W ostatnich latach upadł przemysł stoczniowy, zamiast wspierania polskich firm mamy wspieranie firm zagranicznych, a obecna koalicja rządzi już prawie 8 lat i widzimy efekty tych rządów - mówi w wywiadzie Andrzej Duda, kandydat na prezydenta RP.

Dlaczego chce pan zostać prezydentem?

Po przejechaniu Polski wzdłuż i wszerz, po ponad 250 spotkaniach w ponad 250 miastach powiatowych, dużych, mniejszych, różnych mogę powiedzieć jedno: Polska potrzebuje zmiany. Dobrej zmiany, której gwarantem jestem.

Co to za zmiana?

Zmiana przede wszystkim prezydenta. Nie może być tak jak dziś. W konstytucji jest napisane, że Prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej i jest wybierany przez naród.

Reklama

Tak został wybrany.

Ale jak te słowa należy rozumieć? On ma przede wszystkim służyć polskiemu społeczeństwu, bo to ono go wybrało i on je reprezentuje. Skoro został prezydentem, musi szanować każdego obywatela i mieć na względzie interes społeczeństwa. Nie wolno prezydentowi podpisywać ustaw szkodzących całemu społeczeństwu tylko dlatego, że tak chce rząd.

Czyli jakich?

Na przykład podnoszących podatki. Prezydent i rząd mówią o polityce prorodzinnej, a podatek VAT został podniesiony z 8 do 23 proc. Bez żadnej refleksji.

Podniesiono VAT, bo skończył nam się okres dostosowawczy wynegocjowany przy wchodzeniu do UE i mieliśmy obowiązek to zrobić.

Ale trzeba było wprowadzić jakieś działania osłonowe dla rodzin, i to wszystkich. Rodzina, którą trzeba wesprzeć, zarówno te wielodzietne, jak i te, w których pojawia się pierwsze dziecko.

Od około 10 lat, jeszcze od rządów PiS, potem PO i PSL, mamy systematyczne budowanie polityki prorodzinnej, które akurat przyspieszyło w ostatnich latach?

Tak, a na czym ona polega?

Na przykład na rocznym macierzyńskim, zmianach w ulgach prorodzinnych. To wszystko posunięcia kosztowne dla budżetu.

To proszę porozmawiać z młodymi ludźmi, którzy mówią, że nie ma dla nich żadnej perspektywy, nie ma pracy, godnej płacy, a w takich warunkach decyzja o założeniu rodziny, decyzja o potomstwie jest odkładana.

A co pan, jako prezydent, by z tym zrobił?

Prezydent ma mieć wizję rozwoju kraju. Chcę pracować nad jej urzeczywistnieniem wspierany przez Narodową Radę Rozwoju, do pracy w której chcę zaprosić wybitnych ekspertów z wielu dziedzin i o różnych poglądach. Prezydent powinien wziąć odpowiedzialność za strategię. Ona powinna być wypracowana przez ekspertów praktyków z danych dziedzin w radzie. Projekty ustaw powinny wynikać z konkretnego planu naprawy i rozwoju państwa. Oczywiście jest potrzebne współdziałanie z rządem. Mam nadzieję, że obecny rząd i przyszłe zrozumieją, że dopóki tego nie zrobimy, z Polski nadal będą wyjeżdżali młodzi ludzie i prędzej czy później braknie nam jednego pokolenia. Za 15–30 lat państwo nie będzie w stanie funkcjonować.

Tylko na ile możemy się przeciwstawić tym trendom. To często nie kwestia tego, że tu jest źle, tylko że gdzie indziej jest dużo lepiej. Wielka Brytania czy Niemcy są od nas dużo bogatsze.

Powinniśmy prowadzić odbudowę polskiej gospodarki, politykę odbudowy polskiego przemysłu, by wyrwać się z pułapki średniego dochodu, bo my dziś konkurujemy niską płacą, a nie innowacyjnością i wydajnością pracy. Polacy pracują ponad siły przy bardzo niskiej wydajności, bo nie ma innowacyjności. Tu są konieczne zdecydowane działania ze strony państwa: promowanie innowacyjności, działania łączące polską myśl techniczną z naszym przemysłem.

W jaki sposób?

Z jednej strony ulgi inwestycyjne po to, by były tworzone nowe miejsca pracy, by były rozwijane nowe przedsiębiorstwa. Oprócz tego promowanie tego, co polskie. Jak to się dzieje, że największe kontrakty ostatnich lat trafiły za granicę, np. Pendolino? Dlaczego nie zamówiono takich pociągów w bydgoskiej Pesie czy innym zakładzie, gdzie pracują nasi pracownicy i skąd podatki trafiłyby do naszego budżetu?

Jak pan chce zmienić politykę zakupową firm? Czy to rola prezydenta?

W przypadku Pendolino mówimy przecież o zakupie dokonanym przez firmę państwową, nad którą nadzór właścicielski sprawuje minister transportu. Prezydent ma specjalny mandat z tej racji, że został wybrany przez naród i powinien w takich przypadkach mówić publicznie i wprost, że państwo polskie powinno wspierać polskie firmy, zwłaszcza jeśli ich produkty są na światowym poziomie. To podstawa patriotyzmu gospodarczego. Czy pan słyszał taki głos prezydenta w ciągu ostatnich lat?

W różnych sprawach słyszałem, w tych, o których pan mówił: demografia, polityka prorodzinna, pułapka średniego dochodu łącznie z ulgą innowacyjną to wszystko rzeczy, o których mówił Komorowski.

A co w tych sprawach zrobił?

Jest taka rzecz, która się panu nie spodoba, ale Komorowski już jako prezydent wzywał rząd do wydłużenia wieku emerytalnego. Robił to, o czym pan mówi, wytyczał rządowi kierunek. Zachęcał rząd jeszcze przed wyborami w 2011 r.

To czemu w swojej kampanii nie mówił, że jest za podniesieniem wieku emerytalnego? Tu o co innego chodzi. Prezydent ma odpowiedzialność wobec narodu, by go chronić przed niekorzystnymi zmianami. W kampanii wyborczej lider PO Donald Tusk zapewniał, że nie podniesie wieku emerytalnego, co moim zdaniem przesądziło o zwycięstwie PO. Prezydent nie powinien się potem zgodzić na takie rozwiązania. Dowodem, że PO nie wygrałoby wyborów, są podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie wieku emerytalnego i moje spotkania w Polsce – na hasło „wiek emerytalny” rozlega się krzyk.

Wydłużenie wieku emerytalnego musiało nastąpić. Żyjemy dłużej i musimy dłużej pracować.

Tak? Niemcy obniżyli wiek emerytalny, łącząc go ze stażem pracy.

Obniżyli do 63 lat, podczas gdy u nas dla kobiet wynosił 60. W Niemczech jest dodatkowe kryterium stażu pracy.

Ale są dziś u nas ludzie pracujący od 18. do 67. roku życia. Mają pracować 49 lat?

Proponuje pan przywrócenie wieku 60 lat dla kobiet, 65 dla mężczyzn?

Chcę obniżyć wiek emerytalny, ale połączyć go z okresem lat składkowych. Między innymi w tej sprawie podpisałem porozumienie z Solidarnością. I chcę, by nad tym pracowała Narodowa Rada Rozwoju, w skład której wejdą także przedstawiciele związków zawodowych. Chcę kompromisu, a u nas nie ma kompromisu. W społeczeństwie nie ma debaty nad najważniejszymi kwestiami dla państwa i społeczeństwa. Rozwiązania są ludziom narzucane na siłę, lekceważone są głosy milionów obywateli.

Ostatnia prorodzinna ustawa Komorowskiego została wypracowana w porozumieniu z pracodawcami, organizacjami rodziców w dosyć szerokim gremium.

Prezydent ma czuwać nad przestrzeganiem konstytucji, czemu nie nawoływał, by powrócono do dialogu w komisji trójstronnej, konsultowania ważnych spraw pracowniczych i gospodarczych. Gdy pojawił się projekt likwidacji kopalń, wszyscy byli w szoku, nikt łącznie z prezydentem nie wiedział. Gdzie był prezydent, przecież dialog z partnerami społecznymi jest zapisany w konstytucji. Gdzie był prezydent, gdy jego partyjny kolega dopuścił do likwidacji polskich stoczni. Ja powiedziałbym, że stocznie nie mogą zostać zlikwidowane. Trzeba było postawić się Brukseli, jak zrobili to Niemcy i Francuzi, też świadczyli pomoc publiczną i powiedzieli, że to ich strategiczny przemysł, a Donald Tusk nie potrafił postępować podobnie, w efekcie polskie stocznie upadły.

Ale panie pośle, pan mówi o zmianach w wieku emerytalnym, zasiłkach na dzieci, to wszystko bardzo kosztowane zmiany dla budżetu, jak chce je pan sfinansować?

Mówię też o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku. Więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach Polaków, szczególnie tych najuboższych. Oni wydadzą te pieniądze na najpotrzebniejsze zakupy, wzrośnie konsumpcja, produkcja, a jak wzrasta produkcja, to i zatrudnienie. To element, który pobudzi gospodarkę. Podobnie z dodatkami na dzieci, przecież ich rodzice będą wydawać te pieniądze, one będą w obiegu gospodarczym. Ale mówię także, że 100 mld zł rocznie wypływa z Polski za granicę i nikt nie próbuje tego zahamować.

To jak pan chce to zrobić?

W 2005 r. wydajność podatkowa wynosiła 14,3 proc. PKB, gdy rządziło Prawo i Sprawiedliwość ta wydajność wzrosła do ponad 17 proc. Dzisiaj jest na poziomie 14,2. Wie pan, co to oznacza: 50 mld zł rocznie mniej dla budżetu.

Nie jest tajemnicą, że mamy karuzelę w VAT.

Co rząd robi, by to zniknęło, co rząd robi, by te pieniądze odzyskać? Mówi się, że kopalnie są nierentowne, gdy przynoszą 7 mld zł do budżetu. A wie pan, ile przynosi sektor bankowy – 4 mld zł. Sektor noszony na rękach, który robi z obywatelami, co chce. Mamy najwyższe opłaty i prowizje w Europie, a ludzie zostali oszukani na kredytach frankowych.

W jaki sposób chce pan zastopować wypływ pieniędzy, o którym pan mówił?

Chcę silnego państwa. Państwa, które dba o obywateli i w ich interesie działa.

Ale co to znaczy: rozbudowa aparatu skarbowego, wprowadzenie nowych podatków. Skąd pan weźmie pieniądze na proponowane wydatki?

Potrzebna jest zmiana filozofii w systemie podatkowym. Uważam, że potrzebne są nowe ustawy podatkowe. Jak jest 40 tys. interpretacji, to obywatele naprawdę nie wiedzą, o co chodzi, a ministerstwo wydaje wewnętrzne instrukcje, że każda kontrola u przedsiębiorcy ma się zakończyć karami. A potem ludzie mówią, że państwo polskie jest opresyjne wobec obywateli, zamiast wspierać ich przedsiębiorczość.

Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale demografia, pułapka średniego dochodu, bardziej efektywna administracja skarbowa, nowe prawo podatkowe to hasła właściwie wspólne dla PiS i PO.

Ale PO rządzi osiem lat, prezydent Komorowski podpisał 13 ustaw podnoszących 21 podatków. Rozmawiałem z przedstawicielami KGHM. Podatek od kopalin spowodował zarzucenie planów rozwoju firmy w rejonie Bolesławca, bo to się nie opłaca. Ludzie mówią: inwestujemy w Ameryce Południowej, a nie w Polsce. A ja chcę odbudowy polskiego przemysłu, inwestowania w nowoczesne technologie, budowania przemysłu opartego na wiedzy.

Mamy współczynnik uprzemysłowienia powyżej unijnej średniej. To, co mówi pan i rząd, jest zbliżone.

Ale w ostatnich latach upadł przemysł stoczniowy, zamiast wspierania polskich firm mamy wspieranie firm zagranicznych, a obecna koalicja rządzi już prawie 8 lat i widzimy efekty tych rządów.

Mówi pan o podnoszonych podatkach, ale był kryzys.

Niech pan nie opowiada o kryzysie. To magiczne słowo słyszymy od Donalda Tuska i jego kolegów od 2008 r. non stop, co ma być usprawiedliwieniem nieróbstwa i dyletanctwa. Niech pan popatrzy, jak budowane są autostrady ze środków unijnych. Poszły na to ogromne sumy, kontrakty dostały firmy zagraniczne, a na koniec polscy podwykonawcy nie otrzymali należnych im wynagrodzeń i wiele firm budowlanych upadło. To pieniądze, które powinny zasilać polski budżet, trafiać do polskich pracowników, którzy płacą tu podatki i kupują w naszych sklepach. Supermarkety to kolejny przykład – w 2013 r. 101 mld zł obrotów i 2,5 mld zł podatku.

To znaczy opodatkować supermarkety?

To znaczy, że mają gigantyczne rozbudowane koszty, by nie płacić podatków. Receptą na to ma być wreszcie mądra polityka propaństwowa i prospołeczna.

Panie pośle, jeśli chodzi o politykę zagraniczną, na czym powinna się ona opierać zwłaszcza w kontekście konfliktu na Wschodzie?

Przede wszystkim przyjmuję założenie, że wokół nas, w UE i NATO mamy partnerów. Co to oznacza, że mamy prawo do partnerskiego traktowania. A jeśli, jak obecna władza, płynie się w głównym nurcie polityki np. unijnej, to znaczy, że nie wykorzystujemy naszego potencjału, jako 38-milionowy naród mieszkający w jednym z większych państw europejskich w dobrym położeniu geograficznym i mającym duże własne zasoby gospodarcze, do tego, by prowadzić własną suwerenną politykę. Wychodzić z własnymi inicjatywami, twardo mówić o naszych interesach. Jak pojawia się taki plan jak plan Junckera, to obowiązkiem polskich polityków jest zabiegać, by był tak sformułowany, byśmy jak najwięcej z tego mieli na reindustrializację w naszym kraju. Bo plan Junckera jest ukierunkowany na odbudowę przemysłu i tworzenie nowych miejsc pracy w Europie.

Właśnie aplikujemy do tego planu.

Ale aplikować to jedno, a współtworzyć to inna rzecz, bo to daje większą szansę na otrzymanie pieniędzy z tego programu. Nie powinniśmy też się zgodzić bez słowa na wpisanie w konkluzjach Rady Europejskiej zgody na dekarbonizację gospodarki. Władze kraju, które mają zapasy węgla na 200 lat dające możliwość zachowania suwerenności energetycznej, zgadzają się, by z tego zrezygnować.

Gospodarka nadal będzie oparta na węglu, tylko będzie spadało zapotrzebowanie na ten surowiec choćby z racji wprowadzania efektywniejszych kotłów?

Modernizacja zakładów energetycznych jest koniecznością, te zmiany są oczywiste i naturalne. Powtarzam raz jeszcze, że musimy postawić na odbudowę przemysłu, polegającą także na unowocześnieniu naszego przemysłu energetycznego. Trzeba doprowadzić do właściwej relacji między sektorem energetycznym a wydobywczym.

Największe firmy w tym sektorze są kontrolowane przez państwo. Ale a propos sektora energetycznego czy paliwowego, czy decyzja o kupnie Możejek była błędem? Orlen zapłacił za to duże pieniądze, a zysków nie widać.

Ja uważam, że nie. Uważam, że takie duże firmy jak Orlen, powinny realizować ekspansję poza granicami kraju. Wzmacniają w ten sposób pozycję Polski.

Komisja Europejska zdjęła procedurę nadmiernego deficytu. Na razie temat euro nie istnieje. Ale mamy ścieżkę w finansach publicznych zmniejszenia deficytu do 1 proc. PKB w 2018 r. Czy jeśli zostanie pan prezydentem, będzie pan za trzymaniem się tego celu?

Ja jestem za naprawą państwa. A to polega na tym, żeby te wszystkie dziury, którymi wyciekają pieniądze, które mogłyby zasilić budżet, zostały zatkane. Wtedy w polskiej gospodarce będą pieniądze.

Jednym z głównych zarzutów pana oponentów jest to, że nie będzie pan prezydentem samodzielnym, że będzie pan sterowny przez lidera PiS.

Trudno sobie wyobrazić bardziej sterowną prezydenturę niż tą, z którą mieliśmy do czynienia przez pięć lat. Świadczą o tym wymieniane wcześniej ustawy akceptowane przez prezydenta, jak choćby o wydłużeniu wieku emerytalnego, bo tak chciał rząd PO. Podwyższenie podatków, bo tak chciał rząd PO.

Ja mam świadomość, co to znaczy być prezydentem Rzeczypospolitej. Prezydent jest wybrany przez naród i przede wszystkim jemu ma służyć.

>>> Czytaj też: W Europie zapanowała moda na polskie ciuchy. Nasze marki robią furorę za granicą