W maju przedsiębiorcy zgłosili do urzędów pracy chęć zatrudnienia ponad 122 tys. bezrobotnych. To aż o 28 proc. więcej niż przed rokiem i najwięcej od 2001 r. – wynika z danych GUS.
Podobna sytuacja była w czerwcu, wynika ze wstępnych danych resortu pracy. W rezultacie na jedną ofertę pracy w maju przypadało 20 bezrobotnych. To wprawdzie wciąż stosunkowo dużo, ale kolejka bezrobotnych nigdy wcześniej nie była w maju tak krótka. Na przykład w 2005 r. na jeden etat zgłoszony do pośredniaka przypadało aż 96 zarejestrowanych osób bez zajęcia.
Wzrost liczby ofert pracy nie jest przypadkowy, ponieważ od ubiegłego roku gospodarka wyraźnie przyspiesza po osłabieniu z lat 2012–2013. Firmy mają więcej zamówień i rośnie ich produkcja – w pierwszych pięciu miesiącach tego roku była ona w przemyśle o 4,1 proc. większa niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Przedsiębiorstwa w wielu wypadkach, szczególnie firmy małe i średnie, wyczerpały już wcześniejsze możliwości, zatrudniając krewnych czy znajomych. Ale jak się okazuje, o pracowników jest coraz trudniej. Wiele ofert dość długo czeka na zainteresowanych, a nie schodzi na pniu. Wskazuje na to m.in. ich liczba w końcu miesiąca. W maja było ich w pośrednikach ponad 85 tys., czyli najwięcej w tym miesiącu od ponad dekady.
– Ofert pracy mamy znacznie więcej niż przed rokiem, ale często nie takich, których poszukują osoby bezrobotne – informuje Irena Lebiedzińska, wicedyrektor PUP w Opolu. Dodaje, że jest stosunkowo dużo propozycji zatrudnienia dla pracowników budowlanych. – A takich zarejestrowanych osób bez zajęcia praktycznie nie mamy – podkreśla Lebiedzińska.
Według niej, jeśli nawet są w rejestrach, to z różnych powodów nie chcą podjąć legalnej pracy. Jedni dlatego, że prawdopodobnie mają już zajęcie w szarej strefie, a status bezrobotnego potrzebny jest im do uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego. Części nie odpowiadają długie dojazdy do pracy.
Reklama
Dla pewnej grupy bezrobotnych barierą jest też niskie wynagrodzenie, ponieważ w ofertach pracy dominują pensje minimalne (czyli w wysokości 1750 zł brutto).
Przedsiębiorcy ograniczają też wymagania wobec potencjalnych pracowników. – Jeszcze niedawno w ofertach zatrudnienia podkreślano, że wymagany jest np. pięcioletni staż zawodowy. Teraz coraz częściej pracodawca zaznacza już tylko, że mile widziane jest doświadczenie zawodowe – zauważa Jerzy Stupnicki, dyrektor PUP w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Jego zdaniem to efekt coraz większego braku na rynku pracy osób po zawodówkach, które wcześniej likwidowano, a które dopiero teraz się odradzają. – Mamy problemy z zaspokojeniem ofert dla m.in. murarzy określonych specjalności, operatorów maszyn, elektromechaników, spawaczy z wyższymi uprawnieniami, stolarzy, tapicerów, introligatorów czy wykrawaczy dla przemysłu mięsnego – wymienia dyrektor Stupnicki.
Według niego większym problemem jest prawie zupełny brak ofert pracy na stanowiska nieprodukcyjne – dla m.in. pracowników biurowych, ekonomistów lub archiwistów, w tym dla osób z wyższym wykształceniem. – Obecnie liczą się przede wszystkim konkretne, podstawowe zawody z odpowiednimi umiejętnościami manualnymi – uważa dyrektor Stupnicki.
Wzrost liczby ofert zatrudnienia przyczynił się do spadku bezrobocia. W maju w rejestrach pośredniaków było 1,7 mln osób bez zajęcia – o 285 tys. mniej niż przed rokiem. A stopa bezrobocia spadła do 10,8 proc. – z 12,5 proc. w tym samym okresie ubiegłego roku.