W marcu na rynku obligacji doszło do historycznej zmiany: inwestorzy z Azji wyprzedzili pod względem zaangażowania w polskie papiery wyemitowane na rynek krajowy graczy z Ameryki.



Pierwsi w końcu lutego mieli papiery za 43,8 mld zł, a miesiąc później wartość ich portfeli wynosiła 46,6 mld zł. W tym czasie drudzy ograniczyli zaangażowanie z 45,9 mld zł do 45,2 mld zł. W efekcie udział Azjatów w strukturze zagranicznych posiadaczy krajowych skarbowych papierów wartościowych zbliżył się w marcu do 23 proc., a licząc razem z inwestorami z Bliskiego Wschodu, sięgnął nawet 25,5 proc.

Dla porównania udział podmiotów z krajów strefy euro spadł w marcu do niespełna 25,1 proc. (Europa – kraje unijne i spoza UE – zachowuje pozycję lidera z 34,1-procentowym udziałem; w kwietniu ub.r. wynosił on niemal 39 proc.). – Udział inwestorów z Azji na naszym rynku rośnie już od dłuższego czasu. Początkowo to było związane z drukowaniem pieniądza przez Bank Japonii. Z czasem wśród nabywców polskich obligacji znalazły się banki centralne – wyjaśnia Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku Śląskiego.

W końcu marca banki centralne (nie tylko azjatyckie) posiadały polskie papiery skarbowe o wartości przekraczającej 20 mld zł. To niemal 10 proc. całkowitego zaangażowania zagranicy w nasze obligacje emitowane na rynek krajowy. Największa część – ok. 40 proc. – przypada na fundusze inwestycyjne. Zdaniem Ogonka wzrost znaczenia inwestorów z Azji jest korzystny dla naszego rynku długu. – W uproszczeniu, miejsce gorącego pieniądza zajmują fundusze i banki centralne. Takie podmioty nie myślą o krótkoterminowych zyskach, zależy im na spokojnym, przewidywalnym dochodzie – wskazuje ekonomista. Wniosek? Obecność Azjatów powinna sprzyjać stabilizacji sytuacji na naszym rynku obligacji.

Reklama

Gorący pieniądz to z kolei podmioty amerykańskie. Ich obecność w Polsce rosła w konsekwencji ekspansywnej polityki prowadzonej przez bank centralny USA. W ubiegłym roku zakończył on jednak ilościowe luzowanie polityki pieniężnej i przymierza się do podwyżek stóp procentowych. Efekt: Amerykanie mogą stosunkowo korzystnie ulokować pieniądze u siebie, stopniowo wycofują się więc z takich rynków jak Polska. Rentowność naszych dziesięcioletnich obligacji skarbowych wynosi obecnie prawie 2,8 proc. Podobne papiery rządu USA, uznawane za dużo bezpieczniejsze, mają dochodowość na poziomie 2,2 proc. Według Konrada Soszyńskiego, analityka rynku długu w PKO BP, można się spodziewać, że udział inwestorów z Azji także przestanie rosnąć. – Dokonywane przez nich równoważenie portfela nie będzie trwało wiecznie, zwłaszcza że Daleki Wschód też ma swoje problemy gospodarcze i następuje tam spowolnienie wzrostu PKB – argumentuje.