Szybko rosnące rezerwy walutowe Chin w pewnym momencie przestały być tylko atutem, a zamieniły się w ból głowy. Gdy zaczęły dochodzić do sumy 4 bln dolarów, władze ChRL postanowiły reagować i zmieniły strategię państwa.

Odeszły od poprzednich nakazów „ojca reform” Deng Xiaopinga, by nie kumulować potencjału i zasobów państwa, a przy tym nie pretendować do roli lidera w skali regionalnej i globalnej. W ich miejsce obecny silny przywódca Xi Jinping zaproponował większą asertywność i wyjście w świat.

Szlak w świat

Reklama

Ich symbolem stała się koncepcja, ujęta w chyba najsilniej propagowane teraz przez chińskie władze hasło: „jeden pas, jedna droga” (yi dai, yi lu). Chodzi o zaproponowany przez Xi Jinpinga Nowy Jedwabny Szlak. Pierwsza jego część, lądowa, ma połączyć chiński interior z Zachodem i Europą. Druga, drogą morską, według oficjalnych enuncjacji ma służyć podporządkowaniu sobie Morza Południowochińskiego i jeszcze mocniejszemu wejściu na rynki Azji Południowo – Wschodniej. Faktycznie jednak chodzi o silną obecność na morzach i oceanach, w tym przede wszystkim na Indyjskim i Pacyfiku.

Gdy Xi Jinping swoje projekty ogłaszał, tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, o co chodzi. Chiński przywódca uściślił koncepcję w kluczowym wystąpieniu w listopadzie zeszłego roku, gdy w istocie sformułował nową strategię Chin. Punktem wyjścia jest nowy model rozwojowy wewnątrz państwa i przejście z fazy ilościowej na jakość. Głównym celem jest „renesans chińskiej nacji”, a jednym z głównych narzędzi realizacji ma być ekspansja kapitałowa i finansowa na świecie. Z jednej strony w celu szukania tam innowacyjnych rozwiązań, a z drugiej po to, by pozbyć się „gorącego kartofla” w postaci nadmiaru nadwyżek finansowych, bo przecież nikt nie zagwarantuje, że nie nastąpi na światowych rynkach jakieś nowe, nieoczekiwane zawirowanie.

>>> Czytaj też: Zachód ma nowy wzór w zakresie innowacji i nowych technologii - Chiny

Rozgrywający

Implementacja nowej chińskiej strategii już się rozpoczęła. Spektakl rozgrywa się na naszych oczach, o ile tylko ktoś patrzy we właściwą stronę.

Tym razem Chiny nie idą już na zewnątrz po surowce. Ten etap niejako symbolicznie zakończyły podpisaniem (maj 2014 r.) wieloletniej, szacowanej na 400 mld dolarów umowy gazowej z Rosją (szczegóły do dziś nie są znane).

Tym razem chodzi o inwestycje, kapitały i banki. Gdy we wrześniu 2014 r. w Indiach przyjmował Xi Jinpinga rzutki i odważny reformator, premier Narendra Modi, podpisano porozumienia, głównie międzyrządowe na sumę 20 mld dolarów. Przeznaczono ją na modernizację zapyziałej hinduskiej infrastruktury. A gdy zaledwie kilka dni temu Modi przebywał w Chinach z rewizytą, podpisano nowe porozumienia, tym razem przede wszystkim między sektorami prywatnymi, opiewające na sumę 22 mld dolarów. Oczywiście, znowu chodzi o chińskie środki na modernizację Indii, co jednak mocno nie spodobało się hinduskiej opozycji, zarzucającej własnemu premierowi, że zbyt mocno uzależnia się od wielkiego sąsiada.

Hindusom nie mogło się też podobać to, co się stało w Pakistanie. Xi Jinping był tam przyjmowany iście po królewsku. Nic dziwnego. Podpisano porozumienia na 28 mld dolarów, a docelowa suma to 46 mld. Chińczycy chcą połączyć budowany już i kontrolowany przez siebie port morski Gwadar na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego z interiorem w Xinjiangu. Planują budowę na tej trasie gazociągów, a także kolei i dróg.

Czy to możliwe? Czy są w stanie to zrobić? Niedawno udowodnili, że są. Bez większego rozgłosu i za stosunkowo niewielkie pieniądze, w połowie 2013 r. oddali do użytku gazociąg i ropociąg, przeprowadzone przez terytorium Mjanmy (d. Birmy). Łączą one port w Sittwe na tymże Oceanie Indyjskim z miastem Kunming w prowincji Yunnan. Dzięki temu płynące z Bliskiego Wschodu czy Afryki tankowce nie muszą już płynąć przez Cieśninę Malakka. Drogę mocno skrócono.

Podobnie, jak w Mjanmie, tylko na większą skalę, problemem są – i pozostaną – nie tyle kwestie zasobów i umiejętności, co bezpieczeństwa, bowiem planowane szlaki mają iść przez tereny zajmowane przez islamistów. To jest prawdziwy ból głowy, nic innego.

Poniekąd ten sam dylemat wyłania się w związku z planowaną już, ale jeszcze nie rozpoczętą budową drogi „(autostrady”), łączącej tenże Yunnan z Bengalem w Indiach, via Mjanma i z odnogą do Bangladeszu. Tymczasem wiadomo, że są to najniebezpieczniejsze tereny we wszystkich tych państwach, nie do końca kontrolowane przez władze.

Nie ma takiego bólu głowy w implementacji innego projektu, już jednoznacznie w ramach nowych Jedwabnych Szlaków. W grudniu 2014 r. Xi Jinping i tajski premier gen. Prayuth Chan-ocha podpisali porozumienie opiewające na 10,5 mld dolarów, zakładające budowę chińskiej szybkiej kolei łączącej miasto Nongkai na północy Tajlandii z portem Rayong na jej południu. Docelowo chodzi o to, by doprowadzić chińskie szybkie koleje aż do Singapuru.

Jeszcze bardziej kwestię budowy Jedwabnego Szlaku wyeksponowano podczas niedawnego tournée Xi Jinpinga po Kazachstanie, Rosji i Białorusi. W Moskwie, gdzie był zaledwie półtora dnia, podpisał kolejne porozumienia opiewające na sumę 20 mld dol., wszystkie w postaci gwarancji dla rosyjskich inwestorów chińskich banków (wg ostatnich zestawień Forbes najbogatszych instytucji na globie).

Natomiast na Białorusi, gdzie była to pierwsza chińska wizyta tego szczebla od 1994 r., zabawił aż trzy dni. Podpisano tam porozumienia na 7 mld dolarów (chińscy eksperci oceniają, że łącznie zainwestowano już na terenie tego kraju ponad 15 mld), zawarto układ o przyjaźni i współpracy, powiązano Mińsk z Pekinem więziami braterskimi, a główne środki przeznaczono na wielki park przemysłowo-technologiczny (podobny, na mniejszą skalę, budowany jest w Bułgarii) ulokowany na przedmieściach Mińska.

Tym akurat zagadnieniom warto przyjrzeć się uważniej, bowiem to przecież nasze bezpośrednie sąsiedztwo, tuż za Bugiem. A przy tym, to już widać, ważny przystanek na drodze Ekonomicznego Pasa Jedwabnego Szlaku, jakim ma być połączenie lądowe Chin z Europą; tą Europą, gdzie po drugiej stronie naszej granicy, Niemcy z Chinami na wielką skalę kooperują (ich wzajemne obroty handlowe sięgają niemal 170 mld dolarów). Czy chcemy być niezależną wyspą, czy jednak włączymy się w chińskie projekty? – oto pytanie strategiczne także i dla nas.

Chiny zaproponowały w 2012 r. inwestycje w całym naszym regionie o wartości 10 mld dol. (tzw. 12 kroków). Polska nie jest liderem w ich konsumowaniu. Według danych PAIiIZ w 2011 r. chińskie inwestycje w Polsce przekroczyły 350 mln euro – i to są jedyne dane w miarę pewne. Kolejne lata to tylko szacunki. Jedne mówią o przekroczeniu sumy 0,5 mld euro (to bardzo realne), drugie o przekroczeniu miliarda dolarów.

Chińczycy nie spowalniają, nie oglądając się na tych, którzy nie są zdecydowani idą tam, gdzie są pożądani. W zakończonej właśnie tygodniowej eskapadzie premiera Li Keqianga do czterech państw latynoskich, Brazylii, Kolumbii, Peru i Chile, już na pierwszym przystanku, w Brazylii, jasno przedstawiono chińskie intencje. Tu podpisano porozumienia na 28 mld dolarów, a według prezydent Dilmy Rouseff łącznie będzie to aż 53 mld, bowiem tym razem ruch ma być dwustronny, choć nierównomierny. Chińczycy kupili 22 samoloty Embraer, a docelowo zamówili ich 60.

Na wszystkich przystankach główny temat był jednakże inny. Wkrótce mają być wszczęte prace nad kosztorysem chińskiej szybkiej kolei, która miałaby łączyć wybrzeże Brazylii nad Atlantykiem z portami na Pacyfiku. To drugi taki potężny projekt, od już implementowanego kanału łączącego oba te oceany (porty Punta Gorda i Brito) poprzez Amerykę Środkową (Nikaraguę), niejako paralelnie wobec Kanału Panamskiego. Koszt jego budowy szacuje się nawet na 50 mld dolarów.

>>> Czytaj też: Stratfor: Podział w Unii Europejskiej narasta, a wraz z nim rośnie pozycja Rosji

Zaplecze finansowe

Wszystkie chińskie plany skierowane są do przodu, należy więc spodziewać się nowych pomysłów i nowych inwestycji w tej inwazji „dyplomacji pieniądza”. Jej nowymi filarami stają się nowego banki rozwojowe, jak działający od połowy lipca 2014 r. Bank Rozwoju grupy BRICS z siedzibą w Szanghaju (z kapitałem zakładowym do 100 mld dolarów) oraz najnowszy Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), którego Chiny są pomysłodawcą.

Tak szybka i silna ekspansja finansowo-inwestycyjna Chin budzi niepokój, mieszane uczucia, a nawet opór. Dlatego Xi Jinping kilkakrotnie podkreślał – najmocniej zrobił to w kwietniu podczas obrad Forum Boao, chińskiego odpowiednika szwajcarskiego Davos – że Chiny stawiają na „obopólne korzyści”, pokojową współpracę i wzajemne zrozumienie między różnymi kulturami i cywilizacjami.

Niezależnie od pokojowych deklaracji Chin widać wyraźnie, że mamy do czynienia ze zjawiskiem zupełnie nowym, a od razu na globalną skalę. Wyłania się nowy układ geopolityczny. I należy się zgodzić z jednym z najlepszych europejskich znawców współczesnych Chin, Francois Godementem, który porównuje ostatnią chińską ofensywę dyplomatyczno – gospodarczą do tanich linii lotniczych: „Chiny z jednej strony integrują, a z drugiej powielają istniejące instytucje, tworząc tym samym alternatywne rozwiązania”. Alternatywne wobec zdominowanych przez Zachód.