Nowy rosyjski superczołg T-14 Armata staje do swojej pierwszej walki – przeciwko dwóm wirtualnym rywalom na globalnym rynku: chińskim VT-4 i ukraińskim MB Oplot.

Rosja posiada ponad 15 tys. czołgów – to więcej niż jakikolwiek inny kraj na ziemi, ale większość z tych maszyn do stare T-72 i T-80. Właśnie te maszyny były dostarczane separatystom na wschodzie Ukrainy, częściowo dlatego, że Rosja nie ma z nich wielkiego pożytku. Czołgi te są bowiem śmiertelnymi pułapkami. Trafienie w załogową wieżę często prowadzi do eksplozji, która zabija całą załogę czołgu. To właśnie dlatego, armia sowiecka, która nie obawiała się strat w ludziach, potrzebowała tak wiele tych maszyn.

Pod rządami prezydenta Władimira Putina rosyjska armia była profesjonalizowana, zaś utrzymanie załogi czołgu przy życiu stało się priorytetem. Najnowszy czołg Armata, wypuszczony z wielką pompą przez paradą wojskową na Placu Czerwonym w ubiegłym miesiącu, posiada niezwykłą cechę – bezzałogową wieżę i specjalną kapsułę dla załogi wewnątrz czołgu. „W przeciwieństwie do poprzednich sowieckich/rosyjskich pojazdów, bezpieczeństwo (przeżywalność) załogi i jej komfort były tym razem przedmiotem zainteresowania – czytamy w ostatnim raporcie na temat czołgu T-14, sporządzonym przez amerykańskie Foreign Military Studies Office.

W porównaniu do zachodnich odpowiedników, takich jak amerykański czołg M1 Abrams, brytyjski Challenger, francuski Leclerc czy niemiecki Leopard 2, rosyjski T-14 jest statkiem kosmicznym. Pojazd jest tak skomplikowany, że problemy z jego obsługą ma sama załoga. Podczas próby przed paradą z okazji Dnia Zwycięstwa, rosyjski czołg Armata utknął na Placu Czerwonym i nie można było go przemieścić do czasu, aż nie przybył doświadczony kierowca z zakładów Uralwagonzawod, które tę skomplikowaną maszynę produkują.

Reklama

Norinco, chiński wytwórca czołgu VT-4, wykorzystał incydent z rosyjskim czołgiem, aby promować swój sprzęt. W jednym z postów na platformie WeChat, chińska firma napisała: „Transmisja w pojazdach T-14 nie jest dobrze rozwinięta, co było widać podczas prób przed paradą z okazji Dnia Zwycięstwa 9 maja w Moskwie. Nasz czołg VT-4 jak dotąd nie doświadczył podobnych problemów”.

Według chińskiej firmy Norinco, „jeśli międzynarodowy klient chce kupić nowy czołg, może wybierać tylko pomiędzy rosyjskim a chińskim pojazdem”. Rzeczywiście, wybór jest wyjątkowo ograniczony. Pomimo, że zachodnie czołgi zostały w znacznej mierze zmodyfikowane i wyposażone w najnowszą elektronikę, to podstawowe modele są stare. Są jednak pewne alternatywy: koreański K2 Black Panther, oddany do użytku w ubiegłym roku i zakupiony już przez Turcję, czy ukraiński BM Oplot, po raz pierwszy został dopuszczony do służby w 2011 roku.

Po tym, jak Rosja zaprezentowała czołg Armata, Ukraińcy zaczęli żartować z urządzenia w mediach społecznościowych. „To trumna na gąsienicach” – napisał na swoim facebookowym profilu blogger Mikola Gritsenko. Niedługo potem ukraińska telewizja przygotowała program, w którym przedstawiła globalny ranking czołgów, umieszczając ukraiński czołg Oplot na samym szczycie zestawienia, zaś rosyjski pojazd Armara dopiero na czwartym miejscu.

Ukraińskie Oploty nie walczą jednak z rosyjskimi czołgami na wschodzie Ukrainy. Według Siergieja Pinkasa, jednego z dyrektorów Ukroboronprom, państwowej firmy produkującej czołgi, eksport czołgów Oplot jest bardziej opłacalny niż używanie go na wojnie. Za jeden czołg Oplot uzyskujemy 4,9 mln dol. Zatem lepiej go sprzedać i za te pieniądze naprawić i zmodernizować 10 czołgów T-64.

W tym roku Ukraina zaproponowała czołgi Oplot Tajlandii i ma nadzieję na sprzedaż 39 maszyn.

Chińskie Norinco liczy na sprzedaż swoich VT-4 Kamerunowi i Pakistanowi. Chiński czołg, według producenta, jest o 3 mln dol. tańszy niż amerykański M1 Abrams, który kosztował ok. 6 mln dol. w 2012 roku. Nowy czołg za taką cenę to niezwykła okazja.

Podczas produkowania i rozwijania rosyjskiego czołgu Armata nie oszczędzano na wydatkach. Maszyna kosztuje dziś 7,8 mln dol. Jak dotąd nie ma jednak chętnych na zakup czołgów – częściowo ze względu na wysoką cenę nietestowanego przecież pojazdu, a częściowo ze względu na chęć Moskwy, aby się zbroić. Pierwszy eksport maszyn jest przewidziany dopiero na 2020 rok – wynika z informacji rosyjskiej komisji militarno-przemysłowej.

Można mieć tylko nadzieję, że wojna na wschodzie Ukrainy nie będzie trwała na tyle długo, że Rosja będzie w stanie wysłać czołgi T-14 przeciw starym czołgom ukraińskim, pochodzącym jeszcze z czasów sowieckich. Rywalizacja rynkowa byłaby wówczas znacznie zdrowsza.

>>> Czytaj też: "Europejski sen" okazał się mrzonką. Europa Środkowa pozbywa się złudzeń