Oznaczać to powinno niewielką zmienność i obroty. Było inaczej, a przyczyniły się do tego krajowe wybory jak i inne czynniki.

Dzisiejsze kalendarium było puste, więc wszelkie impulsy do handlu przychodziły z innych zakątków i wydaje się, że miały źródło w polityce. Na poziomie lokalnym wiadomością dnia było wczorajsze zwycięstwo w wyborach prezydenckich kandydata opozycji. Andrzej Duda w trakcie kampanii sugerował możliwość nałożenia podatku na aktywa bankowe i skłaniał się ku pomocy „frankowiczom” poprzez przewalutowanie ich kredytów na złotówki po kursie z dnia zaciągnięcia zobowiązania. To rozwiązania niekorzystne z punktu widzenia akcjonariuszy banków i stąd dzisiejsza przecena głównie uderzyła w sektor finansowy, a akcje największego krajowe banku traciły aż 5% przy niemałych jak na specyfikę dzisiejszego dnia obrotach w kwocie 140 mln zł. To zachowanie było nadzwyczaj silne jak na potencjalną moc sprawczą prezydenta-elekta. Po pierwsze, złoży on przysięgę dopiero 6 sierpnia. Po drugie, nie będzie miał takiego wpływu na banki jak główny ustawodawca, czyli rząd, który dzisiaj się nie zmienił. Inwestorzy wynik wyborów prezydenckich mogli jednak odczytać jako zapowiedź ważniejszej zmiany w jesiennych wyborach parlamentarnych i stąd ich nerwowa reakcja. Wróciła bowiem polityczna niepewność, aczkolwiek jeszcze nie w takiej formie jak to miało miejsce w przypadku zmian w funkcjonowaniu OFE, kiedy zmienność na parkiecie była większa. Zresztą wydaje się, że nie tylko krajowe wybory stały za spadkami.

W Europie również dominował kolor czerwony i był on nawet silniejszy niż na GPW. Przykładowo zniżki w Madrycie przekraczały 2%, a Atenach 3%. Tutaj do gry również weszła polityka. W Hiszpanii rządząca Partia Ludowa osiągnęła najgorszy od 20 lat wynik w wyborach samorządowych. Wyborcy ukarali premiera Mariano Rajoya za cztery lata cięć budżetowych i skandali korupcyjnych, a inwestorom nie spodobał się dobry wynik partii sprzeciwu. Z kolei w Grecji już oficjalnie mówi się, że z początkiem czerwca zabraknie pieniędzy na obsługę długu w MFW, a premier Tsipras w piątek zadzwonił nawet do amerykańskiego sekretarza skarbu Jacka Lew, by ten wywarł presję na strefę euro, która miałaby przedłużyć obecnie obowiązujący program i dać Atenom trochę gotówki. Tonący brzytwy się chwyta. Reakcję było również widać na rynku walut i długu, gdzie słabsze było euro oraz europejskie obligacje, nie tylko polskie, gdzie dość chętnie wskazywano na krajowy czynnik polityczny. W tym kontekście zniżka krajowego indeksu o 1,7% wypada wręcz lepiej niż na południu Europy, ale nieco gorzej niż w Paryżu, gdzie spadki nie przekraczały 1%. Niestety dość wyraźnie złamane zostało wsparcie na wysokości 2500 pkt., co oznaczać powinno wejście rynku w korektę, spójną zresztą z sezonowym wzorcem wciąż trwającego maja.