Jeśli ktokolwiek liczył, że biegli w technologii, zakochani w wolności i wrażliwi millenialsi odmienią korporacyjne życie, ma okazję obserwować kontrofensywę wielkich pieniędzy, która szybko sprowadza ich na ziemię.

Banki znalazły się w ogniu krytyki po śmierci przepracowanego stażysty w Bank of America w 2013 roku, gdy przypominająca pracę na taśmie kultura Wall Street była zestawiana ze standardami panującymi w firmach IT i technologicznych, gdzie pracodawca robił wszystko, by pracownik był zadowolony. Jednak najwyraźniej praca dla gigantów technologicznych może być równie przykra, jak dla finansjery.

Wiele kontrowersji wywołał ostatni materiał dotyczący pracy w Amazonie. Według cytowanych pracowników firma regularnie doprowadza kadrę do łez lub stara się przemienić ich w „Amaboty”. Osobiste problemy, takie jak nowotwór czy poronienie, owocują niższą oceną, a w rezultacie, wypadnięciem z korporacji. Ci, którzy szukaja równowagi między pracą i życiem rodzinnym szybko muszą nauczyć się odpowiadać na emaile wysłane w okolicach północy. Gdy nie odpowiadają, szybko dostają smsy ponaglające. Myślę, że nawet w piekle kadra średniego szczebla ma lepiej.

Zmieniamy świat

To nie powinno być zaskakujące dla nikogo, kto miał kontakt z autoryzowaną biografią Elona Muska z Tesli, który skrytykował pracownika za opuszczenie imprezy firmowej by być przy porodzie swojego dziecka. Email miał brzmieć:

Reklama

To żadne wytłumaczenie. Jestem wyjątkowo zawiedzony. Musisz się zdecydować, jakie są twoje priorytety. Zmieniamy świat, piszemy historię, a ty w tym uczestniczysz lub nie.

W kwietniu Ben Farrell, były pracownik Apple w Australii napisał gorzki post na blogu dotyczący kultury korporacyjnej w swojej firmie. Gdy nie pojechał na wyjazd służbowy gdy jego ciężarna żona została hospitalizowana po upadku ze schodów, firma zaliczyła jego nieobecność jako „nieproduktywność”.

Często otrzymuję agresywne wiadomości, nawet co 15 minut „czy jesteś online, według statusu na komunikatorze odszedłeś. Jesteś tam?”

Nawet w Google, gdzie można przyprowadzić swojego psa do pracy a posiłki są darmowe, wielu ludzi narzeka na brak równowagi między życiem a pracą. „Musisz pracować naprawdę bardzo ciężko, by się wybić” – piszą na popularnym portalu Glassdoor oceniającym pracodawców – „Właśnie staje się kolejną wielką korporacją, przez co traci całą tę elastyczność związaną z byciem małą firmą”.

Założyciele firm technologicznych zazwyczaj nie mogą uwierzyć w takie opowieści. Elon Musk odpowiedział na historię o emailu wściekłym twittem

It is total BS & hurtful to claim that I told a guy to miss his child's birth just to attend a company meeting. I would never do that.

— Elon Musk (@elonmusk) maj 12, 2015

„To g**wno prawda i wyjątkowo krzywdzące, że niby powiedziałem pracownikowi by nie szedł na poród swojego dziecka bo ma być na spotkaniu korporacyjnym. Nigdy bym tego nie zrobił”.

Bezos, w którego uderzyła bezpośrednio historia opisana w New York Times, napisał do wszystkich pracowników, by podobne zjawiska zgłaszali do HR albo bezpośrednio do niego. „Ktoś, kto zostałby w takiej firmie musiałby być szalony. Ja bym odszedł” powiedział.

Osobiście wierzę w to, że Musk nie pamięta takiego emaila a Bezos ma zupełnie inny obraz swojej firmy niż ten wyłaniający się z publikacji Timesa. Wystarczy jednak poczytać na portalu Glassdoor na temat Amazona i Tesli by zobaczyć, że coraz mocniej konkurujące firmy ostro walczą o czas swoich pracowników.

Korposzczury i technoszlachta

Problem może leżeć w fakcie, że narzekają nie pracownicy technologiczni, a korporacyjni, pracujący w takich działach jak marketing, sprzedaż czy finansowość. W firmach IT należą oni do niższej kasty. Niezbyt dobrze radzą sobie z drobnymi, biurowymi pracownikami, bo kultura firm zawsze żywiła do ich pracy podskórną pogardę. Programiści mogą nie czuć takiej presji, bo cały czas mają okazję szlifować swoje umiejętności dzięki coraz to nowym wyzwaniom.

To nie jest jednak wystarczające wytłumaczenie. Ani Amazon ani Tesla nie byliby tu, gdzie są teraz bez działania biznesowego. Starają się przyciągnąć największe talenty do działów nietechnologicznych. Sprzedawcy i finansiści też lubią pracować z najlepszymi.

Najwyraźniej firmy technologiczne przejęły od bankowości i finansjery pałeczkę najlepiej zarabiającego biznesu. Można stać się bajecznie bogatym dzięki pracy w Amazonie i otrzymywaniu premii wypłacanej w akcjach firmy. Podobnie w Tesli. To odpowiednik gigantycznych premii i prowizji wypłacanych kiedyś na Wall Street. Nie ma równocześnie denerwującej uwagi ze strony regulatorów, którzy wszędzie węszą.

Zapach gigantycznych pieniędzy zawsze idzie w parze ze zmianami w kulturze. To poczucie bycia „królami świata” znane na Wall Street ma twarz „zmieniania świata” w firmach technologicznych, jednak mechanizm jest dokładnie taki sam. Pracuj ostro, imprezuj ostro, słabi muszą się dostosować albo zginąć.

Tego się nie da uniknąć tak długo, jak wyceny firm będą znacznie przewyższać inne segmenty rynku. Jeśli ktokolwiek liczył, że biegli w technologii, zakochani w wolności i wrażliwi millenialsi odmienią korporacyjne życie, ma okazję obserwować kontrofensywę wielkich pieniędzy, która szybko sprowadza ich na ziemię.

Trwa ładowanie wpisu