Bycie widzem bywa przyjemne – nie pociąga za sobą odpowiedzialności, a pozwala przeżyć emocje. W roli widzów my, Europejczycy, występujemy teraz patrząc na to, jak Amerykanie domykają umowę o pacyficznej strefie wolnego handlu.

Widzami powinniśmy być jednak bardzo uważnymi, a to dlatego że w kolejnym odcinku przyjdzie nam zagrać główne role.

Część komentatorów uważa, że zawarcie umowy o wolnym handlu na Pacyfiku może być najważniejszym osiągnięciem prezydentury Baracka Obamy. Mimo tego że amerykańska uwaga odwracana jest przez wojnę na Bliskim Wschodzie i ekspansywne działania Rosji, to Waszyngton konsekwentnie przesuwa punkt ciężkości swojej polityki na Pacyfik. Militarna obecność uzupełniona będzie teraz w o wiele większym stopniu przez obecność gospodarczą.

Dla Europy może to oznaczać większą swobodę manewru w handlowych negocjacjach – Amerykanie potrzebują nas jako bezpiecznego zaplecza. Z tej szansy będziemy mogli skorzystać tylko wtedy, gdy rozmawiać będziemy z Waszyngtonem jak równy z równym. A to oznacza konieczność solidarnego poradzenia sobie z kryzysem, reform strukturalnych i skoordynowanej polityki zagranicznej.

Niestety, pewnie się na to nie zdobędziemy. A to może oznaczać, że w kolejnym odcinku handlowego serialu zagramy główne role – ale nie jako jedna wiodąca gwiazda, lecz jako zbiorowy bohater – grupa krajów swobodnie przez Amerykanów rozgrywana – stawiająca swoje partykularne interesy ponad wspólnotę.

Reklama

>>> Polecamy: Francja robi interesy z Saudyjczykami. Największym wygranym Airbus