Tym samym grecka saga po raz kolejny zaskoczyła uczestników rynku nagłym zwrotem akcji. Zamiast porozumienia, Hellada zmuszona została do zamknięcia banków oraz giełdy i wprowadzenia ograniczeń do przypływu kapitału. Nie jest to sytuacja bez precedensu, gdyż wcześniej podobne obrazy można było dostrzec na Cyprze. Wówczas jednak była to odpowiedź na nagłą kryzysową sytuację, a nie na serię kilkumiesięcznych negocjacji, które jedną decyzją premiera Tsiprasa zostały przekreślone. Takie zaskoczenie prowadzić musiało do spadków, które o poranku przetoczyły się przez wszystkie europejskie parkiety, zarówno te akcyjne jak i walutowe czy obligacyjne. Skala zniżek nie była równomierna, ale wspólny był fakt niskiego otwarcia i pewnego pogłębienia zniżek, by jeszcze przed południem rozpocząć proces odbudowy indeksów. Finalne zamknięcia stratami o 1,8% w Warszawie czy 3,5% we Frankfurcie z pewnością nie cieszyły, ale jednocześnie nie były tak złe jak to mogło się wydawać o poranku. Jeszcze lepiej wyglądała sytuacja na rynku walutowym, gdzie euro odrobiło całe początkowe straty i tym samym sygnalizowało zaskakującą odporność na całe zmieszanie. Również rynek długu wykazał się względną siłą i wzrosty rentowności włoskich czy hiszpańskich obligacji były dalekie od tych obserwowanych w 2012 roku.

Można powiedzieć, że europejski system zabezpieczeń antykryzysowych na czele ze skupem aktywów przez EBC spełnił swoje zadanie i kataklizmu nie doświadczyliśmy. Tym niemniej GPW zobaczyła nowe minima korekty, a niepewność o dalszy los Grecji nie zniknie przynajmniej do najbliższej niedzieli, czyli terminu planowanego referendum. Jak dalej potoczą się losy południowego państwa nie wiemy, ale z pewnością to one pozostaną w najbliższych dniach kluczowe.

>>> Czytaj też: Ile zarabiają Grecy? Zobacz, jak zmieniały się ich wynagrodzenia w ciągu kryzysu