4 maja 1970 r. w wiodącej irlandzkiej gazecie „Irish Independent” ukazało się ogłoszenie. Napisano w nim, że w związku z załamaniem się rozmów z przedstawicielami pracowników banki nie będą w stanie świadczyć nawet najbardziej podstawowych usług i 1 maja 1970 r. zostaną zamknięte. Impas w rozmowach wynikał braku porozumienia co do podwyżek płac w związku z wysoką inflacją. I firmy, i osoby prywatne zaczęły wcześniej gromadzić gotówkę, choć nie miało to większego znaczenia. Większości transakcji dokonywano bowiem czekami, czyli za pomocą transferu z jednego konta na drugie, mimo że banki, w których były te konta prowadzono, były zamknięte (wcześniej w tej formie występowało 2/3 obiegu pieniądza, 1/3 była gotówka).

Podstawą jest wiarygodność

Czeki wystawiano, ale nie było możliwości ich rozliczenia. To znaczy, że istniało ryzyko, iż niektórzy mogą wystawiać czeki na kwoty większe, niż mieli na koncie. Tak więc ci, którzy je akceptowali, ryzykowali. W lipcu, a więc dwa miesiące po zamknięciu banków, korespondent londyńskiej gazety „The Times” relacjonował, że patrząc na życie gospodarcze na wyspie, nie dostrzega, by cokolwiek uległo zmianie. Gdy w listopadzie 1970 r. banki wznowiły działalność, Centralny Bank Irlandii podał, że w czasie strajku aktywność ekonomiczna… rosła. Wystawiono w tym okresie czeki o wartości 5 mld funtów, z których ostatnie rozliczono w lutym 1971 r.

Najciekawsze w tym przypadku jest to, w jaki sposób rozwiązano problem z wiarygodnością płatników. Otóż silną stroną Irlandii jest to, że lokalne społeczności – miejskie i wiejskie – były zgrane. Dobrze orientowano się w sytuacji finansowej osób, z którymi najczęściej robiono interesy. Szczególną rolę odegrały tu słynne irlandzkie puby, których właściciele byli skarbnicą wiedzy o wiarygodności kredytowej klientów. Nabyli ją, latami serwując im drinki, za które ci często płacili z opóźnieniem.

Reklama

>>> Czytaj też: Jaka jest zawartość Keynesa we współczesnym keynesizmie?

Uczmy się od wyspiarzy

Inną wyszukaną przez autora książki perełką jest historia leżącej na Oceanie Spokojnym i będącej obecnie częścią Skonfederowanych Stanów Mikronezji wyspy Yap. Pod koniec XIX w. była ona przedmiotem sporu między Hiszpanią i Niemcami. W 1899 r., po przegranej wojnie z USA, Hiszpanie sprzedali wyspę Niemcom za 3,3 mln ówczesnych dolarów (około 88,3 mln dol. według obecnej wartości). Po przejęciu przez Niemców wyspę odwiedził młody, ekscentryczny amerykański podróżnik William Henry Furness III. Opisał on panujące tam stosunki. Jego zainteresowanie wzbudził szczególnie obowiązujący na wyspie system monetarny. Furness spodziewał się, że w słabo rozwiniętym kraju, w którym na rynku wymieniano się jedynie rybami, orzechami kokosowymi i skrzywkami (to prymitywne morskie zwierzęta zaliczane do szkarłupni), spotka się co najwyżej z barterem. Tymczasem zauważył kamienne dyski (o średnicy nawet do 4 m i wadze do 5 t) zwane rai, które okazały się lokalnym środkiem płatniczym. Sprowadzano je z leżącej 400 km od Yap wyspy Palau. Jak zauważył Furness, ze względu na wielkość kamienie rzadko przenoszono, mimo iż bez przerwy dokonywano transakcji. Po prostu rozliczano się, zapamiętując, kto co ma. Tak więc sprzedającemu wystarczyła wiedza, że stał się właścicielem większego udziału w rai.

Jeden z przewodników Amerykanina opowiedział mu fascynującą historię o rodzinie, o której wiedziano, że jest bardzo zamożna, choć nikt nigdy nie widział źródła jej bogactwa. Jakieś trzy pokolenia wcześniej należący do niej duży rai zatonął w czasie transportu z wyspy Palau. Miejscowi jednak wcale nie uważali, by to w jakimś stopniu zmniejszało jego wartość. Wystarczyła im sama wiedza, gdzie kamienny dysk się znajdował, by był dla nich tak samo wartościowy jak ten, którzy leżał obok ich domu.

Furness w 1910 r. opublikował książkę, która trafiła w ręce redaktorów wydawanego przez Royal Economic Society „Economic Journal”. Ci przekazali ją samemu Johnowi Maynardowi Keynesowi, który był pod jej olbrzymim wrażeniem. Napisał, że od ludzi wyspy Yap możemy się nauczyć, jak postępować z rezerwami złota.

W 1991 r. historia systemu pieniężnego z wyspy Yap wpadła w ręce Miltona Friedmana, który zauważył, iż mieszkańcy nie wpadli w pułapkę koncentracji na fizycznym pieniądzu. Poprawnie zrozumieli, że pieniądz nie jest towarem, lecz systemem rozliczeniowym. „Przez stulecia albo więcej cywilizowany świat uważał za manifestację swojego bogactwa metal wykopywany z głębi ziemi, obrabiany i transportowany wielkim nakładem sił i środków po to, by go znowu ukryć w podziemnych sejfach” – napisał Friedman. I dodał: „Czy naprawdę jedna z tych praktyk jest dużo bardziej racjonalna do drugiej”?

Książka Martina jest prawdziwą skarbnicą podobnych historii. Bankierzy nie cieszą się ostatnimi laty powszechną sympatią, więc ich krytykom spodobają się zapewne opowieści o tym, jak rozwiązywano problemy z nimi w średniowieczu. W 1300 r. władze Katalonii zaostrzyły wcześniejsze przepisy nakazujące bankierom żyć o chlebie i wodzie, dopóki nie zwrócą wszystkich środków swoim klientom. Od tego momentu bankier, który nie był w stanie wypłacić wcześniej wpłaconych do jego banku pieniędzy, miał być skrócony o głowę przed siedzibą swojego banku. O tym, że nie był to martwy przepis na postrach, przekonał się w 1360 r. bankier z Barcelony Francesch Castello.

Zwraca także uwagę historia o tym, jak pod koniec listopada 1845 r. magazyn „The Economist” w redakcyjnym komentarzu ostrzegał, że „dobroczynność to narodowa wada Anglików”. Dziennikarz przyznawał, że głód panujący wówczas w Irlandii był olbrzymią tragedią, ale wysyłanie tam pomocy byłoby błędem, ponieważ łamałoby to… zasady ekonomii. Pierwsza to konieczność zapobiegania pokusie nadużycia (moral hazard). Pomoc mogłaby rozwiązać bieżący problem, ale mogłaby też sprawić, że Irlandczycy na zawsze staliby się zależni od angielskiego wsparcia i nie potrafiliby sobie bez niego poradzić. Druga to zasada „rządowej powściągliwości”. Zdaniem redaktora już Adam Smith wykazał, że pozwolenie prywatnym osobom na zadbanie o swoje interesy będzie najkorzystniejszym rozwiązaniem dla wszystkich.

>>> Czytaj też: Wszyscy święci ekonomii i ich recepty na kryzys

Książka pierwszego wyboru

Powyższe historie i anegdoty układają się w spójną opowieść o tym, czym jest pieniądz, bo wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste. Inaczej mówiąc, najkrótszy opis książki Martina mógłby brzmieć: wszystko, co chciałeś wiedzieć o pieniądzu, ale bałeś się zapytać. A pytać mogą nie tylko ekonomiści, bo olbrzymią zaletą książki Martina jest jej przystępność. Łatwość odbioru robi tym większe wrażenie, że temat nie jest prosty, a autor nie jest zawodowym pisarzem.

Prof. Ha Joon Chang z Cambridge University twierdzi, że jeżeli chciałoby się przeczytać tylko jedną książkę o pieniądzu, to powinna to być właśnie ta pozycja. I słusznie, bo to swego rodzaju podróż w czasie i przestrzeni w poszukiwaniu istoty pieniądza uzupełniania fragmentami rozmowy na ten temat, którą autor przeprowadził ze swoim przyjacielem, przedsiębiorcą.

Erudycja autora robi wrażenie, bo wśród cytowanych osób jest nawet polski profesor historii, zmarły w 1988 r. Witold Kula. To pozycja zdecydowania godna polecania dla szerokiego grona czytelników i to nawet na największe upały.

Felix Martin jest byłym ekonomistą z Banku Światowego (1998–2008). Zajmował się tam odbudową byłej Jugosławii. Od 2008 r. pracuje dla firm z sektora funduszy inwestycyjnych z Londynu, m.in. Thames River Capital i Liontrust Asset Menagment. Wcześniej publikował artykuły m.in. w „Financial Times” i „The Guardian”. „Money: unauthorized biography” to jego pierwsza książka. Do tej pory przetłumaczono ją na dziewięć języków.