Wypłata jednorazowego, specjalnego dodatku – to pomysł zwiększenia emerytur, jaki pojawił się na zapleczu pani premier Kopacz.
Standardowa waloryzacja emerytur i rent w 2016 r. będzie prawdopodobnie bardzo niska, stąd szukanie sposobów na podwyżkę. Ile miałby wynieść dodatek – nie wiadomo, bo to na razie tylko rozważania.
Oficjalną propozycją zmian w emeryturach, jaką dziś na Stałym Komitecie Rady Ministrów przedstawi resort pracy, będzie podwyżka świadczeń o wskaźnik inflacji i 20 proc. wzrostu wynagrodzeń. Według tej formuły emerytury mogłyby wzrosnąć o zaledwie 0,52 proc., podczas gdy w tym roku było to 0,68 proc. (choć rząd zastrzegł, że suma podwyżki nie może być niższa niż 36 zł). Tak niski wskaźnik to głównie efekt deflacji.
Dla budżetu to dobra wiadomość, bo jeśli waloryzować w ten sposób, to podatnicy wydaliby na waloryzację 900 mln zł. To najniższa kwota od lat. Dla porównania tegoroczna waloryzacja kosztowała 3,7 mld zł. Tyle że dobra wiadomość dla podatnika to w roku wyborczym zła informacja dla polityków, bo podwyżki będą symboliczne. Na przykład emerytura minimalna wzrosłaby o 5 zł, a przeciętna, która wynosi obecnie około 2 tys. zł, o trochę ponad 10 zł.
Reklama
Obok pomysłu jednorazowego dodatku w rządzie trwają też gorączkowe prace nad innymi, dotyczącymi już trwałego wzrostu emerytur. Gorączkowe, bo już za tydzień waloryzacją ma się zajmować komisja trójstronna. Szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz chciałby np. podwyższyć emeryturę minimalną do około 1000 zł, argumentując, że to i tak poniżej minimum socjalnego. Jak wylicza Instytut Pracy i Spraw Socjalnych, w 2014 r. wyniosło ono dla jednoosobowego gospodarstwa emeryckiego 1070 zł. A emerytura minimalna to obecnie 880 zł.
Problem w tym, że z takiej zmiany skorzystałoby ponad milion emerytów w KRUS, ale tylko 174 tys. w ZUS. Podwyżka dla emerytów i rencistów w KRUS kosztowałaby budżet około 1,5 mld zł, a dla emerytów w ZUS niepełne 200 mln zł. Więc politycznym beneficjentem takiej podwyżki byłby głównie PSL. Największą wadą tego rodzaju rozwiązania jest duże i trwałe podniesienie wydatków na emerytury. Z tytułu podwyżki minimalnych świadczeń byłoby to ok. 2 mld zł plus 800 mln zł z tytułu podniesienia corocznych wydatków budżetu na emerytury.
W PO ścierają się dwa poglądy. Z punktu widzenia budżetu najlepszy wariant to zostawić obecny sposób waloryzacji. – Ale jak emeryci zobaczą w tabloidach kilkuzłotowe podwyżki, to nas zjedzą – mówi jeden z polityków PO. Dlatego na tapecie jest też powtórka tegorocznej waloryzacji mieszanej. Oznacza ona praktycznie równe podwyżki kwotowe dla wszystkich emerytów. Natomiast wadą takiego rozwiązania jest to, że podobnie jak w przypadku znaczącej podwyżki minimalnych świadczeń na trwałe podbija on wydatki na renty i emerytury.
Eksperci zwracają też uwagę na społeczny kontekst zmian w wysokości emerytur. Kamil Cisowski z PKO BP przekonuje, że podwyższenie tylko emerytury minimalnej – na czym skorzystałaby jedna grupa osób – mogłoby zostać źle odebrane. – Taką decyzję trudno byłoby uzasadnić z punktu widzenia poczucia sprawiedliwości społecznej. Sytuacja, w której podwyżkę dostają głównie emeryci pobierający świadczenia z KRUS, mogłaby doprowadzić do konfliktu – przestrzega ekonomista.
Według niego dużo lepszym wyjściem byłaby powszechna waloryzacja świadczeń. A skoro resort pracy zakłada, że stać nas na wzrost emerytury minimalnej kosztem kilku miliardów złotych, to powszechna waloryzacja mogłaby być większa, niż wynikałoby to ze wskaźnika inflacja plus 20 proc. rocznego wzrostu płac. Rząd mógłby to zrobić, decydując się na waloryzację mieszaną. Zrobił to już w tym roku, podnosząc emerytury o wskaźnik, ale dodając warunek, że wzrost nie może być mniejszy niż 36 zł. Piotr Kalisz, ekonomista banku Citi Handlowy, uważa, że wyłącznie wskaźnikowy wzrost emerytur w obecnych warunkach nie byłby dobrym pomysłem.
– Ta podwyżka byłaby stosunkowo niska, niewykluczone, że same koszty administracyjne z nią związane – np. wysłanie powiadomień – byłyby do niej porównywalne. Wątpię też, aby tak przeprowadzoną podwyżkę docenili jej beneficjenci – zauważa ekspert.
Według Kalisza rząd powinien systemowo podejść do waloryzacji emerytur, zmieniając jej zasady trwale, bo obecny model się nie sprawdza, zwłaszcza przy niskiej inflacji. Ale szanse na taką zmianę w obecnej sytuacji – u progu kampanii wyborczej – są minimalne.
Bardziej prawdopodobna jest więc wypłata jednorazowych dopłat lub wyższa waloryzacja. Ta pierwsza decyzja będzie jednak równoznaczna z poluzowaniem polityki fiskalnej ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami, czego rząd też powinien mieć świadomość.