Liderzy UE mogą być zbyt zajęci przedłużaniem kryzysu w Grecji, aby dostrzec, że stało się coś ważnego podczas wyborów w Polsce i w Hiszpanii - czytamy w komentarzu redakcyjnym agencji Bloomberg.

Polska i Hiszpania to państwa o niewątpliwie proeuropejskim nastawieniu. Obywatele tych krajów jednak ukarali w czasie ostatnich wyborów rządzące partie proeuropejskie i wyniosły do władzy ich rywali, którzy wzywali do reform. Oczywiście przypadki Polski i Hiszpanii są odmienne, to pewne. To jednak, co łączy te przypadki, to niezadowolenie z obecnego stanu rzeczy, także w Unii Europejskiej.

W hiszpańskich wyborach regionalnych lewicowy Podemos i centroprawicowa partia Ciudadanos pokonały rządzących konserwatystów – silnie proeuropejską Partię Ludową. Żadna ze zwycięskich partii nie jest zadowolona z Unii Europejskiej w jej obecnej odsłonie: Podemos odrzuca europejskie reguły fiskalne, a Ciudadanos zaś chce, aby UE wykazała się większą solidarnością wobec pogrążonych w problemach gospodarczych europejskich państwach Południa, poprzez zaproponowanie np. wspólnego funduszu na rzecz rozwiązywania problemu bezrobocia czy innych rozwiązań, które mogą nie spodobać się Niemcom.

Jeśli sukces tych zbuntowanych partii powtórzy się także w wyborach do hiszpańskiego parlamentu pod koniec tego toku, wówczas charakter relacji Hiszpanii z Europą ulegnie zmianie. To samo może dotyczyć Polski.

Andrzej Duda w czasie ostatnich wyborów prezydenckich, ku zaskoczeniu obserwatorów ale chyba też samego siebie, wygrał z dotychczasowym prezydentem Polski Bronisławem Komorowskim. Przekaz Dudy był populistyczny i oparty o eurosceptycyzm.

Reklama

Tymczasem polskie osiągnięcia gospodarcze od 2008 należą do najlepszych w Europie, ale polscy obywatele wyraźnie nie są tym usatysfakcjonowani. Jeśli jesienne wybory parlamentarne w Polsce wygra Prawo i Sprawiedliwość, wówczas stosunek Polski do Europy, tak jak w przypadku Hiszpanii, ulegnie zmianie. Andrzej Duda, jako europoseł był związany w Parlamencie Europejskim z eurosceptyczną i antyfederalistyczną frakcją. Duda tłumaczył, że chce przesunąć część władzy z powrotem z Brukseli do Warszawy.

Choć Polska jest zobowiązana przyjąć wspólną walutę, to nie jest jeszcze członkiem strefy euro. Zwycięstwo Dudy sprawia, że zobowiązanie to staje się jeszcze bardziej teoretyczne. Zasady zarządzania Unią Europejską przyjmują za pewnik, że każdy członek Unii prędzej czy później przyjmie euro. Tymczasem zmiana nastawienia w Polsce potwierdza, że Europa potrzebuje także planu, który zakłada, że oprócz strefy euro istnieją także członkowie UE, które wspólnej waluty nie przyjmą.

Niewątpliwie premier Wielkiej Brytanii David Cameron jest zadowolony z takiego rozwoju sytuacji. Miesiąc wcześniej brytyjscy wyborcy dali bowiem duży mandat Partii Konserwatywnej. Cameron obiecał, że będzie renegocjował warunki członkostwa Wielkiej Brytanii w UE, a w 2017 roku przeprowadzi referendum ws. dalszego członkostwa kraju w europejskich strukturach. Wielka Brytania, razem z Danią, w przypadku członkostwa w strefie euro, przyjęły procedurę opt-out, która pozwala im nie uczestniczyć w unii walutowej i być swoistą „anomalią” w UE. Tymczasem chęć, aby być tą „anomalią” w Europie rośnie, a nie maleje.

Żadne ze zwycięskich ugrupowań w Polsce czy Hiszpanii wcale nie musi wiedzieć, co proponuje. Szczególnie jeśli chodzi o kwestie fiskalne. Hiszpański Podemos chce wzrostu wydatków publicznych, z którymi budżet może sobie nie poradzić, z kolei Prawo i Sprawiedliwość w Polsce chce trudnych dla państwowej kasy cięć podatków.

Nie to jest jednak najważniejsze. Wciąż bowiem pozostaje faktem, że dwa europejskie kraje, które tradycyjnie były proeuropejskie i zaangażowane w integrację, kwestionują kierunek, w jakim podąża Unia Europejska. I mają do tego prawo – tak samo, jak mają prawo oczekiwać odpowiedzi ze strony europejskich liderów.

>>> Czytaj też: Znów wrze w bałkańskim kotle. Zobacz, jak globalne potęgi rywalizują o Bałkany