Co jest kluczem do sukcesu zawodowego i wysokich zarobków? Ciężka praca, pochodzenie społeczne, iloraz inteligencji? A jeśli ten ostatni, to czy wynikające z niego nierówności są uzasadnione, czy może – skoro IQ jest w dużym stopniu wrodzone – państwo powinno łagodzić skutki tych różnic?

Zależność pomiędzy inteligencją a zarobkami może się wydawać oczywista, ale warto zauważyć, że jej skala wynika z ustroju i stopnia rozwoju gospodarczego. Wydaje się, że wzrasta ona wraz z rozwojem gospodarczym. Mniejsza będzie w dążących do równości wynagrodzeń gospodarkach socjalistycznych albo w gospodarkach prymitywnych, w których praca nie wymaga intelektualnych kwalifikacji.

W Polsce wpływ inteligencji na zarobki nie jest decydujący, ale istniał już nawet w początkowej fazie transformacji. Pokazują to wyniki badań zrealizowanych w programie POLPAN, a przeprowadzonych przez Macieja Słomczyńskiego, socjologa z Polskiej Akademii Nauk i Ohio State University, wraz z prof. Krystyną Janicką z PAN. Dochody badanych o najniższych wynikach w teście Ravena, ale plasujących się wysoko w hierarchii społecznej wzrosły średnio o 760 zł; podczas gdy zarobki osób z nizin społecznych, ale bardzo inteligentnych o 650 zł. Najmniejszy był wzrost dochodów u osób mało inteligentnych i o niskiej pozycji społecznej – 67 zł.

Jak zauważa komentujący badania na portalu polityka.pl Edwin Bendyk, status społeczny był w tym okresie ważniejszy od IQ. Wpływ inteligencji był jednak także niebagatelny, a można się spodziewać, że wraz z postępem gospodarczym i uwalnianiem gospodarki od barier będzie stale wzrastał i doszlusuje do poziomu rozwiniętych gospodarek.

>>> Czytaj też: Przeżyć za 1300 zł miesięcznie. Zobacz, jak sobie radzą pracujący biedni

Reklama

Debata na świecie

Istnienie znaczących powiązań między IQ a zarobkami w rozwiniętej gospodarce amerykańskiej dostrzegli Charles Murray i Richard Herrstein, autorzy książki „The Bell Curie” z 1994 r. Teza w niej postawiona była tyle prosta, ile niepoprawna politycznie: wysokie IQ jest skorelowane z niższą przestępczością, niższym odsetkiem rozwodów i problemów szkolnych, a także wyższymi zarobkami.

Autorzy stwierdzili, że w ciągu ostatnich 50 lat miejsca w najlepszych szkołach przeszły od młodzieży z elity socjo-ekonomicznej w ręce przedstawicieli elity intelektualnej. Ludzie o najwyższym IQ zdobyli także wymagające największych kwalifikacji pozycje zawodowe. Jak twierdził Murray w publikacji „Income Inequality and IQ”, to od inteligencji zależy w dużym stopniu nasz sukces ekonomiczny, a w przyszłości – wraz z postępem technicznym – ta tendencja będzie się jeszcze nasilać.

„The Bell Curve” znalazła wielu zwolenników, lecz również przeciwników. Komentując tezy Murray’a i Herrsteina, lewicowy intelektualista Noam Chomsky zauważył, że prowadzą one do uznania swego rodzaju dziedzicznej merytokratycznej elity – elity przekazującej swoją pozycję dzieciom nie przez spadki, tylko przez geny. Paradoksalnie zwiększanie równości szans i obalanie barier społecznych utrwala jeszcze jej dominację.

Jednak kontrowersyjny Murray to nie jedyny badacz, który dostrzega powiązanie IQ i zarobków. Jak zauważa Jay L. Zagorsky na łamach pisma „Intelligence”, statystycznie wzrost ilorazu inteligencji o 1 pkt wiąże się ze wzrostem dochodów o (w zależności od innych czynników) 234–616 dol. rocznie. Nie jest to mało, zważywszy, że między osobami o IQ 100 i 120 różnica w zarobkach wyniesie 4680–12320 dol. rocznie.

Warto jednak zauważyć, że inteligencja nie w każdej pracy się sprawdza. Jak pisze Jarosław Ostrowski na łamach „Wiedzy i Życia”, zdarza się, że w rutynowych zawodach osoby inteligentne radzą sobie gorzej od innych. Naukowcy zwracają jednak uwagę na to, że w pracach skomplikowanych powiązanie między IQ a sukcesem jest już wysokie, choć sukces sportowców czy niektórych artystów może zależeć w większym stopniu od innych cech niż tradycyjnie mierzony iloraz inteligencji. W przypadku analityka finansowego jest już jednak inaczej.

Większość badaczy jest zgodna co do korzystnego wpływu IQ na zarobki. Jak zauważa Tarmo Strenze w opublikowanej w „Intelligence” metaanalizie badań dotyczących tej tematyki, mając wiedzę o ilorazie inteligencji danej osoby, możemy trafnie przewidzieć jej przyszłą pozycję socjoekonomiczną. Co najmniej równie ważnym prognostykiem są też jakość opieki rodzicielskiej czy szkolne oceny. Pamiętajmy jednak, że te ostatnie także mogą być uzależnione od IQ. Podobnie wyważona jest opinia American Psychological Association (APA). Zgodnie z raportem „Intelligence: Knowns and Unknowns”, uważanym za odpowiedź na tezy Murray’a, liczba punktów w testach na inteligencję pozwala przewidzieć przyszłe wyniki w pracy, oceny przełożonych itp. Jak podaje APA, badania zasadniczo uznają przynajmniej słabe powiązanie między IQ a pracą. Są jednak tacy, którzy wręcz twierdzą, że wynik testu na inteligencję pozwala najlepiej przewidzieć rezultaty zawodowe. Niewykluczone jednak, że zdolności interpersonalne czy inne aspekty osobowości mają nawet większe znaczenie. Sęk w tym, że trudno je zmierzyć.

>>> Czytaj też: Wypaleni przez Mordor. Czy wielkie korporacje niszczą pracowników?

Natura czy wychowanie

Dyskusja skupia się więc raczej na temacie, na ile znaczący jest wpływ inteligencji na zarobki. Tego, że on istnieje, nikt raczej nie kwestionuje. Od czego zaś zależy inteligencja? Od wpływu środowiska czy od genów? Najnowsze badania wskazują raczej na tę drugą możliwość. Jak zauważają Robert Plomin i I. J. Deary w „Molecular Psychiatry”, w dzieciństwie inteligencja jest uzależniona w 20 proc. od genów, zaś w wieku dojrzałym wieku aż w 80 proc.

Warto dodać, że wpływ środowiska także pozostaje raczej poza naszą kontrolą. Debata nature or nurture (dosł. natura czy pielęgnowanie) nie ma więc wielkiego znaczenia dla etyki dystrybucji dóbr. Prowadzone przez 30 lat badania brytyjskich naukowców, o których pisze businessinsider.com, pokazały, że wpływ na inteligencję i pośrednio na zarobki ma np. karmienie piersią. Osoba, która jako dziecko była karmiona piersią co najmniej przez rok, miała IQ wyższe o 4 proc. niż ktoś karmiony piersią krócej niż przez miesiąc, uczyła się w szkołach o 0,9 roku dłużej i miała w wieku 30 lat dochód wyższy o 104 dol. miesięcznie. Niewątpliwie w tym przypadku, tak jak w przypadku dziedziczności genetycznej, zainteresowany może mówić o szczęściu, a nie własnej zasłudze. Mimo pewnej rozbieżności zdań, jedno jest pewne: inteligencja ma znaczący wpływ na zarobki i jest czymś raczej niezasłużonym przez jej posiadacza.

Jaki stąd wniosek? A choćby i taki, że biologiczne uwarunkowanie nierówności to dowód na absurd polityki egalitarnej redystrybucji. Twierdził tak już kilkadziesiąt lat temu Murray Rothbard. Jak zauważył w tekście „Egalitarianism as a revolt against nature”, walka z naturą wymaga wielkich nakładów i ingerencji w wolność, a i tak jest nieskuteczna.

To jednak nie jest jedyny wniosek, który można wysnuć z dziedziczności IQ i jego wpływu na zarobki. Sam Charles Murray, próbuje w wywiadzie dowieść, że inteligencja, która odgrywa coraz istotniejszą rolę na rynku pracy, nie jest kwestią indywidualnej zasługi. Dlatego też osoby o wysokim IQ nie powinny popadać w pychę, lecz pomagać słabszym. Niestety dobrowolna pomoc okazuje się nieraz niewystarczająca i jedyną możliwością pozostaje wówczas wsparcie państwa, a jedynym, co może w tej sprawie zrobić libertarianin (za jakiego uważa się Murray), jest uczynienie tego wsparcia możliwie jak najmniej szkodliwym. Współautor „The Bell Curve” proponuje wprowadzenia jest bezwarunkowego dochodu podstawowego, czyli pieniędzy od państwa dla każdego dorosłego obywatela.

Argumentacja Murray’a nasuwa na myśl tezy autora „Teorii sprawiedliwości” Johna Rawlsa. Argumentował on, że nasze naturalne aktywa, takie jak właśnie zdolności czy inteligencja, są przez nas niezasłużone. Wezwał więc do pogłębienia tradycyjnej zasady równości szans. Twierdził, że nie powinniśmy dążyć jedynie do zminimalizowania wpływu pochodzenia społecznego, lecz także naturalnych uzdolnień. Jedne i drugie są bowiem przez nas niezasłużone.

Uświadomienie sobie przez posiadaczy wysokiego dziedzicznego IQ czy innych wrodzonych zdolności, że są one wynikiem szczęścia (a nie zasługi), powinno być dla nich zachętą do pomagania innym, którzy takiego daru nie otrzymali. Czy jednak obalenie – a przynajmniej osłabienie – mitu o bogatych jako kowalach własnego losu wystarczy, by uzasadnić przymusową redystrybucję na szeroką skalę? Trudno o jednoznaczną odpowiedź Jedno jest pewne: wpływ inteligencji na zarobki jest znaczący i wraz z rozwojem technologicznym będzie rósł, zatem ekonomiści i etycy muszą go uwzględniać w swojej pracy.