Zapoczątkowany w ub.r. spadek cen ropy spowodowany jest tym, że producenci pompują znacznie więcej czarnego złota, niż świat go potrzebuje. Według EIA, statystycznego ramienia amerykańskiego Departamentu Energii, w pierwszej połowie tego roku produkcja ropy na świecie była wyższa od zużycia o 2,2 mln baryłek dziennie; w drugiej ta przewaga ma wynieść 1,6 mln baryłek.

Nadwyżka jest efektem nałożenia się na siebie kilku czynników, przede wszystkim gwałtownego zwiększenia w ciągu kilku lat wydobycia ze złóż łupkowych w USA. Jeszcze w połowie ub.r. można było spotkać się z opiniami, że ropy z łupków nie opłaca się wydobywać przy cenie baryłki niższej niż 70 dol. Tymczasem branża w Stanach zadała kłam tym prognozom, obniżając własne koszty dzięki nieustannym innowacjom. Widać to dokładnie w danych EIA: chociaż w ciągu trzech lat łączna liczba odwiertów zmniejszyła się o połowę, produkcja nieustannie rosła.

W efekcie coraz bardziej powszechna jest opinia, że Stany Zjednoczone, a konkretnie łupkowa część sektora naftowego przejęła rolę „swing producera”, który wpływa na globalne ceny, odpowiednio obniżając i zwiększając produkcję. Firma konsultingowa Petromatrix ukuła nawet pojęcie pasa łupkowego, czyli przedziału cen za baryłkę między 45 a 65 dol. Kiedy cena osiąga dolną część przedziału, wydobycie ropy z łupków przestaje się opłacać i amerykańscy producenci zamykają odwierty. Kiedy rośnie, wracają do eksploatacji porzuconych złóż.
Chwilowo Amerykanie przewidują spadek wydobycia ropy z łupków. Według najnowszej prognozy EIA w lipcu ma być ona niższa o 200 tys. baryłek dziennie w stosunku do rekordowego kwietnia, kiedy wydobywano 5,64 mln baryłek. Jest to jeden z czynników, który może podbijać cenę czarnego złota. Na świecie jednak ropy jest coraz więcej, co wynika m.in. z decyzji państw należących do OPEC, aby nie ograniczać produkcji.

Co więcej, wprowadzony przez organizację eksporterów jeszcze pod koniec 2012 r. i formalnie wciąż obowiązujący dzienny limit wydobycia wynoszący 30 mln baryłek dziennie od dłuższego czasu nie jest przestrzegany. Kraje należące do kartelu pozyskują przeciętnie nawet o 5 proc. surowca więcej. Nawet jeśli na najbliższym posiedzeniu, jakie jest zaplanowane na piątek 12 czerwca, zapadnie decyzja o podniesieniu limitu (może to być od 0,5 do 1 mln baryłek dziennie), faktyczna sytuacja na rynku się nie zmieni, chyba że automatycznie wzrosłaby również nadprodukcja.

Reklama

Kraje OPEC są jednocześnie zmuszone do poszukiwań odbiorców, ponieważ część rynku azjatyckiego, który tradycyjnie obsługiwał kartel, jest obecnie zagospodarowywana przez Rosję. Kraj ten wobec spadku cen surowca zmuszony jest produkować go więcej, aby w ten sposób łatać swój budżet. Obecnie Rosja wydobywa 10,71 mln baryłek ropy i kondensatu dziennie (według danych tamtejszego Ministerstwa Energetyki za maj). To najwyższy poziom, od kiedy Moskwa udostępnia dane statystyczne dotyczące produkcji węglowodorów.

Do tego dochodzą także inne czynniki. Rosja nie jest jedynym krajem zwiększającym wydobycie ropy; tak samo dzieje się również w Kanadzie (średnio 3,6 mln baryłek dziennie w 2014 r., 0,3 mln więcej niż w 2013 r.). W zwiększenie mocy produkcyjnych inwestują także Chiny. Na pieniądze z ropy liczy zwłaszcza zniszczony wojną Irak, który systematycznie zwiększa swoje wydobycie. Jeśli dojdzie do uspokojenia sytuacji w Libii, tamtejsi politycy będą mieli taką samą nadzieję. A jeśli miałoby dojść do zniesienia sankcji na Iran, tamtejsi producenci zyskaliby szerszy dostęp do światowego rynku.

>>> Czytaj też: Tania ropa kontra największy fundusz majątkowy świata. Co dalej z dobrobytem w Norwegii?