Tania ropa trzyma Moskwę w potrzasku. Z danych "Generalnej Prognozy rozwoju branży naftowej w Rosji do 2035 r." wynika, że wydobycie z istniejących złóż może zmniejszyć się o 34,5 proc., do 237 mln ton rocznie. Rosja mogłaby zrekompensować tą stratę wydobyciem z nowych złóż, ale zwyczajnie jej na to nie stać.

O naftowych problemach Rosji pisze dzisiejsza "Rzeczpospolita". Na odkryte i dotychczasowe złoża przypada dziś 70 proc. całkowitego wydobycia rosyjskiej ropy. Eksperci nie mają wątpliwości, że bez uruchomienia nowych pokładów nie uda się utrzymać obecnego poziomu wydobycia (525-527 mln t).

Cały problem polega na tym, że Rosji zwyczajnie na to nie stać. Wydobycie z nowych złóż zlokalizowanych na szelfie arktycznym jest dużo droższe niż w przypadku złóż tradycyjnych. Eksperci szacują, że rosyjskie koncerny Gazprom i Rosnifet będą mogły zwiększyć wydobycie w Arktyce czy też wschodniej Syberii do oczekiwanego poziomu 54 mln t rocznie tylko wtedy, gdy cena ropy będzie bliska 100 dolarów za baryłkę.

Oznacza to, że jeśli ceny ropy utrzymają się na obecnym poziomie, to w ciągu najbliższych 20 lat rosyjskie wydobycie surowca spadnie nawet o 30 procent.

Największym problemem krajowych koncernów są oczywiście przestarzałe technologie. Jak pisze "Rzeczpospolita", efektywność wydobycia surowca u zachodnich firm wydobywczych wynosi nawet 70 procent. W przypadku takich koncernów jak Rosnieft czy Gazprom, jest to natomiast zaledwie 30-40 procent.

Reklama

>>> Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"