14 lat temu bank Goldman Sachs zaproponował tezę, która szybko przyciągnęła uwagę inwestorów i polityków na całym świecie. Otóż Brazylia, Rosja, Indie i Chiny – twierdził bank – miały w coraz większym stopniu być motorami światowego wzrostu gospodarczego, zajmując miejsce zwalniane przez Zachód. Dziś wydaje się jednak, że prawda wygląda zgoła odwrotnie. Tzw. kraje BRIC (skrót od Brazylii, Rosji, Indii i Chin) są raczej obciążeniem dla reszty świata.

Chiński eksport spadł w maju trzeci miesiąc z rzędu, podczas gdy import spadł już siódmy miesiąc z rzędu. Innymi słowy, największa gospodarka Azji jest uderzana z dwóch stron: słaby popyt za granicą i ospała gospodarka wewnątrz kraju. Nie wspominając już o epickiej bańce na chińskim rynku akcji, która wysysa tlen z systemu finansowego Państwa Środka.

To nie tylko problem Chin, tłumaczył mi w Tokio Gabriel Stein z Oxford Economics. Nowy raport oksfordzkiej grupy badaczy wskazuje, że poziom importu spada obecnie także w Brazylii, Indiach i szczególnie w Rosji. Kraje BRIC są odpowiedzialne za spadek w światowym handlu o ok. 1,3 pkt proc. To najbardziej wyraźny spadek od czasu globalnego kryzysu finansowego z lat 2008-2009.

Trend ten jednak wykracza poza „wielką czwórkę” krajów BRIC. Dla 13 rynków wschodzących, które nie są członkami BRIC, import dóbr wzrósł w pierwszym kwartale tego roku tylko o 1,5 proc. (podczas gdy długoterminowa średnia dla tego okresu wynosi w przypadku tych krajów wynosi ok. 8 proc.). Najbardziej niepokojące jest jednak to, że faza spadków miała miejsce jeszcze zanim Rezerwa Federalna rozpoczęła podwyżki stóp procentowych (akcje rynków wschodzących spadały w poniedziałek 11 dzień z rzędu – to najdłuższy taki okres od 24 lat).

Reklama

Rynki wschodzące zasadniczo doszły do ściany jeszcze wcześniej – weźmy choćby azjatycki kryzys z 1997, rosyjski kryzys rok później oraz kilka kryzysów w Argentynie. Dziś istnieje jednak kilka powodów (umiarkowany wzrost gospodarczy w krajach rozwiniętych i wysokie poziomy zadłużenia w krajach rozwijających się), aby sądzić, że obecne zagrożenie może być znacznie bardziej długotrwałe i dotkliwe. Nawet jeśli uwzględnimy ostatni wzrost liczby miejsc pracy w USA o 2,7 pkt. proc., to i tak jest to połowa tempa z drugiej połowy lat 90. XX wieku. Tymczasem 1-proc. wzrost tego samego wskaźnika w strefie euro jest zaledwie jedną trzecią tego, co udawało się osiągnąć w Europie w latach 90. XX wieku. I choć japońska gospodarka wzrosła o 3,9 proc. w pierwszym kwartale 2015 roku, to 30-proc. dewaluacja jena osłabia perspektywy wzrostu gospodarczego w Azji.

Stawka jest większa niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ gospodarki wschodzące są dziś znacznie bardziej kluczowe dla światowej gospodarki. W 1999 roku gospodarki rozwijające się odpowiadały za 23 proc. światowego PKB i 38 proc. bazy parytetu siły nabywczej. Dziś wskaźniki te wynoszą odpowiednio 35 proc. i 50 proc. Same kraje BRIC odpowiadają za ok. 20 proc. światowego PKB, to niewiele mniej niż USA przed kryzysem, czyli 24 proc. w 2007 roku. Tymczasem kraje rozwinięte są obecnie w znacznie większym stopniu niż kiedykolwiek wcześniej finansowo narażone względem krajów rozwijających się. Bank Rozrachunków Międzynarodowych stwierdził w grudniu, że kraje rozwijające się zgromadziły długi w dolarach o wartości 6 bln dol.

Chiny są tutaj wyjątkowym aktorem na globalnych rynkach. Choć to "dopiero" druga największa gospodarka świata, to ma znacznie większy wpływ na bieg wydarzeń. Spowolnienie w Państwie Środka doprowadziło już do spadku globalnych cen surowców. Konsekwencje tego stanu rzeczy ponoszą dziś zarówno kraje rozwinięte (Australia) jak i kraje rozwijające się (Brazylia i Rosja).

Kolejnym powodem do zmartwień jest rajd na chińskiej giełdzie. „Przypomina to wielkie kasyno. Wciąż jestem bardzo pesymistyczny” – komentował Gabriel Stein z Oxford Economics. Inwestorzy jednak nadal chcą korzystać z chińskiego rynku akcji – dopóki mogą. 7 czerwca Shanghai Composite Index osiągnął najwyższy od stycznia 2008 roku poziom (w ciągu 12 miesięcy indeks wzrósł o 153 proc.), i to pomimo złych informacji o chińskim handlu z 7 czerwca. Wzrosty na szanghajskiej giełdzie nieuchronnie prowadzą do nieuniknionej korekty.
Oczywiście im większa bańka, tym większy spadek. Tymczasem analitycy z Oksfordu przypominają nam, że spadek ten nie będzie ograniczony tylko do Chin. Marzenie o krajach BRIC może się przekształcić w koszmar.

>>> Czytaj też: "Europejski sen" okazał się mrzonką. Europa Środkowa pozbywa się złudzeń