzin, dla ludzi młodych, dla seniorów – a jednocześnie miejscem przyciągającym gości z całego świata. Temu służy moja ustawa chroniąca bogactwo krajobrazowe Polski. Ten kierunek będzie kolejnym priorytetem prezydentury w następnych latach.

Jaka będzie pana aktywność, jeśli chodzi o inicjatywę ustawodawczą?

Tworzenie prawa to nie wyścig. Nie chodzi o to, ile ustaw zostanie zgłoszonych, lecz ile zostanie przyjętych przez parlament i ile problemów te ustawy pozwolą rozwiązać. Dlatego ustawy, które zgłaszam, dotyczą spraw ważnych dla Polaków i dla państwa. Wiele moich inicjatyw przyjęto, gdyż spotkały się z szeroką, ponadpartyjną akceptacją parlamentu. Wypracowałem model, który jest dobrym patentem na relacje między prezydentem a rządem, choć na tej linii zawsze występują jakieś napięcia. Wiadomo, że można zgłaszać inicjatywy ustawodawcze w celu dokuczenia rządowi. Nie o to jednak chodzi. Celem jest rozwiązywanie konkretnych problemów, przy unikaniu niekoniecznych konfliktów. Taki model jest mi bliższy.

Wszystkie moje projekty wyróżniały się tym, że na etapie ich tworzenia w Kancelarii Prezydenta RP były konsultowane z zainteresowanymi środowiskami – rządem i ugrupowaniami politycznymi. Dzięki takiej formule udawało się tworzyć projekty, które zwycięsko przechodziły cały proces legislacyjny w parlamencie przy wsparciu rządu i różnych ugrupowań.

Poza tym zawsze uważałem, że lepiej najpierw próbować poprawić projekty, niż je potem wetować. Polska jest drastycznie przeregulowana. Nie chodzi o to, by tworzyć tomy kolejnych regulacji, lecz o to, by pozytywnie wpływać na proces tworzenia prawa. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że moi poprzednicy raczej nie wetowali ustaw rządu, z którym mieli wspólne polityczne korzenie. Tymczasem wszystkie moje weta dotyczyły ustaw wychodzących z koalicji rządowej. A mimo to wszystkie zostały przyjęte, bo stały za nimi argumenty, a nie pozamerytoryczne motywy. Nie czyhałem na błędy w projektach rządowych czy poselskich, by móc je zawetować i pokazać, jaki jestem ważny, a tak czasami zachowywali się poprzedni prezydenci. Ja szukam kompromisu. Starałem się na czas sygnalizować, w których miejscach projekty przepisów budzą moją wątpliwość i jak je można poprawić. To były moje ciche zwycięstwa. Było ich sporo.

Przyjmijmy hipotetycznie: te wybory wygrywa pan, parlamentarne obecna opozycja. Jak wówczas będzie wyglądał model prezydentury?

Styl mojej polityki jest powszechnie znany. Szukam porozumienia i dialogu ze wszystkimi środowiskami, które są na to otwarte. Zapraszam opozycję do Rady Bezpieczeństwa Narodowego i na konsultacje dotyczące spraw najważniejszych dla kraju. Deklaruję to nie słowami, ale moją postawą i dotychczasową pracą. Brutalne zachowania podczas kampanii wyborczej pokazują jednak, że niektóre siły polityczne nie zakładają koabitacji. Dają liczne sygnały o braku umiejętności współpracy. Tymczasem ja uważam, że kto nie jest zdolny do dialogu, nie jest zdolny do realnego sprawowania władzy i służenia obywatelom. Prezydent RP reprezentuje wszystkich obywateli, a nie tylko tych, z którymi się zgadza.

>>> Czytaj też: 10 mld na zasiłki, 11 na emerytury. Ile kosztuje nas prezydentura?

Pan również narzucił podział, dzieląc Polskę na racjonalną i radykalną. Wpychając w domyśle przeciwników po prawej stronie sceny politycznej w ten segment radykalny?

Wprowadziłem definicję dostępnych możliwości wyboru na scenie politycznej. Nazwałem tylko to, co i tak istnieje. Są politycy, którzy mają poglądy radykalne i próbują je narzucać, a nie szukać rozwiązań kompromisowych. I są ci, którzy są racjonalni, zdolni do zawierania politycznych kompromisów. Tak było zawsze. To po prostu diagnoza – nie tylko naszej rzeczywistości. Dla mnie racjonalność w polityce to uznanie kompromisu politycznego jako metody skutecznego działania. Radykał jest niezdolny do kompromisu, bo chce postawić na swoim, jedynie słusznym stanowisku. Radykalizm nie dotyczy tylko prawej strony sceny politycznej. To postawa ludzi o różnych poglądach. Znamienne jest jednak, że kojarzą państwo radykalizm od razu z prawicą.

Może pan wymienić potencjalnych partnerów do kompromisu po prawej stronie sceny politycznej?

Wszystkich, którzy myślą i którzy chcą działać racjonalnie.

>>> Czytaj też: Kukiz: Trzeba zatrzymać partiokrację. Tak samo jak wprowadzenie euro

Panie prezydencie, czy skręca pan w lewo? Ważnym elementem kampanii jest in vitro czy konwencja antyprzemocowa? Kiedy przemawiał pan na temat innowacji, wykonał pan gest pod adresem Grzegorza Napieralskiego, czyli byłego lidera SLD. Podkreślał pan jego rolę jako twórcy sejmowej komisji do spraw innowacyjności?

Podkreśliłem tę rolę, bo Grzegorz Napieralski był inicjatorem utworzenia tej komisji, jest jej wiceprzewodniczącym. Prawda nie musi być elementem taktyki wyborczej. Pan Napieralski należy do lewicy. Gdyby wywodził się z PiS, powiedziałbym to samo. Jeśli trzeba, nie mam problemu, by oddać zasługi osobom i prawej, i z lewej strony sceny politycznej. Idę środkiem polskiej drogi od dawna, niczego nie muszę zmieniać, nigdzie nie muszę skręcać. To kandydat PiS musi w sprawie in vitro wykonywać polityczne i ideowe fikołki. Tyle że jeśli teraz kreuje się na liberała, to po wyborach łatwo może powrócić do koncepcji karania więzieniem za stosowanie tej metody.

Trwa kampania. Musimy zakładać, że różne gesty są w nią wpisane?

Nie wszystko jest czysto wyborcze. Zawsze jest miejsce na zwykłą przyzwoitość. Nie wypełniajmy wszystkiego kampanijnymi fikołkami.

Wracając do pana inicjatyw legislacyjnych, co z projektem ordynacji podatkowej?

Resort finansów formułuje różne obawy. Są one adresowane nie do zasady in dubio pro tributario – rozstrzygania niejasności na korzyść podatnika – tylko do kwestii umorzenia spraw spornych, które będą w toku w momencie wejścia w życie ustawy. Bo byłoby to dla fiskusa jak przyznawanie się do błędu. Będę jednak walczył o tę ustawę. Nie zamierzam się wycofywać z mojej propozycji. Bój toczy się o fundamenty systemu podatkowego i jego rozwój. Nie mam aspiracji tworzenia całego systemu podatkowego, bo to domena rządu. Radykalne wypowiedzi w toku kampanii niektórych kandydatów, że sami zmienią system cały podatkowy, są nieracjonalne. Jeśli tak sądzą, to powinni się ubiegać o urząd premiera. Rolą prezydenta jest kształtowanie fundamentów relacji obywatel – państwo. Również w obszarze podatkowym. To zadanie ustawy o „in dubio”, która wyrasta z przekonania, że państwo ma być dla obywatela, a nie obywatele dla państwa. Chcę działać na rzecz kształtowania przyzwoitych postaw obywatelskich, wyrażających się choćby w tym, że płacenie podatków jest formą nowoczesnego patriotyzmu i odpowiedzialności za państwo. Jednak by przekonać obywateli, trzeba kształtować zasady przyzwoitego zachowania państwa wobec nich. Musimy twardo przestrzegać zasady, że jeśli państwo tworzy czy toleruje niejasności w przepisach prawa, to trzeba je interpretować na korzyść podatnika, a nie urzędu. Będę o to walczył.

Czy na obecnym etapie historii Polski widzi pan potrzebę zmian ustrojowych?

Po pierwsze należy porządnie wykonywać swoją robotę w ramach reguł, które już istnieją, bo stabilność ustrojowa jest wartością. Po drugie, trzeba się zastanowić czy „lepsze” nie jest wrogiem dobrego. Czy w wyniku zmian, zamiast polepszyć działanie ustroju, nie pogorszymy go. Uważam, że kwestie zmian ustrojowych są często tematem zastępczym. Zamiast mówić o rozwiązaniu konkretnych spraw, przechodzi się do kwestii ogólnoustrojowych. Dlatego nie będę rzecznikiem zmian. Nie uciekajmy w dyskusje o pozornych kwestiach. Zmiana konstytucji wymaga 2/3 głosów w Sejmie. Zebranie takiej większości i w obecnym i prawdopodobnie w przyszłym Sejmie będzie skrajnie trudne. Uważam, że gdyby miała być ona poważna, naród powinien wypowiedzieć się na jej temat w referendum. To Polki i Polacy powinni decydować o wszelkich zmianach ustrojowych.

Te pięć lat kolejnej kadencji będzie zapewne przełomowe, jeśli chodzi o utrzymanie wzrostu i konkurencyjności polskiej gospodarki. Co powinniśmy zrobić, by nie stracić naszych atutów i utrzymać wzrost?

Działania na rzecz konkurencyjności polskiej gospodarki pozostają celem strategicznym, stąd moja inicjatywa – ustawa o innowacyjności. Mówiłem o tym już w zeszłym roku, w 25-lecie wolności. Jest bardzo ważna, bo wiele problemów związanych z konkurencyjnością polskiej gospodarki dotyczy innowacji. Albo będziemy innowacyjni, albo nie będziemy się dalej rozwijać. Musimy wreszcie zacząć eksportować technologie, a nie technologów. Chodzi o to, by tworzyć nowe miejsca pracy, przede wszystkim jednak pracy dobrze płatnej. Tę szansę otwiera innowacyjność. Dlatego powtarzam konsekwentnie: innowacyjność to szansa na nowe, dobrze płatne miejsca pracy dla ludzi młodych. Pierwszy krok w kierunku skoku innowacyjnego to przyjęcie mojej ustawy. W niej są zawarte nie tylko propozycje ulg, lecz także reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego. Są to wszystko propozycje ułatwień w przekuwaniu naukowych osiągnięć w biznesowy sukces.

Bez tego nasz innowacyjny awans nie będzie możliwy. Natomiast jeśli uda nam się uzyskać parlamentarną zgodę i przeprowadzić te reformy, możemy wyprzedzić choćby Francję, która ma kłopoty wynikające z etatystycznego podejścia do kwestii gospodarczych. Krótko mówiąc: jeśli zdecydujemy się na szybkie wprowadzenie rozwiązań proinnowacyjnych, które proponuję w ustawie, Polska w ciągu dekady mogłaby znaleźć się w pierwszej dziesiątce najbardziej innowacyjnych gospodarek Unii.