Tak jak w przypadku każdego uzależnienia, miłość Apple do Chin może łatwo przerodzić się w ogromny ciężar dla spółki. Szczególnie, jeśli chińska gospodarka na dobre wejdzie w fazę niskiego wzrostu, a chińscy konsumenci w swoich decyzjach zakupowych będą w większym stopniu kierować się racjonalnością niż prestiżem - pisze Leonid Bershidsky, felietonista Bloomberga.

Akcje większości globalnych spółek technologicznych straciły w tym miesiącu po 10-15 proc. Największy sens w tym kontekście ma 13-procentowy spadek kapitalizacji Apple, którego uzależnienie od Chin w ostatnich latach wyraźnie wzrosło.

Ekspansja Apple w Państwie Środka była jednym z najbardziej znaczących osiągnięć szefa Apple Tima Cooka. W pierwszym kwartale roku fiskalnego 2011, rok przed śmiercią założyciela Apple Steve’a Jobsa, spółka z Cupertino po raz pierwszy opublikowała dane o swojej działalności w Chinach. Rynek ten odpowiadał wówczas za 9,2 proc. całkowitych przychodów koncernu i 11,1 proc. zysku operacyjnego. Teraz Państwo Środka jest już odpowiedzialne za 26,7 proc. przychodów Apple (dla porównania Europa – jedynie za 20,8 proc.) oraz za 29,9 proc. zysku operacyjnego. To niewiele mniej, niż udział Ameryki w zyskach producenta iPhone’ów, który wynosi teraz 35,9 proc. Chiny odpowiadają jednocześnie za 60 proc. wzrostu przychodów Apple w latach 2011-2015.

„Bardzo mocno skupiliśmy się na Chinach. Chcieliśmy zrozumieć ten rynek i jego dźwignie finansowe” – mówił Tim Cook w kwietniu 2011 roku. Proces „uczenia się” Chin trwa do dzisiaj i znacząco wpłynął na niektóre zasady przestrzegane wcześniej przez Steve’a Jobsa – na przykład na jego przywiązanie do zachowania relatywnie małych rozmiarów ekranów w iPhone’ach czy też na jego niechęć do akceptowania klawiatur z innym oprogramowaniem, które mogą być kompatybilne ze sprzętem Apple.

>>> Czytaj też: Apple: Najlepszy kontrakt w życiu Jobsa, czyli nieznane strony sukcesu Apple

Reklama

Chińscy konsumenci domagali się smartfonów z dużymi ekranami, podobnych do produktów marki Samsung. Apple wyprodukowało więc iPhone’a 6 Plus. Oczywiście Chiny stały się największym rynkiem dla tego modelu - Apple prześcignął tu Samsunga. Chińczycy chcieli mieć większy wybór klawiatur, tak jak w przypadku Androida, więc go dostali. Przy okazji skorzystała z tego też reszta świata. Tak samo było ze złotymi smartfonami, a teraz także laptopami. iPhone nowej generacji będzie najprawdopodobniej dostępny także w nowym odcieniu różowego złota – to także ukłon w stronę Chin, które Tim Cook nazwał kiedyś przyszłym największym rynkiem Apple.

Przy okazji publikacji wyników finansowych w zeszłym miesiącu Cook został zapytany, czy widzi zagrożenie w ostatnich drastycznych spadkach na chińskiej giełdzie. Odpowiedział, że słabość chińskiego parkietu może spowodować pojawienie się w najbliższym czasie „pewnych progów zwalniających”. Podkreślił jednak, że wciąż pozostaje optymistycznie nastawiony wobec tego rynku. Powołując się na raport firmy konsultingowej McKinsey, przypomniał, że udział chińskich gospodarstw domowych należących do bogatszej klasy średniej powinien wzrosnąć do 54 proc. do 2022 roku z 14 proc. w 2012 roku. „Dlatego też uważam, że zmiana naszych planów byłaby głupotą. Chiny to kraj o doskonałym położeniu, z niesamowitą ilością okazji inwestycyjnych” – powiedział Cook. W ostatni poniedziałek szef Apple ponownie potwierdził swoje przywiązanie do Państwa Środka - w emailu do Jima Cramera z CNBC oznajmił, że Apple odnotował tego lata silne wzrosty na tym rynku.

Raport McKinsey, który cytował Tim Cook, został opublikowany w 2013 roku, kiedy Chiny były znacznie bardziej modnym kierunkiem ekspansji niż teraz. Od tego czasu niektóre międzynarodowe koncerny, głównie właściciele luksusowych marek, zaczęły odkrywać, że bycie dużą firmą w Chinach ma też swoje wady. Jak wynika z danych firmy konsultingowej Bain, chińscy konsumenci odpowiadają teraz za ok. 30 proc. globalnych wydatków na dobra luksusowe. Stają się też jednak coraz bardziej wrażliwi na cenę tych produktów. Z tego względu, zgodnie z prognozami, chiński rynek towarów luksusowych skurczy się w tym roku o 2-4 proc. w ujęciu realnym. Wzmocniona walka władz Pekinu z korupcją także odcisnęła się na popycie i wymusiła obniżenie cen luksusowych produktów na chińskim rynku.

Wszystko to bezpośrednio wpłynie na Apple, ponieważ odkąd Chiny stały się dla niego jednym z głównych rynków, koncern z Cupertino zaczął przekształcać się bardziej w luksusową markę technologiczną, a może nawet designerską spółkę odzieżową. Apple Watch, jedyny znaczący produkt wprowadzony za rządów Cooka, jest bardziej modnym dodatkiem do stroju niż praktycznym sprzętem. Od momentu wprowadzenia go na rynek, zegarek do Apple był pozycjonowany jako produkt luksusowy – klienci musieli zapisywać na jego prezentację w butikach.

>>> Czytaj też: Wielkie premiery Apple: Tim Cook prezentuje nowe iPhone'y i zegarek Apple Watch

Choć wyniki Apple w Chinach są bardzo dobre, koncern nie powinien przegapić rynkowego trendu przejścia od niewytłumaczalnie drogich urządzeń w stronę tych bardziej praktycznych. Jak wynika z raportu firmy analitycznej Canalys, w drugim kwartale 2015 roku Apple spadł o jedną pozycję w rankingu firm z największym udziałem na rynku smartfonów w Chinach. Teraz plasuje się na trzecim miejscu, po lokalnych producentach Xiaomi i Huawei.

Ostatnia dewaluacja juana niesie za sobą jeszcze jedno wyzwanie dla Apple: czy koncern powinien akceptować niższe marże lub ryzyko utraty jeszcze większych przychodów na korzyść Xiaomi, Huawei czy innych konkurentów? Według Bloomberg Industries, Apple jest najbardziej podatną na problemy Chin spółką spośród wszystkich zagranicznych producentów smartfonów. Choć firma Cooka skorzysta na redukcji swoich pokaźnych kosztów przeliczonych na juanach, ryzyko spadku udziału w rynku jest dla niej potencjalnie znacznie bardziej niebezpieczne. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wigor konkurentów i ich wiedzę o lokalnym rynku.

Skoncentrowanie się Apple na Chinach spowodowało, że koncern nie robił większych postępów na innych wschodzących rynkach. Jego udział w dostawach smartfonów w Ameryce Łacińskiej spadł do 3,7 proc. z 4,8 proc. w pierwszym kwartale zeszłego roku. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce udział ten wynosi tylko 3,2 proc. i również leci w dół. Apple co prawda rośnie w Indiach, ale tutaj uwzględnić należy efekt bardzo niskiej bazy. Amerykańska spółka ma w tym kraju zaledwie 2-procentowy udział w rynku.

Tak jak w przypadku każdego uzależnienia, miłość Apple do Chin może łatwo przerodzić się w ogromny ciężar dla spółki. Szczególnie, jeśli chińska gospodarka na dobre wejdzie w fazę niskiego wzrostu, a chińscy konsumenci w swoich decyzjach zakupowych będą w większym stopniu kierować się racjonalnością niż prestiżem. Już teraz możemy zauważyć pierwsze tego oznaki. Apple stał się zbyt chiński. Nadszedł czas, by amerykański gigant zaczął bardziej interesować się innymi miejscami na świecie.