Państwowy plan się powiódł. Wypłata świadczeń nie dziesiątkuje budżetu, ale ich adresaci będą coraz ubożsi.

Powiększa się różnica między świadczeniami wypłacanymi według starych i nowych zasad. Jak wynika z najnowszych danych GUS, w zeszłym roku przeciętna emerytura wypłacana według nowych zasad (weszły w życie w 1999 r.) wyniosła 1957 zł, podczas gdy według starych – 3182 zł. Różnica sięgnęła więc 1225 zł, podczas gdy rok wcześniej było to 1180 zł, a w 2011 r. 1031 zł.

Ogólna różnica w wysokości świadczeń wynika z metody wyliczania emerytury. W nowym systemie emerytura to w praktyce odłożona składka na koncie w ZUS podzielona przez liczbę miesięcy średniego dalszego trwania życia. O jej wysokości decyduje nie tylko to, czy w ogóle pracujemy i odprowadzamy składkę, ale jak jest ona wysoka. Na koniec wreszcie im dłuższe życie na emeryturze, tym niższe regularne świadczenie.

Natomiast sposób wyliczania emerytury w poprzednim systemie to iloczyn 24 proc. średniej krajowej oraz okresów składkowych i nieskładkowych odniesionych do zarobków z 10 najlepszych lat wskazanych przez ubezpieczonego. Czyli liczy się staż, ale sam ubezpieczony może wskazać najbardziej korzystne dla niego lata do wyliczenia. Udział kwoty bazowej daje już blisko 800 zł świadczenia. W efekcie przeciętna emerytura z nowego systemu nieco przewyższa minimalną płacę, podczas gdy ze starego zbliża się do przeciętnej pensji.
Inny powód zwiększających się różnic to rosnący udział w świadczeniach nowo przyznanych na starych zasadach emerytur górniczych. Jak wynika z danych GUS, 90 proc. tych świadczeń przekracza 3,5 tys. zł na osobę.

Widać, że stary sposób jest korzystniejszy dla emeryta, który dostaje wyższe świadczenie, z kolei nowy dla państwa, bo emerytury stają się mniej kosztowne dla finansów publicznych.
– To pokazuje, co by było z systemem emerytalnym, gdybyśmy utrzymali system zdefiniowanego świadczenia. Finanse publiczne by tego nie udźwignęły – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole, członek Rady Gospodarczej przy premierze.

Reklama

Ekonomiści wskazują, że różnica między wysokością nowo przyznanych emerytur może być argumentem wykorzystywanym przez przeciwników obecnie obowiązującego systemu zdefiniowanej składki, gdzie wielkość świadczenia jest uzależniona m.in. od dochodów uzyskiwanych w czasie pracy zawodowej i przewidywanego dalszego trwania życia. Na przykład eksperci Prawa i Sprawiedliwości pracują nad warunkami powrotu do systemu zdefiniowanego świadczenia (czyli określonej z góry wielkości emerytury): rozjazd między poziomem emerytur mógłby być dobrym uzasadnieniem dla takiej zmiany.

– Trudno przewidzieć, jak takie dane wpłyną na dyskusję o systemie emerytalnym. Dla jednych będzie to argument za utrzymaniem systemu zdefiniowanej składki z racji pozytywnego wpływu na finanse publiczne, dla niektórych to będzie argument za powrotem do starych rozwiązań. Te dane mogą być różnie wykorzystywane w debacie – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Potrzebna modyfikacja

Marta Petka-Zagajewska z Raiffeisen Polbank dodaje, że powrót do zdefiniowanego świadczenia byłby błędem, bo system finansów publicznych nie byłby w stanie go sfinansować. Jej zdaniem dużo lepszym pomysłem byłoby zmodyfikowanie obecnie obowiązujących reguł.

– Przedłużony wiek emerytalny, wyższa składka emerytalna – to najprostsze sposoby na zwiększenie emerytur. Trzecią drogą byłoby szukanie wyższej stopy zwrotu z filara kapitałowego. Problem w tym, że ten filar został zdemontowany, co było największym błędem rządu PO–PSL – ocenia Petka-Zagajewska.

Jej zdaniem powrót do dyskusji nad kolejnym wydłużeniem wieku emerytalnego to tylko kwestia czasu. Dodatkowo w debacie nad emeryturami zupełnie zapomina się o dobrowolnym oszczędzaniu na emeryturę.

– Być może nadejdzie taki moment, że państwo powie wprost: jesteśmy w stanie zagwarantować tylko emeryturę minimalną, resztę obywatelu musisz zaoszczędzić sobie sam. Być może w tym właśnie kierunku należy iść, wtedy faktycznie emerytura może być wyższa – uważa ekonomistka. I dodaje, że to instytucje państwa powinny stymulować rozwój dobrowolnych form oszczędzania, np. przez wprowadzenie ulg podatkowych.

O niskiej świadomości emerytów mówi także Grzegorz Ogonek z banku ING. Z badań robionych przez bank wynika, że ankietowani co prawda zdają sobie sprawę, że nowe emerytury są i będą niższe od wypłacanych ze starego systemu, niemniej jednak nie podejmują żadnych działań, żeby to zmienić. Co może sugerować, że propozycje zmian w systemie zmierzające do wzrostu wielkości świadczeń mogą padać na podatny grunt.

Rozbieżności w wielkości emerytur mają jeszcze jedną przyczynę. Pokazuje to szczegółowy rozkład nowo przyznanych świadczeń. Choć emerytury ze starego sytemu to 17 proc. liczby nowo przyznanych świadczeń w 2014 r., sfinansowanie ich stanowi aż jedną czwartą wydatków FUS na wszystkie nowo przyznane świadczeni. – Jest oczywiste, że wysokie emerytury wypłacane według starych zasad są w znacznym stopniu wynikiem wyłomów w systemie, które mamy. Dyskusja na temat systemu emerytalnego powinna iść w kierunku upowszechniania nowych zasad – podkreśla Jakub Borowski, główny ekonomista Creidt Agricole. Bo w kolejnych latach znacząco będzie malała liczba osób, które będą miały wyliczane emerytury według startych zasad. Wyjątkiem będą górnicy, ich liczba zapewne będzie utrzymywała się na stabilnym poziomie. To pokazuje, że bez zmian w emeryturach górniczych ta dysproporcja między starymi a nowymi emeryturami będzie rosła.

Do ich reformy nawołuje zresztą Komisja Europejska. Najważniejszym pytaniem jest nie to, jak te zmiany powinny wyglądać, ale jakie są możliwe. Eksperci postulują włączenie emerytur górniczych do systemu powszechnego. Tak było do 2005 roku, gdy Sejm zdominowany przez lewicę wyłączył ich z systemu zdefiniowanej składki. Tyle że taka zmiana jest mało realna politycznie. Nie podjął się jej rząd Donalda Tuska i nie ma co liczyć, że zrobi to np. PiS, jeśli przejmie władzę. Bo buduje swoje poparcie m.in. na ochronie polskiego górnictwa. Możliwe, że realny jest wariant minimalistyczny, czyli przegląd uprawnień emerytalnych i zaostrzenie kontroli w kopalniach. Bo chodzi już nawet nie o zmianę całego systemu, lecz o wprowadzenie mechanizmów eliminujących oszustwa zjazdowe, czyli wyrabianie sobie uprawnień emerytalnych przez osoby nieuprawnione. Obecnie emerytów górniczych jest 206 tysięcy.

>>> Czytaj także: Wynagrodzenia Polaków rosną. GUS podał dane o średnich zarobkach