Londyn przeżył dziś drugi dzień strajku personelu kolei podziemnej. Przez 24 godziny strajkowali maszyniści, bileterzy, obsługa techniczna, ochroniarze i kontrola ruchu. Akcja zakończyła się już po wieczornej godzinie szczytu.

Nie pomogło 250 dodatkowych autobusów na ulicach brytyjskiej stolicy. Według danych GPS-u Tom Tom, dziś w Londynie było 750 kilometrów ulicznych korków. "To koszmar..." - narzekała przez łzy jedna z podróżnych. Inny, wędrujący piechotą do domu, przyjął strajk stoicko: "Trochę to przeszkadza. Ale jest, jak jest, życie toczy się dalej."

Powodem strajku był plan 24-godzinnej pracy metra w weekendy na 5 najbardziej ruchliwych liniach. Związki zawodowe odrzuciły proponowaną podwyżkę płac i premii. Jak mówił jeden ze strajkujących: "To nie jest spór o pieniądze, tylko o sprawiedliwość i o czas wolny."

Związkowcy żądali skrócenia 36-godzinnego tygodnia pracy do 32 godzin i wydłużenia rocznego urlopu z 43 do 52 dni. Wielu podróżnych przewidywało dziś, że ten strajk posłuży rządzącym konserwatystom jako argument za ograniczeniem swobód związkowych.

Reklama