W marcu, pusta przestrzeń komercyjna na parterze budynku, w którym mieszkam w Berlinie, została wynajęta przez Shopwings, internetowy sklep spożywczy, zajmujący się dostawą zamówionych online produktów. Serwis Shopwings był rozwijany przez Rocket Internet, flagową firmę na berlińskiej scenie startupów. W tym tygodniu przestrzeń komercyjna na parterze budynku znów stałą pusta. Ta krótka historia wzrostu i upadku firmy pozwala zrozumieć, dlaczego Berlin, czy jakikolwiek europejskie zagłębie startupów, nie jest drugą Doliną Krzemową.

Rocket Internet – fabryka startupów, zarządzana żelazną ręką przez trzech braci Samwer, trafiła na giełdę w październiku 2014 roku. Po przeprowadzeniu publicznej oferty – największej od 14 lat w niemieckiej branży high-tech – wartość firmy wyceniono na 8,4 mld dol. W tamtym czasie Shopwings było jedynie pomysłem. Oto, co można było przeczytać o Shopwings w prospekcie informacyjnym Rocket Internet:

„Shopwings jest platformą, która pozwala klientom zamawiać produkty spożywcze online i otrzymać je tego samego dnia. Oczekuje się, że platforma Shopwings wystartuje w czwartym kwartale 2014 roku”.

Strona internetowa Shopwings, będąca klonem amerykańskiego Instacard, rozpoczęła działalność niedługo po debiucie giełdowym Rocket Internet. Klienci wpisywali swój kod pocztowy, następnie dostawali listę najbliższych supermarketów i płacili 4,90 euro za dostawę.

Reklama

Zrobiłem swoje pierwsze zakupy w Shopwings dzień po tym, jak firma rozpoczęła działalność w budynku, w którym mieszkam. W przeciągu dwóch godzin pojawił się u mnie spieszący się „osobisty dostawca”. Niektórych produktów brakowało, wino, które zamówiłem, zostało zastąpione innym, którego nie chciałem, ale przecież wszystkie firmy na początku mogą mieć takie problemy.

W kolejny weekend złożyłem drugie zamówienie. Tym razem wszystko poszło nie tak. Czekałem na dostawę ponad 3 godziny, zaś połowa produktów, które zamówiłem, nie została dostarczona. Gdy wskazałem kurierowi na zaistniałe problemy, ten polecił mi, aby zadzwonił na gorącą linię informacyjną, a następnie sam zbiegł w pośpiechu ze schodów. Nie zadzwoniłem pod wskazany numer, ale nie zrobiłem też już więcej zakupów w Shopwings.

Dwa tygodnie temu w mojej skrzynce pocztowej znalazłem odręcznie napisany list z Shopwings. Dziękowali mi za to, że byłem jednym z ich pierwszych klientów i pytali, czemu „rzadziej” korzystałem z ich serwisu. W związku z tym, że jestem frajerem wrażliwym na osobisty kontakt, postanowiłem opisać im swoje doświadczenia i dać jeszcze jedną szansę.

Było już jednak za późno. 6 dni temu dostałem e-mail z Shopwings, że firma wstrzymuje swoją działalność w Niemczech i skupi się na innych krajach.

Łatwo jest zaobserwować, co się stało. Shopwings korzystał z usług freelancerów. Opłata wysokości 4,9 euro nie była odpowiednio wysoka, aby skompensować czas spędzony na zakupach i dostarczeniu zamówienia. Firma próbowała wyceniać towary po cenie wyższej niż je kupowała od supermarketów. Ale w Niemczech – kraju spożywczych dyskontów – klienci mają świadomość, ile kosztują określone produkty spożywcze, zatem marże nie mogą być zbyt wysokie.

Według magazynu biznesowego „Capital”, Shopwings liczył na sieci supermarketów, że te zapłacą mu odsetki za dodatkowych klientów, ale supermarkety nie były tym zainteresowane. Z jednej strony marże na superkonkurencyjnym rynku już dziś są bardzo niewielkie. Co więcej – jak podpowiada mi moje doświadczenie - Shopwings nie mógł zapewnić odpowiedniej skali klientów takim sprzedawcom, jak Lidl, Aldi czy Edeka.

Shopwings doświadczył też jeszcze innych problemów na niemieckim rynku. Od stycznia prawo Unii Europejskiej nakłada na wszystkich sprzedawców żywności w Unii obowiązek poinformowania klienta o wszystkich składnikach danego produktu oraz o jego wartościach odżywczych. Shopwings nie zdołał udowodnić niemieckiemu regulatorowi, że był tylko serwisem dostarczającym żywność, ponieważ klienci kupowali produkty bezpośrednio na stronie serwisu, a nie na stronach sklepów, z których korzystał Shopwings. Wprowadzenie informacji o składnikach i wartościach odżywczy dla ponad 10 tys. produktów dostępnych w katalogu Shopwings było przedsięwzięciem, którego firma nie chciała się podejmować.

Rocket Internet ma niską tolerancję klęsk. W istocie, według German Startup Monitor z 2014 roku aż 63,3 proc. przedsiębiorców zajmujących się startupami twierdzi, że taka niska tolerancja jest rozpowszechniona w niemieckim społeczeństwie. Zamiast walczyć o klientów w Berlinie i Monachium, oraz próbować rozszerzyć działalność Shopwings na inne niemieckie miasta – jak planowano – firma wolała przenieść się do innych krajów i regionów. Firmy związane z Rocket Internet działają także na rynkach azjatyckich i afrykańskich, gdzie warunki prowadzenia biznesu są inne niż w Niemczech.

Jeśli chodzi o samą Rocket Internet, firma ta nieustannie potrzebuje pieniędzy, aby móc finansować wzrost nowych startupów. W tym tygodniu firma ogłosiła emisję wartych 550 mln euro obligacji, które mogą zostać wymienione na 6,2 proc. akcji Rocket Internet. Ogłoszenie to spowodowało spadek akcji firmy. Rocket, który stracił w ubiegłym roku pieniądze, dziś jest wyceniany o 19 proc. mniej niż wynosiła jego cena z oferty publicznej na giełdzie.

Ta wpadka największej firmy na berlińskiej scenie startupów (Berlin odpowiada za 39 proc. startupów w Niemczech), nie jest inspirującą historią sukcesu. Europejskie przeszkody regulacyjne, ograniczenia kapitałowe i zakorzenione nawyki oraz często przymusowe odtwarzanie amerykańskich historii sukcesu sprawiają, że nawet najbardziej zaawansowane technologiczne zagłębia są znacznie osłabione.

>>> Czytaj też: Musk, Hawking i Chomsky ostrzegają: „Nie oddawajmy kontroli nad wojną w ręce robotów”