Ukraiński Prawy Sektor chce zorganizować referendum w sprawie wotum nieufności dla obecnych władz. W tym miesiącu zaostrzyły się stosunki tej organizacji z rządzącymi po starciach w Mukaczewie na Zakarpaciu.

Doszło tam do konfliktu między miejscowym oddziałem Prawego Sektora a jednym z deputowanych. Prawdopodobnie chodziło o podział dochodów z przemytu. Władze zareagowały ostro i skrytykowały działania radykalnego ugrupowania. Także Prawy Sektor odpowiedział ostro władzom. Jego przewodniczący Dmytro Jarosz zapowiedział referendum dotyczące zaufania dla rządzących, ewentualnej legalizacji batalionów ochotniczych i pełnej blokady okupowanych terytoriów. Prawy Sektor zapewnia jednak, że nie ma zamiaru naruszać prawa.

„Wiemy, że spodziewano się po nas podpaleń Rady Najwyższej, szturmów budynków rządowych, ale my nie damy się złapać na ten putinowski haczyk i jesteśmy przeciwko destabilizacji” - mówił Dmytro Jarosz po zjeździe w Kijowie.

Jeżeli nie uda się zorganizować referendum, to Prawy Sektor zapowiada organizację plebiscytu, czyli de facto sondażu ulicznego.

Prawy Sektor został utworzony na przełomie 2013 i 2014 roku w czasie rewolucji godności. Początkowo była to koalicja ruchów nacjonalistycznych, później została przekształcona w partię polityczną. Nie ma ona wyraźnej ideologii. Ugrupowanie od początku było oskarżane o radykalizm, prowokacje, a czasem także o powiązania ze światem przestępczym i rosyjskimi władzami.

Reklama

Według opublikowanych w tym tygodniu badań Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii, Prawy Sektor może zająć 7. miejsce w wyborach parlamentarnych z poparciem niemal 5,5%. W wiecu, który odbył się w Kijowie we wtorek wieczorem, wzięło udział kilka tysięcy ludzi.

>>> Czytaj też: Ukraińskie interesy z rosyjskim agresorem. Lepszy biznes czy blokada ekonomiczna?