Weekendy służyły ostatnio chińskim władzom do ratowania giełdy i gospodarki. Gdy zabrakło tych działań nastąpił historyczny spadek giełdy w Szanghaju, w ślad za nią poszły wszystkie parkiety świata. 25 sierpnia bank centralny obniżył benchmarkową stopę procentową o 25 pkt. bazowych do 4,6 proc. - już po raz piąty od listopada 2014 roku. Coraz częściej mówi się o potencjalnej zgodzie na kupowanie akcji przez chińskie fundusze emerytalne.

Coraz więcej złych wiadomości napływa Chin – krach na giełdzie, słabe dane z przemysłu, spadek eksportu (w lipcu aż o 8,9 proc.), perturbacje na rynku nieruchomości i dewaluacja juana. Wszystko razem skłania do postawienia pytania czy aby tak lansowany „nowy model wzrostu” polegający na zwiększeniu roli rynku nie prowadzi na manowce. >>zobacz więcej

Zapowiedź premiera Li Keqianga o konieczności stworzenia „zdrowego, zrównoważonego wzrostu przez wprowadzenie w większym stopniu gry wolnorynkowej, prywatnej przedsiębiorczości, liberalizację finansów i indywidualną konsumpcję wraz z odejściem od państwowo-centralistycznej polityki” brzmiała jednoznacznie, ale od słów do czynów, daleka droga.

Zachodni eksperci nie dają wiary, że forsowanie wzrostu PKB, bez oglądania się na koszty, przestało być priorytetem Pekinu. Towarzysze z KPCh, którzy mają krytyczne zdanie na temat nowego sposobu na wzrost aniżeli rządząca ekipa po prostu tracą stanowiska, albo – w wyniku wielkiej kampanii antykorupcyjnej prowadzonej z coraz większym rozmachem przez przewodniczącego Xi Jinpinga – trafiają za kratki, bo choć faktycznie sporo mają na sumieniu i korupcję (wpisaną w chiński system) nie jest trudno im udowodnić, to wiadomo, że przy okazji chodzi o pozbycie się tych, którzy sabotują nowe pomysły gospodarcze.

„Stara gwardia” towarzyszy skupiona zwłaszcza wokół nadal wpływowego byłego przywódcy kraju Jiang Zemina nabrała ostatnio wiatru w żagle i nie ukrywa niezadowolenia. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że uważa ona nowy model za zbyt ryzykowny, optując za kontynuowaniem poprzedniego z niewielkimi tylko modyfikacjami, gdzie kontrolowane przez partię państwo kontroluje kluczowe przedsiębiorstwa i banki nie odstępując na krok od centralnego planowania. To, ich zdaniem, najlepiej służy szybkiemu rozwojowi kraju. Uważają, że tylko silna własność państwowa jest w stanie zapobiec kryzysom, takim jak w Europie.

Reklama

W rzeczywistości kryje się za tym obawa, że głębokie reformy strukturalne, które zapowiada Xi Jinping oznaczają uszczuplenie władzy KPCh (i finansowych profitów), co w ich przekonaniu będzie zgubne.

Ekipa rządząca, pomysłodawcy, jak podkreśla oficjalna agencja Xinhua „zdaje sobie sprawę, że pogłębienie reform może zabezpieczyć stabilność rządów partii bardziej niż utrzymanie status quo”.

>>> Czytaj też: Juan – waluta, która trzęsie światem. Tak rodzi się nowy globalny kryzys finansowy?

Widać, że dla konserwatywnych, nieco starszych, lecz nadal mających silny głos w chińskiej polityce towarzyszy nowe reformy to prosta droga do destabilizacji i w konsekwencji, nawet utraty władzy. Natomiast dla obecnych sterników państwa to właśnie porzucenie reform może doprowadzić do destabilizacji.

Krytykom sprzyja, że gospodarka weszła w burzliwy okres. Obecnym liderom zarzucają, że przy pomocy kampanii przeciwko korupcji, która „zatopiła” już wielu protegowanych Jiang Zemina próbują zamknąć usta oponentom usuwając ich ze stanowisk, a przy okazji odwracają uwagę społeczeństwa od piętrzących się problemów gospodarczych.

W oficjalnych państwowych dokumentach stoi wyraźnie, że „wzrost ma być teraz wolniejszy, za to bardziej zrównoważony”. Czy to koniec legitymizacji chińskiej władzy opartej głównie na nieprzerwanym boomie gospodarczym? Czy wystarczy odwoływanie się do patriotycznych a raczej nacjonalistycznych nastrojów i mamienie „chińskim marzeniem”, które ostatnio mocno przyblakło?

O tym, że nowy model wzrostu to slogan na potrzeby zewnętrzne ma świadczyć, zdaniem większości zachodnich ekspertów niedawna dewaluacja juana. Jeśli nawet – jak twierdzą – Pekin początkowo rzeczywiście chciał coś zmienić w swym modelu wzrostu, to życie szybko skorygowało te zamierzenia, kiedy np. okazało się, że konsumpcja wewnętrzna, na którą bardzo liczono nie jest na razie w stanie wypełnić lukę po słabnącym eksporcie czy inwestycjach.

W chińskich oficjalnych mediach obowiązuje jednak interpretacja, że wszystko w gospodarce idzie zgodnie z planem, no może poza tym, co dzieje się na giełdzie. Wymyślono na to specjalne określenie „nowe normalne”, wyjaśniające, iż obecne kłopoty wynikają przede wszystkim ze zmiany modelu rozwoju gospodarczego.

Zawiadujący gospodarką i finansami oficjele w wypowiedziach nie omieszkają powoływać się na to właśnie hasło: „Chińska gospodarka weszła w nowy normalny etap rozwoju, a ostrożna polityka monetarna jest dla niej bardzo ważna” – uspokaja szef chińskiego banku centralnego Zhou Xiaochuan.

Przypomina to trochę zaklinanie rzeczywistości, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się na chińskiej giełdzie. Dlatego sięgnięto do starych sprawdzonych metod ręcznego sterowania i odgórnego stymulowania rynku, czego wymownym przykładem jest wspomniana największa od lat dewaluacja juana przez Ludowy Bank Chin. Ma ona przywrócić witalność chińskiemu eksportowi (skoro zawiodły inne metody), nawet kosztem odłożenia na jakiś czas planu uczynienia z juana waluty światowej równej dolarowi czy euro. Inaczej – rzecz jasna zinterpretował to wiceszef banku centralnego Yi Gang, który opinie, że juana osłabiono po to, aby poprawić eksport nazywa „nonsensem”.

Wspiera go Zhang Bin, dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej i Polityki Chińskiej Akademii Nauk Społecznych (CASS), który mówi dla ekonomicznego magazynu Caixin, że to „wzrost kosztów pracy odbija się negatywnie na wynikach eksportu” a nie silniejszy juan.

>>> Czytaj też: Czarny poniedziałek na chińskiej giełdzie. Indeksy dołują, spekulanci sprzedają

Inni chińscy analitycy twierdzą podobnie, że biorąc pod uwagę obecne globalne spowolnienie gospodarcze, stosunkowo mała dewaluacja waluty to za mało, by odżył chiński eksport.

W Chinach osłabienie juana przyjęto, jako krok w kierunku liberalizacji polityki kursowej, choć wiadomo, że chodzi o ratowanie celu makroekonomicznego na ten rok, czyli utrzymanie 7 procentowego wzrostu PKB.

Oznacza to jednak odejście od wcześniejszych deklaracji, że wzrost PKB ma „przestać być fetyszem”.

Chiński bank centralny w starym modelu dość często ignorował wskazania rynku, jeśli chodzi o kurs juana i przeważnie sztucznie go zaniżał, ale zeszłoroczne hasło „więcej rynku”, dawało nadzieje – jak się okazało płonne – na zerwanie z tą praktyką. Na Zachodzie liczono na to, że juan będzie systematycznie zyskiwał na wartości w stosunku do dolara oraz innych walut i wzrośnie na niego popyt.

To miała być droga do uczynienia z niego waluty światowej i w pełni wymienialnej.

Ostatnie odgórne osłabienie juana jest przyznaniem się chińskich władz do porażki, jeśli chodzi o realizację hasła więcej rynku, jednak media ekonomiczne, jak głosi oficjalne stanowisko banku centralnego, uzasadniają to posunięcie „koniecznością utrzymania kursu wymiany juana na stabilnym rozsądnym poziomie i zapewniają, że „Chiny nie toczą wojny walutowej”. Osłabienie juana oznacza – pisze Xinhua – „większe ukierunkowanie na rynek i jego oczekiwania”.

Widać choćby po tej argumentacji, że posunięcia nierynkowe Pekin łatwo potrafi uzasadnić potrzebami rynku.

Wszystko to sprawia, że zachodni analitycy znów zaczęli ostrzegać przed twardym lądowaniem chińskiej gospodarki, zwłaszcza po kryzysie na rynku akcji i dewaluacji narodowej waluty.

W najnowszym raporcie, badacze renomowanego Caixin Insight Group przyznają, że obecnie chińska gospodarka jest w dołku, ale „w ciągu najbliższych kilku miesięcy rozpocznie się odbicie” zaś „struktura gospodarki nadal się poprawia”.

W tym odbiciu mają pomóc, przede wszystkim nowe zatwierdzone projekty infrastrukturalne i dewaluacja waluty. Główne zagrożenia eksperci upatrują w wahaniach na giełdzie i dewaluacji walut gospodarek wschodzących. Analityk think-tanku dr He Fan podkreśla konieczność „dostrojenia polityki fiskalnej i monetarnej w celu zapewnienia stabilności makroekonomicznej”.

Czy, zatem jesteśmy świadkami odwrotu w Chinach od nowego modelu wzrostu, zanim na dobre go nie wdrożono? W sferze deklaracji nowy model, oczywiście już działa. W praktyce nie widać wycofywania się ze starych, sprawdzonych metod ręcznego sterowania i odgórnego stymulowania wzrostu, który dobrze działał przez ostatnie dekady katapultując Chiny do czołówki światowych potęg gospodarczych (odrębna sprawa to wysokie koszty społeczne tego wzrostu, zwłaszcza rozwarstwienie dochodów i ogromna degradacja środowiska naturalnego).

Prof. Karl Minzner z Uniwersytetu Fordham, specjalista od chińskiego prawa, pisze na portalu ChinaFile w artykule „Chiny po okresie reform”, że ChRL „weszła w fazę post-reformacyjną, polegającą na demontażu instytucji, dotąd zapewniających Państwu Środka stabilizację, zaś rządząca obecnie państwem ekipa chce zdemontować stare reguły gry wewnątrz reżimu.” Wydaje się jednak, że nie do końca jeszcze wie, czym je ma zastąpić.