Administracji prezydenta Rosji nic nie łączy z petersburską „fabryką trolli”. Według rzecznika Kremla, nawet nie wiadomo czy coś takiego w ogóle istnieje.

Dmitrij Pieskow w ten sposób odniósł się do niedawnych informacji prasowych sugerujących, że w Sankt Petersburgu funkcjonuje biuro wspierające w Internecie prokremlowską propagandę.

O istnieniu takiej instytucji poinformowała była pracownica, 34-letnia dziennikarka Ludmiła Sawczuk. Kobieta twierdzi, że w jednej z kamienic Sankt Petersburga około 400 osób zajmuje się dokonywaniem wpisów internetowych propagujących prokremlowską propagandę. Dziennikarze badający tę sprawę dotarli również do kilku innych osób, które potwierdziły rewelacje ujawnione przez Sawczuk. Według nich, setki ludzi, niektórzy nie mając nawet takiej świadomości, uczestniczą w wojnie propagandowej.

„Fabryka trolli” działa przez całą dobę, zatrudnieni tam ludzie zarabiają równowartość około 1000 dolarów i ich zadaniem jest umieszczanie nie mniej niż 160 postów dziennie na portalach społecznościowych i forach dyskusyjnych. Ci, którzy tam pracowali twierdzą, że za całym tym przedsięwzięciem stoi Kreml. Administracja prezydenta zaprzecza jakoby współpracowała z tego typu firmą. „Nie wiem czy taka Agencja Badań Internetowych rzeczywiście istnieje” - cytują wypowiedź kremlowskiego rzecznika rosyjskie media.

>>> Czytaj też: Wojna z Rosją to kwestia czasu? Putin przyspiesza militaryzację kraju

Reklama