Słowo „biurokracja” pojawiało się w anglojęzycznych książkach w ciągu ostatnich 150 lat z różną częstotliwością. Zaczęła ona budzić zainteresowanie po II wojnie światowej. W latach 50. i 60. XX w. to zainteresowanie istotnie rosło, by osiągnąć apogeum w 1973 r. i od tego czasu powoli spadać. Dlaczego? Zdaniem autora dlatego, że się do biurokracji przyzwyczailiśmy.

W powszechnym rozumieniu biurokracja jest przeciwieństwem rynku, ale nie zawsze tak było. Formowanie się korporacji w XIX w. było widziane jako zastosowanie nowoczesnych metod biurokracji w prywatnym sektorze. Uważano je za konieczne przy działaniach na większą skalę, ponieważ są bardziej efektywne niż sieć nieoficjalnych, osobistych kontaktów, która charakteryzuje świat małych, rodzinnych firm.

>>> Czytaj też: Walka z biurokracją. Polska powinna naśladować Kanadę, nie Grecję

Administracja na globalną skalę

Reklama

Pionierami prywatnych biurokracji były USA i Niemcy. Niemiecki socjolog Max Weber zauważył, że w XIX w. Amerykanie byli skłonni uznawać publiczne i prywatne biurokracje za nieróżniące się istotnie od siebie. Inaczej mówiąc, na przełomie XIX w. i XX w. zamiast narzekać, że rząd powinien działać jak prywatna firma, Amerykanie zakładali, że tak właśnie jest.

Przez większość XIX w. w Stanach Zjednoczonych dominowały małe firmy, jednak wraz ze zdobywaniem przez ten kraj pozycji światowego mocarstwa pod koniec stulecia pojawił się nowy system: kapitalizm korporacyjno-biurokratyczny. Analogiczny system tworzył się wówczas w Niemczech i oba kraje przez następne pół wieku walczyły ze sobą o to, kto przejmie po Wielkiej Brytanii schedę światowego lidera. USA tę walkę wygrały i jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiły, było powołanie międzynarodowych struktur biurokratycznych, takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy. Brytyjczycy nigdy nie próbowali czegoś podobnego. Albo podbijali inne narody, albo z nimi handlowali. Amerykanie z kolei próbowali wszystkim administrować.

Niemieckie państwo amerykańskie

Amerykanie wydają się zawstydzeni tym, że są tak dobrzy w biurokracji. Nie pasuje to do ich wizerunku samych siebie – mieszkańcy USA chcą myśleć o sobie jako polegających na sobie indywidualistach. Graeber sądzi, że amerykański dualizm postawy wobec biurokracji wynika z tego, iż jest to w sumie jest „państwo niemieckie”, choć nie chce się do tego przyznać. Jest bowiem więcej Amerykanów pochodzenia niemieckiego niż angielskiego i dlatego są przesiąknięci niemieckim uwielbieniem dla sprawnej biurokracji.

W USA większość biurokratycznych zwyczajów – od sposobu ubierania się po język używany przez biurokratów – pochodzi z sektora prywatnego. Po raz pierwszy zaczęło to być widoczne za Oceanem w latach 30. XX w., gdy prezydent Franklin Delano Roosevelt wprowadzał politykę New Deal. Rządowi pracownicy ściśle współpracowali wówczas z batalionami prawników, inżynierów, korporacyjnych biurokratów zatrudnianych przez największe amerykańskie koncerny, takie jak Ford, Coca-Cola czy Procter&Gamble.

Zwraca uwagę trzeci rozdział książki – „Dlaczego mimo wszystko kochamy biurokrację”. Autor zastanawia się, jak to możliwe, że ciągle narzekamy na biurokrację, a jednak rozrasta się ona coraz bardziej. Graeber twierdzi, że nie jesteśmy całkiem szczerzy, bo tak naprawdę funkcjonowanie w systemie, w którym reguły postępowania są z góry określone, większości z nas się podoba.

Max Weber opisywał biurokrację jako ucieleśnienie racjonalnej efektywności. I faktycznie w Niemczech w XIX w. tak ona działała. Szczególnie dobrze widać to w reakcjach na organizację i działanie tamtejszej poczty – Deutsche Post. Mark Twain, który mieszkał w Berlinie w latach 1891–1892, był pod takim jej wrażeniem, że napisał na jej temat swój jedyny niesatyryczny esej („Postal Office”), który niestety zaginął. Nawet Włodzimierz Lenin pisał przed rewolucją, że planuje przemodelować społeczeństwo na wzór niemieckiej poczty.

W USA w XIX w. kontakt z rządem dla większości obywateli ograniczał się właśnie do poczty. W 1816 r. 70 proc. pracowników zatrudnianych przez rząd federalny w tym kraju to byli właśnie jej pracownicy.

>>> Czytaj też: Malinowski: Największym wrogiem polskiej gospodarki jest biurokracja

Krytyka z lewa

Jako antropolog Graeber włącza do analizy fenomenu biurokracji kulturę. Upatruje on na przykład popularności literatury fantasy w tym, że dostarcza ona „systematycznej negacji” wszystkiego, czym jest biurokracja. W książkach tego gatunku tylko źli ludzie zarządzają administracją (czołowy autor tego nurtu J.R.R. Tolkien twierdził, że uważa się za anarchistę).

Znany z lewicowych poglądów autor nie może sobie darować obserwacji, że angielski liberalizm gospodarczy w XIX w. wcale nie doprowadził do zmniejszenia biurokracji. Wręcz przeciwnie. Jego zdaniem utrzymanie wolnego rynku wymaga tysiące razy więcej papierkowej roboty niż było w przypadku absolutnej monarchii w stylu Ludwika XIV. Nawet Ludwig von Mises miał przyznawać, że rynki same się nie uregulują i potrzebują do tego armii biurokratów.

Książka Graebera to zbiór esejów, które wcześniej opublikował w różnych periodykach. Zostały one zebrane, przeredagowane i uzupełnione o nowe wątki. Wątek biurokracji jest najciekawszy, ale nie jedyny. Jeden z esejów próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego wizje przyszłości sprzed kilkudziesięciu lat się nie zrealizowały (dlaczego nie ma na przykład latających samochodów). Inny to analizuje filmy o Batmanie i to, jak pokazuje się w nich władzę.

Publikacja jest bardzo nierówna i można odnieść wrażenie, że autor odcina kupony od sukcesu poprzedniej książki („Debt: First 5000 Years” – także recenzowanej przeze mnie na tych łamach) i postanowił sprzedać stary materiał w nowej formie nowym fanom. Wątek o biurokracji daje do myślenia, pozostałe nie są tak odkrywcze.

54-letni David Graeber jest amerykańskim antropologiem. Obecnie wykłada w London School of Economics. Zdobył popularność jako jeden z liderów ruchu Occupy Wall Street. Jak przyznał w jednym z wywiadów, od 16. roku życia uważa się za anarchistę. Jest członkiem uważanego za radykalny związku zawodowego International Workers of The World.