PO chce dać futrzakom więcej praw, a nam – więcej obowiązków związanych z opieką nad nimi. Określenie „kiełbasa wyborcza” nabiera w tym wypadku nowego znaczenia.

Została rzucona pod nos tym, którzy wolą pochylać się nad losem czworonogów niż ludzi. Którzy sypiają z kotami, z psami jedzą z jednego talerza i uważają, że zwierzętom należą się takie same prawa jak nam. Jeszcze jeden maleńki kroczek i labradory będą mogły głosować w wyborach, jamniki studiować, a persy ubiegać się o zasiłek socjalny.

Po tym, co tu napiszę, wielu z was będzie wieszało na mnie – nomen omen – psy. Ale wszystkie te pomysły PO są nie mniejszym idiotyzmem niż przywiązanie kotu do ogona odpalonej racy. Partia, która obiecywała rozwiązać kwestię związków partnerskich, ulżyć finansowo dużym rodzinom, pomóc wykorzystywanym przez system, wspomóc uciemiężonych, postanowiła w całej swojej wspaniałomyślności… zakazać trzymania psów na łańcuchach. A co z łańcuchami krępującymi przedsiębiorców? Co z rodzinami spętanymi biedą? Jak wytłumaczycie pięcioosobowej rodzinie, która żywi się tylko mchem i korą, że jej dola jest dla was mniej istotna niż los Burka?

Nie wątpię, że nie mieliście niczego złego na myśli. Ale chyba pora odszczekać te głupoty i zająć się poważniejszymi sprawami. Szczególnie że czasu nie macie zbyt wiele. Co zaś tyczy się futrzaków, to wierzcie mi – w tym wypadku wszelkie problemy rozwiążą się same. Załatwi je cywilizacja. Jeszcze rok temu nie wyobrażałem sobie, aby kot spał w moim łóżku. A nie dalej jak wczoraj po prostu wygonił mnie na kanapę…

>>> Polecamy: Nowa polityka migracyjna Camerona pogrąży finanse publiczne na Wyspach

Reklama