Dane pochodzące z instytutu SIPRI wskazują, że wydatki na zbrojenia w 2014 roku spadły w stosunku do poprzedniego o 0,4 proc. To jednak myląca wartość, a świat tak naprawdę zbroi się na potęgę.

Wydatki na zbrojenia na świecie w 2014 roku wyniosły 1,78 bln dol. Taki ogólny wynik jest pochodną wyraźnego zmniejszenia wydatków przez USA, które odpowiadają za 34 proc. globalnych inwestycji. W 2014 roku Stany Zjednoczone wydawały na obronę aż o 6,5 proc. mniej, niż w 2013.

Generalny wniosek płynący z analizy wydatków na obronę państw w 2014 roku jest następujący: zachodni świat kontynuuje trend rozbrajania się, z kolei Azja, Afryka, Bliski Wschód i Europa Wschodnia wyraźnie zwiększają wydatki.

Średnie światowe wydatki na zbrojenia stanowią 2,3 proc. globalnego PKB. Istnieje niepisana zasada mówiąca, że maksymalne wydatki na obronę państwa nie powinny przekraczać 5 proc. PKB. Po przekroczeniu tej wartości stabilność finansów publicznych jest zagrożona. Widać więc, że świat ma spore rezerwy w zakresie dalszego zwiększenia wydatków. Ogólne inwestycje w uzbrojenie są co prawda mniejsze od szczytu z 2011 roku (o 1,7 proc.), jednakże nadal znajdują się znacznie powyżej wartości z późnych lat 80. Był to koniec okresu zimnowojennej spirali zbrojeń, po której nastąpiła wyraźna polityczna odwilż i spadek wydatków obronnych.

Dane SIPRI pokazują, że 2014 rok był kontynuacją trendu trwającego przez kilka ostatnich lat, w którym wydatki USA i krajów Europy Zachodniej maleją. Odwrotnie niż w innych częściach świata. Inwestycje w sektor zbrojeniowy w Azji, Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Europie Wschodniej rosną nieustannie od 1998 roku. W samym 2014 roku zwiększyły się o 3,1 proc.

Reklama

>>> Polecamy: USA zaleją świat gazem i ropą? Jankesi chcą rządzić rynkiem LNG

Uśpiony Zachód

Z czego wynika taki podział? Niekwestionowanym militarnym liderem pozostają USA. W 2014 roku wydały na zbrojenia 610 mld dol. W okresie prezydentury Baracka Obamy wygaszają jednak wojskową aktywność we wcześniej kontrolowanych przez siebie zapalnych regionach globu. Od szczytu z 2010 roku wydatki USA spadły realnie o 19,8 proc. Ta strategia ma nie tylko polityczne, ale też ekonomiczne uzasadnienie. USA dążą bowiem do ograniczenia deficytu budżetowego.

- Począwszy od 1988 aż do 2001 r., na fali tzw. dywidendy pokojowej lat 90. zmniejszał się udział wydatków obronnych w PKB Stanów Zjednoczonych, z ponad 7 proc. do niespełna 4 proc. Administracja Obamy planuje w 2023 r. ograniczenie poziomu wydatków obronnych do poziomu 2,4 proc. PKB (najniższego od zakończenia II wojny światowej) – mówi Łukasz Smalec, doktor nauk społecznych z Centrum Inicjatyw Międzynarodowych. - Warto odnotować, że do chwili rozpoczęcia ostatniego kryzysu (2007 rok) wydatki te pozostawały w ścisłym związku z możliwościami ekonomicznymi USA. Zasadnicze znaczenie miał rosnący bardzo szybko, począwszy od 2001 r. deficyt budżetowy, niemal 28 proc. owego wzrostu było rezultatem zwiększającego się budżetu obronnego – dodaje ekspert.

Były sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – Leon Panetta mocno skrytykował nie tyle redukcję, co sposób dokonywania „cięć” wydatków. Panetta ostrzega, że doprowadzą one do powstania efektu „wydrążenia” sił zbrojnych, którym będzie „brakować ludzi, treningu oraz wyposażenia niezbędnego do realizacji stojących przed nimi zadań”. - Strzelamy sobie w głowę – ocenił strategię.

Kolejny powód obniżania wydatków to brak presji na modernizację armii. USA rywalizują bowiem wojskowo od dekad z krajami, których technologiczna myśl wojskowa jest daleko z tyłu. Należy jednak pamiętać, że amerykańskie inwestycje w wojsko i tak znajdują się w okolicach historycznych maksimów.

SIPRI prognozuje, że w ciągu kilku najbliższych lat Jankesi nadal będą zmniejszali wydatki zbrojeniowe, jednak spadki nie powinny być tak wyraźne jak w 2014 roku. Będą też w końcu musiały zainwestować w modernizację armii i zmienić długoterminową strategię wojskową. - Amerykański sprzęt wojskowy staje się przestarzały (dotyczy to w szczególności wojsk lądowych). Lata walk z mało wymagającymi przeciwnikami nie wymagały bowiem koncentracji na wprowadzaniu nowych technologii wojskowych – twierdzi Jacek Bartosiak, ekspert ds. wojskowości i członek Rady Narodowego Centrum Studiów Strategicznych (NCSS).

- Planowany poziom redukcji jest uzasadniony, co więcej ograniczenia te nie powinny wpłynąć negatywnie nie tylko na możliwości zapewnienia bezpieczeństwa, ale również utrzymanie bezwzględnej przewagi Stanów Zjednoczonych w zakresie zdolności militarnych w skali globalnej – ocenia Smalec.

W wyraźnym uśpieniu znajduje się też Europa Zachodnia. Dekady funkcjonowania w bardzo spokojnym geopolitycznym środowisku sprawiły, że kraje starej Unii postanowiły się zdemilitaryzować. Wydatki poszczególnych państw w latach 2005-14 zmniejszyły się następująco: Francja – minus 3,2 proc., Wielka Brytania – minus 5,5 proc., Włochy – minus 27 proc. To jednak już zaczyna się zmieniać. Między innymi Polska i Niemcy planują w najbliższym czasie zwiększenie wydatków. Powód jest oczywisty – zmiana rosyjskiej strategii.



Niebezpieczny Wschód

Moskwa wydała w 2014 roku na zbrojenia 84,5 mld dol. Nie jest to nagły zryw. Rosyjskie inwestycje w siły zbrojne w latach 2005-2014 wzrosły aż o 97 proc. W 2014 roku stanowiły 4,5 proc. PKB. Plany wydatkowe na 2015 rok zostaną co prawda zrewidowane o 5 proc. ze względu na niskie ceny ropy, ale nie zmienia to faktu, że pomimo tego będą wyższe o 15 proc. niż w roku poprzednim. Europa Zachodnia zmuszona zostanie więc do głębszego sięgnięcia do portfeli. Tym bardziej, że USA będą zmniejszały swoje zaangażowanie w Europie. Czy prawdopodobieństwo ataku Moskwy na jedno z państw NATO jest jednak prawdopodobne? - Zagrożenie ze strony Rosji dla państw członkowskich Sojuszu jest znikome. Wladimir Putin nie zdecyduje się, o ile jest politykiem racjonalnym (a za takiego, mimo wszystko, go uważam), na zaatakowanie członka najpotężniejszego Sojuszu militarnego w historii – mówi Łukasz Smalec.

Kluczowym geopolitycznie regionem będzie bowiem w najbliższej dekadzie region Morza Południowochińskiego. Szczególnie istotne dla USA będzie wzmocnienie marynarki wojennej, która jest obecnie najsłabsza liczebnie od czasów I wojny światowej. Jest to istotne szczególnie w kontekście wyzwania ze strony Chin, które stają się morską potęgą na wodach przybrzeżnych Azji. - Przykładem zmiany stosunku sił pomiędzy oboma krajami jest sytuacja na Morzu Południowochińskim, gdzie Chińczycy mają szansę pokonać US Navy korzystając z asymetrycznych przewag "własnego podwórka" – dodaje Bartosiak.

Analizując to, jak zmieniały się wydatki poszczególnych państw w ciągu ostatniej dekady od razu rzuca się w oczy gwałtowne przyśpieszenie państw rozwijających się. Chińskie wydatki obronne wzrosły w tym czasie o 167 proc.! Niemal tak samo duży wzrost zanotowano w tym czasie w Arabii Saudyjskiej (112 proc. wzrost). Wysoki był też w Brazylii (41 proc.) i Korei Południowej (34 proc.). Właściwie we wszystkich wymienionych powyżej krajach (poza Brazylią, tam jest to po prostu pochodną wzrostu gospodarczego) ten trend ma racjonalne wytłumaczenie.

Chiny znajdują się w stanie napięcia wojskowego z kluczowymi państwami regionu. Znajdują się między innymi w konflikcie z Japonią o Wyspy Senkaku, a także w sporze granicznym z Indiami. Poza tym muszą liczyć się ze zmianą pacyfistycznego nastawienia Japonii oraz możliwym wsparciu państw regionu przez ich potężnego sojusznika zza oceanu.

Ciekawy jest też przypadek Arabii Saudyjskiej. W przypadku tego kraju znaczny wzrost finansowania wojska jest pochodną zarówno specyficznego położenia w niestabilnym środowisku geopolitycznym, jak też ogromnych możliwości budżetowych. Nawet w dobie bardzo niskich cen ropy naftowej, Saudyjczycy dysponują ogromnymi walutowymi rezerwami, które będą po części inwestowali w armię.

Wyzwanie dla korporacji

Przy okazji nasuwa się jeszcze jedno pytanie: skoro maleją inwestycje wojskowe zachodnich państw, gdzie lokowane są produkty największych koncernów zbrojeniowych? Zdecydowaną dominację w branży posiadają firmy z USA. Z danych portalu defencenews.com wynika, że aż 6 z 10 największych koncernów w branży to amerykańskie firmy. Globalny udział firm z tego kraju w produkcji uzbrojenia to ponad 50 proc. Pozostałe pochodzą z Europy Zachodniej.

Koncerny zbrojeniowe z USA muszą zmierzyć się w związku z tendencją spadkową wydatków w tym kraju z nie lada wyzwaniem. - W szczególnie ciężkiej sytuacji znalazły się firmy, które produkowały asortyment oraz usługi używane podczas operacji wojennych out of area (m.in. w Iraku oraz Afganistanie) – mówi Smalec. - Naturalne jest „odchodzenie” przez niektóre firmy od produkcji wojskowej w kierunku cywilnej (żadna z firm plasujących się w pierwszej „10” wśród producentów uzbrojenia nie koncentruje się wyłącznie na produkcji uzbrojenia) - dodaje.

USA eksportuje najwięcej uzbrojenia na świecie (37 proc. globalny udział). To jednak znacznie mniej niż ich udział w produkcji światowej (ponad 50 proc.). Z USA sprowadza sprzęt ponad 90 państw, z czego ponad 30 proc. przypada na Bliski Wschód. Optymistyczną informacja z punktu widzenia USA jest rosnące zapotrzebowanie na uzbrojenie ze strony państw tego regionu. Blisko połowa amerykańskiego eksportu broni trafia do Azji i Australii. Największym importerem amerykańskiego sprzętu wojskowego jest Korea Południowa (9 proc.) - Zakładam, że w następnych latach wolumen eksportu amerykańskiego wzrośnie, niemniej jednak trudno ocenić czy pozwoli on na pokrycie strat z tytułu spadku popytu na rynku wewnętrznym – podsumowuje Smalec.