Chaveza już nie ma, ale to z pewnością jego kryzys. Przejmował władzę w kraju, który dryfował na oślep, bez konkretnego kierunku. Poprzez swoje rządy doprowadził do tego, że Wenezuela stała się wrakiem - pisze Justin Fo, felietonista Bloomberga.

Kiedy w 1999 roku Hugo Chavez przejmował władzę w Wenezueli, jego kraj nie reprezentował tak naprawdę żadnego znanego modelu ekonomicznego. Wielkie bogactwo płynące z ropy naftowej było regularnie roztrwaniane. Inflacja była nawracającym problemem – w 1996 roku sięgała już 100 proc., a cała gospodarka rozwijała się w ślimaczym tempie. Prawie połowa mieszkańców Wenezueli żyła poniżej granicy ubóstwa. Politolog Javier Corrales w kilka miesięcy po objęciu prezydentury przez Chaveza krótko i dosadnie podsumował sytuację w kraju: „państwo było w ruinie”.

Dzięki złożom ropy, Wenezuela wciąż była jednak najzamożniejszą gospodarką w Ameryce Łacińskiej. Naftowe bogactwo sprawiło też, że finanse publiczne kraju były w relatywnie dobrym stanie.

Kondycja gospodarki Wenezueli nie zmieniła się znacząco przez pierwsze 6-7 lat rządów Chaveza. Prawdą jest, że wpompował on mnóstwo pieniędzy w pomoc biednym i przez lata doprowadzał do szaleństwa zarówno związki zawodowe, jak i liderów biznesu. W 2002 roku, na skutek nieudanego zamachu stanu, zamożny szef wenezuelskiej izby handlowej Pedro Francisco Carmena zastąpił nawet tymczasowo Chaveza na stanowisku prezydenta. Próba przejęcia władzy upadła jednak po dwóch dniach. W 2005 roku Wenezuela wciąż jednak notowała najwyższy poziom PKB na mieszkańca (według PPP) w Ameryce Łacińskiej i nie miała problemów ze spłatą swoich zobowiązań. Zwolennicy Chaveza przytaczali nawet statystyki, z których wynikało, że poziom ubóstwa i niedożywienia w Wenezueli spada.

>>> Czytaj też: Cena ropy bije kolejne negatywne rekordy. Dlaczego naftowi giganci wciąż zwiększają wydobycie?

Reklama

Dziś gospodarka Wenezueli jest w katastrofalnym stanie. Rząd w grudniu przestał publikować cykliczne statystyki gospodarcze. Zdaniem anonimowych przedstawicieli rządu, roczna stopa inflacji zbliża się już do 150 proc. Z wyliczeń Johnsa Hopkinsa i Cato Institute wynika, że wskaźnik inflacji tak naprawdę sięga w Wenezueli 808 proc. Na sklepowych półkach straszy pustkami, brakuje żywności, a ogłoszenie niewypłacalności państwa jest już niemal pewne. Kraj stoi na krawędzi katastrofy gospodarczej. W rankingu Banku Światowego pod względem PKB na mieszkańca według parytetu siły nabywczej, Wenezuela spadła na piąte miejsce wśród krajów Ameryki Łacińskiej. Wyprzedzają ją Chile, Kuba, Urugwaj i Panama. Meksyk i Brazylia mogą przegonić ją jeszcze w tym roku, choć same mają mnóstwo problemów gospodarczych. Nawet sąsiednia Kolumbia coraz bardziej skraca gospodarczy dystans, jaki dzieli ją od Wenezueli.

Co stało się z Wenezuelą między 2005 i 2015 rokiem? Widać to na wykresie obok. Zauważmy, że rozbieżność między dochodami i wydatkami Wenezueli zaczęła się pogłębiać długo przed załamaniem cen ropy, które nastąpiło w lecie ubiegłego roku. Dochody Wenezueli, które w 40 proc. pochodzą bezpośrednio ze sprzedaży ropy, spadały już w lipcu 2008 roku, kiedy ceny ropy dochodziły do historycznie wysokich poziomów. Głównym problemem była spadająca produkcja ropy w Wenezueli – między 2006 i 2011 rokiem zmniejszyła się ona z poziomu 3,3 mln do 2,7 mln baryłek dziennie. W 2014 roku wciąż wynosiła 2,7 mln baryłek - wynika z ostatnich danych koncernu naftowego BP.

Wenezueli wcale nie skończyła się ropa. Przeciwnie, jej potwierdzone rezerwy tego surowca wystrzeliły w górę od 2000 roku – wszystko za sprawą odkrycia większych zasobów ropy wokół Orinoco Belt. Dotarcie do tych złóż wymaga jednak znacznych nakładów finansowych i eksperckiej wiedzy, czyli tego, czego brakuje państwowej spółce naftowej Petroleos de Wenezuela (PVDSA) od kiedy na początku 2000 roku Chavez przeprowadził rodzaj wrogiego przejęcia koncernu. Po wybuchu strajków w firmie, pozbył się 18 tys. pracowników i menedżerów spółki, zwalniając 40 proc. całej załogi. Później zażądał kontroli nad projektami joint venture PVDSA przeprowadzanymi z zagranicznymi koncernami naftowymi. Chciał czegoś więcej niż tylko kontroli nad alokacją narodowych zasobów, jednocześnie utrudniając PVDSA dostarczanie państwu niezbędnych podatków.

Jak widać na wykresie, wydatki rządowe w Wenezueli podążały w dół za spadkiem dochodów budżetowych, choć nie całkiem za nimi nadążały. W 2010 roku jednak wydatki poszybowały w górę. Ostatnie lata panowania Chaveza (zmarł na raka w 2013 roku) i pierwsze lata rządów jego następcy Nicolasa Manduro, były okresem niespotykanej rozrzutności fiskalnej. Z szacunków wynika, że tegoroczny deficyt budżetowy wyniesie tu 24 proc. PKB. Nie jest to coś nietypowego dla kraju eksportującego ropę naftową podczas załamania cen na rynku ropy – w Arabii Saudyjskiej deficyt może sięgnąć w tym roku 20 proc. PKB. Różnica między tymi krajami polega jednak na tym, że Arabia Saudyjska oszczędzała podczas naftowego boomu, a Wenezuela wciąż hodowała deficyty przekraczające 10 proc. PKB.

>>> Czytaj też: Tania ropa zabija Wenezuelę powoli

W 2005 roku Chavez zaczął nazywać swój sposób rządzenia „socjalizmem XXI wieku”. Styl ten bardziej pasował jednak do określenia politologa Terry’ego Lynna Karla – „petrolizacja”. Jedynym celem rządu było wydawanie dochodów z ropy naftowej, nawet jeśli te pieniądze zaczynały się kończyć. Skutkiem takiej polityki było pozostawienie państwa w fatalnym położeniu. Aby spłacić swoje zobowiązania, rząd Wenezueli musiał zaciągnąć wartą 45 mld dol. pożyczkę od Chin. Jednocześnie dodrukowywał tony pieniędzy. Oczywiście możecie słusznie zauważyć, że Rezerwa Federalna USA też uruchamiała swoje drukarnie podczas kryzysu finansowego, jednak kreacja nowego pieniądza w Wenezueli sięgnęła tak absurdalnych rozmiarów, że jej mieszkańcy na zakupy muszę teraz wybierać się z reklamówkami wypchanymi banknotami.

Chaveza już nie ma, ale to z pewnością jego kryzys. Przejmował władzę w kraju, który dryfował na oślep, bez konkretnego kierunku. Poprzez swoje rządy doprowadził do tego, że Wenezuela stała się wrakiem. Oczywiście istnieją gorsze typy przywódców niż on – ci, którzy zezwalają na zabijanie własnych obywateli czy prowadzą swoje państwa na bezsensowne wojny. Jednak pod względem podstaw zarządzania gospodarką, Hugo Chavez zapisał się w pamięci jako jeden z najbardziej wyniszczających liderów na świecie.