Berlin rezygnuje z planów wprowadzenia dodatkowego podatku od elektrowni węglowych. Zmiany w niemieckiej polityce klimatycznej to szansa dla polskich firm.

Niemcy nie wprowadzą zapowiadanego wcześniej nowego podatku, który miałyby płacić stare elektrownie opalane węglem – podała telewizja ARD, powołując się na źródła rządowe. Według jej informacji wicekanclerz i minister gospodarki Niemiec Sigmar Gabriel miał się wycofać z pomysłu wprowadzenia kontrowersyjnej daniny pod naciskiem związków zawodowych oraz organizacji przedsiębiorców. Protestowały one przeciwko rządowym planom w obawie o wielotysięczne redukcje miejsc prawy w energetyce. Przypomnijmy, że w związku z prowadzoną przez naszych zachodnich sąsiadów polityką proklimatyczną największe tamtejsze firmy energetyczne musiały już znacząco zmniejszyć zatrudnienie: RWE w latach 2008–2014 zredukował je o blisko 15 proc., a E.ON. – o blisko 30 proc.

Decyzję o wprowadzeniu takiego podatku rząd w Berlinie podjął w grudniu zeszłego roku, gdy okazało się, że Niemcy mogą mieć kłopot z realizacją celu, w postaci 40-proc. (w stosunku do poziomu z 1990 r.) redukcji emisji CO2 do 2020 r. Faktycznie po znaczącym (o blisko 6,5 proc.) spadku emisji dwutlenku węgla w 2008 r. u naszych zachodnich sąsiadów ponownie zaczęto wypuszczać do atmosfery coraz więcej CO2. W efekcie w 2013 r. jego emisja wróciła niemal do poziomu z 2008 r. Miało to związek ze spadkiem cen węgla na światowych rynkach i wynikającym z tego zwiększającym się importem tego surowca z Rosji.

W osiągnięciu założonego celu miała pomóc Niemcom właśnie nowa danina, którą obciążyć planowano stare, funkcjonujące od ponad 20 lat, opalane węglem źródła energetyczne. Zgodnie z sygnowanymi przez resort gospodarki pomysłami właściciele takich elektrowni mieliby płacić do budżetu od 18 do 20 euro za każdą tonę wypuszczonego do atmosfery dwutlenku węgla, co z kolei musiałoby skutkować zamknięciem tych źródeł, które emitują najwięcej CO2.
Informacje podane przez ARD spowodowały pod koniec ub. tygodnia istotny wzrost giełdowych kursów największych niemieckich koncernów energetycznych: akcje E.ON-u podrożały o blisko 2 proc., zaś RWE – o prawie 5 proc.
Czy rezygnacja z planów wprowadzenia antywęglowego podatku oznacza, że Niemcy, które były dotychczas w awangardzie unijnej polityce proklimatycznej, robią teraz krok w tył? – Byłaby to bardzo rozsądna decyzja – ocenia Tomasz Chmal, ekspert rynku energetycznego. – Liczę na to, że przyjdzie otrzeźwienie, a może przyjść tylko z Niemiec, i że Unia Europejska wybierze bardziej racjonalny niż dotychczas wariat rozwoju, niepolegający na totalnym odwrocie od technologii węglowych – dodaje.

>>> Czytaj też: Rosyjski węgiel już nie zalewa Polski. Rodzimi producenci zaczęli walczyć o rynek

Reklama

Byłoby to też korzystne dla polskich koncernów, których produkcja w bardzo dużym stopniu opiera się na węglu. – Węgiel kamienny, jako paliwo dla nowoczesnych źródeł energii, ma przed sobą przyszłość, pod warunkiem że będziemy wdrażać najnowocześniejsze technologie, które ograniczają emisyjność i wpływ na środowisko – mówi nam Krzysztof Zamasz, prezes Enei. W jego opinii węgiel nadal będzie odgrywał ważną rolę w energetyce całej Unii Europejskiej, a szczególnie w takich krajach jak Polska, które dysponują odpowiednimi zasobami i wdrażają nowoczesne wysokosprawne technologie. – Z tej perspektywy utrzymywanie istotnej pozycji węgla kamiennego w miksie energetycznym jest zasadne i racjonalne – podsumowuje szef Enei.

Powszechniejsza w polskiej branży energetycznej jest jednak opinia, że rezygnacja z zaplanowanego wcześniej podatku nie oznacza radykalnej zmiany polityki klimatycznej Niemiec. Chodzi tylko o korektę podyktowaną obawami o społeczne skutki wprowadzenia takiej daniny. Jak wynika z szacunków RWE, zagrożonych byłoby aż 30 tys. miejsc pracy w samej energetyce i nawet 70 tys. w sektorach z nią powiązanych. Aby złagodzić tego typu konsekwencje, część niemieckich elektrowni węglowych zostanie przeniesiona do rezerwy energetycznej. Ten ruch pozwoli na wypłacenie firmom energetycznym odszkodowań (co spowoduje, że redukcje zatrudnienia nie będą aż tak znaczące), a jedocześnie zmniejszy udział tego typu źródeł w miksie i pozwoli dalej ograniczać emisję CO2.