Pomimo wydawania setek milionów dolarów na obcojęzyczną propagandę, wszystko co udało się osiągnąć Putinowi w zakresie wizerunku można sprowadzić do zdobycia statusu popkulturowego „czarnego charakteru” - pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Być może cieszy go taka pozycja szczególnie, że jak dotąd nie pojawił się żadnej James Bond, który może stawić mu czoła. Pzemiana prezydenta w medialną gwiazdę jest jednak rosnącym problemem dla Rosji. Putin jest w ocenie Zachodu większym zagrożeniem, niż wskazują na to jego rzeczywiste działania.

Najnowsze badania opinii na temat amerykańskich i europejskich polityków oraz politycznych problemów przeprowadzone przez serwis Politico wskazują, że Putin jest postrzegany jako zdecydowanie największe zagrożenie dla Europy i jej relacji z USA (rosyjski prezydent otrzymał 28 proc. głosów, następne wskazania, czyli słabnąca gospodarka i ekstremalne partie dostały kolejno 15 i 13 proc. – przyp. red.).

Brexit? Grexit? Problemy ekonomiczne? Miliony migrantów czekające w Libii na przekroczenie Morza Śródziemnego i dostanie się do Europy, albo ekstremistyczne partie, które wolałyby raczej utopić te osoby, niż przesiedlić? Czy te zagrożenia są naprawdę mniej istotne niż jeden, w dodatku niewysoki, rosyjski mężczyzna?

- Putin osiągnął popkulturowy rozgłos, na poziomie rzadko osiąganym przez światowych liderów politycznych – napisał w artykule do portalu BuzzFeed McKay Coppins. Ciągle nieoficjalny republikański kandydat na prezydenta Jeb Bush, powinien atakować Putina na każdym etapie swojej nadchodzącej europejskiej kampanii. Dotyczy to też jego wizyty w Polsce, w której nowo wybrany prezydent Andrzej Duda nawoływał w niedawnej kampanii do podjęcia twardszego stanowiska wobec rosyjskiej agresji. Bush będzie także przemawiał w Estonii, gdzie prezydent Toomas Hendrik oskarża Putina o zniszczenie porządku powstałego po II wojnie światowej.

Reklama

Duda potrzebował ostrej retoryki antyrosyjskiej, by pokonać w wyborach Bronisława Komorowskiego. Podobnie w USA, retoryka stosowana przez Busha musi być o kilka stopni gorętsza niż prezydenta Baracka Obamy. To nie będzie łatwe. W poniedziałek Obama wykorzystał swoje publiczne wystąpienie na zakończenie szczytu grupy G7, by „zmiażdżyć” rosyjskiego prezydenta. – Czy Putin zamierza zniszczyć gospodarkę swojego kraju i kontynuować rosyjską izolację w pogoni za chybionym pomysłem odbudowy chwały sowieckiego imperium? – zapytał.

Tak silne zaabsorbowanie Putinem jest o wiele poważniejsze niż zagrożenie płynące dla Bonda ze strony „czarnych charakterów” i to, które towarzyszyło Putinowi w poprzednich latach. Jeżeli zachodni politycy i eksperci będą postrzegali rosyjskiego prezydenta jako główne, a nawet dominujące zagrożenie, przeciwdziałanie jego działaniom stanie się politycznym priorytetem.

Dotychczasowa remilitaryzacja, będąca odpowiedzią na rosyjską agresję na Ukrainie, była w dużej mierze ograniczona do sąsiadów Moskwy ze wschodniej Europy. Oficjele NATO ciągle „bawi się” rosyjskim zagrożeniem, które tchnęło nowe życie w tracącą na znaczeniu organizację. Prowadzenie biznesu z Rosją jest niepopularne politycznie, więc ograniczenie w handlu Europy z Moskwą może wykroczyć poza powiązane z Ukrainą sankcje, które prawdopodobnie zostaną rozszerzone jeszcze w tym miesiącu.

Percepcja potencjalnego zagrożenia ze strony Putina i retoryka w odpowiedzi na nie przerosły rzeczywiste zagrożenie. Wyimaginowana odpowiedź ze strony Zachodu wzmacnia putinowskie paranoiczne poczucie zagrożenia stabilności reżimu znacznie bardziej niż rzeczywiste, stając się samospełniającą się przepowiednią.

Od czasu zawieszenia broni we wschodniej Ukrainie, które weszło w życie w lutym, Rosja nie wykorzystywała swoich regularnych wojsk do zwiększenia kontrolowanego terytorium, chociaż charakterny ukraiński rząd dostarczył jej potencjalnych wymówek do złamania porozumienia. Rząd w Kijowie nałożył de facto gospodarczą blokadę na kontrolowane przez separatystów obszary, utrudniając przepływ towarów i osób pomiędzy „granicznymi” częściami kraju. Nie widać też pośpiechu we wprowadzaniu ustalonych na szczycie z Mińska zmian prawnych, które mają zwiększyć autonomię wschodnich ukraińskich regionów.

Zamiast zniszczyć ciągle słabą, niedozbrojoną i niedoszkoloną ukraińską armię, Putin dał jej czas na odbudowanie się po niedawnych porażkach. Prorosyjski portal Gazeta.ru poinformował w zeszłym miesiącu, że „Projekt Noworosja”, czyli idea połączenia dwóch rebelianckich „republik ludowych” ze wschodniej Ukrainy w połączony prorosyjski „stan” została odłożona na półkę, a nieoficjalne poparcie z Rosji dla tego projektu zostało wycofane.

Prorosyjscy separatyści próbowali w ostatnich dniach odbić z rąk ukraińskich sił zbrojnych miejscowość Marywinka, jednak zostali odparci i najwyraźniej odrzucili wsparcie rosyjskich wojsk, które umożliwiło im w lutym odzyskanie dużego terytorium i kluczowego odcinka kolejowego w Debalcewie.

Sytuacja na Ukrainie nie potwierdza zapowiadanej przez Putina „odbudowy chwały imperium sowieckiego”. Nie ulega wątpliwości, że usycha on z tęsknoty za tamtym okresem, ale gdyby był prawdziwym „czarnym charakterem”, starałby się znacznie bardziej utrudniać życie prozachodniemu ukraińskiemu rządowi. Wygląda na to, że intencją Putina jest pokojowe rozwiązanie konfliktu, chociaż stara się postawić twarde warunki. To zachowanie nie jest zgodne z planami inwazji na Estonię lub Polskę i nie koresponduje z kreowaniem Rosji na największe zagrożenie dla Europy.

Putin jest nieuczciwym dyktatorem i nie respektuje niczyich, poza swoimi, praw. To nie oznacza jednakże, że ma zamiar zniszczyć świat bronią nuklearną ani przeprowadzić „hitlerowskiej” wojny błyskawicznej, jeśli Zachód nie „pochyli się nad jego wolą”. Będzie sprawiał problemy UE, NATO i USA, ale na tyle ostrożnie, by nie zagrozić sobie i swoim przyjacielem-miliarderom w kraju. Przygody w stylu Goldfingera i Ernsta Staro Blofelda byłoby zbyt ryzykowne dla prawdziwego życia Putina.

Leonid Bershidsky jest felietonistą Bloomberga oraz mieszkającym w Berlinie pisarzem. Wydał jak dotąd 3 powieści i 2 oparte na faktach książki.