Znalezienie odpowiedzi, jak do tego doszło to trudne zadanie, choćby dlatego, że kraj w znacznie mniej heroiczny sposób odpowiedział na falę uchodźców z byłej Jugosławii. W tamtych czasach Frank Diettrich byłby zdecydowanie nieprzeciętny – spędza swój wolny czas nosząc wodę młodym ludziom o oliwkowej skórze, którzy tłoczą się na wydeptanej łączce pod Berlinem w oczekiwaniu na rejestrację.

- Wcześniej tylko siedziałem na kanapie i oglądałem telewizję – mówi Diettrich, który w zeszłym roku sprzedał swoją niewielką firmę – Widzimy, że rząd sobie nie radzi, więc musimy pomóc.

Łąka jest obozowiskiem. Setki ludzi tam siedzą lub leżą w śpiworach pod drzewami, tłoczą się w kilku dużych namiotach, strzegą swojego dobytku lub grają w grupach w piłkę nożną. By się zarejestrować, trzeba wstać bladym świtem. Sam proces trwa tydzień, przez co ludzie wracają często do obozu. Miedzy styczniem a sierpniem Niemcy zaakceptowały 218 221 podań o azyl, znacznie więcej niż w dowolnym roku po 1994. Jednak rekord 438 191 aplikacji z 1992 zostanie w tym roku prawdopodobnie pobity.

Strona na Facebooku, która zmobilizowała Deittricha do wstania z kanapy nazywa się Moabit Hilft i skupia się na przyjaznym przyjmowaniu uchodźców. Lokalne sklepy mają w swoich oknach informacje, że przyjmują wpłaty dla organizacji, grupa na Facebooku liczy ponad 11 tys. członków. To nic niezwykłego w dzisiejszych Niemczech, gdzie wielu ludzi chce pomóc. Kanclerz Angela Merkel zapewniła, że udzieli schronienia syryjskim uchodźcom, a ci odpowiadają na wezwanie.

Reklama

Przeciętni Niemcy wspierają swój rząd tam, gdzie biurokracja zawodzi. Według ostatniego badania opinii publicznej przeprowadzonego na zlecenie kanału ARD DeutschlandTrend 88 proc. Niemców przekazało na rzecz uchodźców pieniądze lub ubrania, lub planuje to zrobić w najbliższym czasie.

To samo badanie wskazało, że 38 proc. Niemców (więcej w dawnym NRD) obawia się, że uchodźców jest za dużo. Ale to nie oznacza, że nie chcą pomagać. Tu i ówdzie ogoleni na łyso aktywiści podpalają obozowiska lub atakują ciemnoskórych ludzi na ulicy, jednak wszelkiego rodzaju próby otwartej agitacji przeciwko imigrantom spotykają się ze zdecydowanym sprzeciwem.

W środę miało się odbyć zebranie skrajnie prawicowej partii NPD w południe przed berlińskim biurem rejestracyjnym. Wolontariusze ostrzegli imigrantów, by ci zostali w obozie a policja rozstawiła barierki i trzymała w gotowości oddziały w białych hełmach. Pół godziny po ogłoszonym czasie było jasne, że przyjdzie tylko garść nacjonalistów. Choć z zamontowanych na ciężarówce głośników płynęły obelgi, takie jak „fałszywi uchodźcy”, to nacjonaliści zostali wyparci przez ponad 200 antynazistowskich działaczy.

- Tak nie było wcześniej – uważa Harald Gloede, członek rady nadzorczej Borderline Europe, pozarządowej organizacji, która zbiera i opracowuje informacje o kryzysie imigracyjnym w Europie – Chyba nawet rząd jest zaskoczony, że ludzie są tacy przyjaźni. Gdy w latach 90 skrajna prawica paliła obozy imigranckie, przeciętni ludzie ich popierali.

W 1993 roku, ze względu na opinię publiczną, zmieniono treść artykułu 16 niemieckiej konstytucji, która gwarantowała prawo azylu. Nowa wersja nakłada na poszukujących azylu obowiązek wskazania, że byli prześladowani oraz odbiera prawo do azylu dla uchodźców z niektórych krajów. Po wprowadzeniu tych ograniczeń, strumień imigrantów zaczął wysychać. Jednak gdy sytuacja na świecie zrobiła się niestabilna, Niemcy byli gotowi – tym razem to oni się zmienili.

Zapytani o tę zmianę podejścia, niemieccy badacze często wskazują historię – Niemieccy obywatele wiedzą, że jedną z motywacji do uregulowania statusu uchodźcy w konwencji genewskiej było historyczne doświadczenie żydów uciekających przed holocaustem – wskazuje Petra Bendel z Centralnego Instutu Badań Regionalnych w bawarskim Erlangen – Trudno uwierzyć, że lekcje historii, pierwotnie zatopione przez ksenofobię w 1990 w końcu się przyjęły, ale tak najwyraźniej się stało.

W 1999 władze przyjęły prawo gwarantujące automatycznie obywatelstwo dzieciom imigrantów urodzonym w kraju, a w 2005 zasady dotyczące imigracji zostały uproszczone i złagodzone. Na dodatek, w ciągu ostatniej dekady kolejne rządy edukowały społeczeństwo na temat procesów migracyjnych.

- W Niemczech konserwatyści nie grają kartą rasową, jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii czy Francji – uważa Deitrich Traenhardt z uniwersytetu w Munster – Pozycje antyimigranckie takie jak premiera Camerona czy prezydenta Sarkozy’ego byłyby postrzegane w Niemczech jako ekstremizm. Merkel nigdy nie używała imigracji jako kontrowersyjnego tematu.

Aktywiści sąsiedzcy, dość duża grupa w Niemczech, mają doświadczenie w pracy z imigrantami – Wciąż rosnąca ilość imigrantów zaowocowała społeczną wolą, by wspomóc uchodźców – mówi Stephen Duennwald z Bawarskiej Rady ds. uchodźców, która zrzesza wiele grup wolontariuszy – Wokół obozu wielu lokalnych działaczy zebrało się, by uczyć języka i pomagać w rozwiązywaniu spraw w urzędach lub uzyskiwaniu pomocy medycznej.

Także niemiecka prasa – nawet tabloidy – jest współczująca, co stawia ją w wyraźnej opozycji wobec mediów w innych krajach. Bild, najpopularniejszy tabloid w kraju, znany ze swej nieustępliwości w sprawie Grecji, publikuje wkładki z informacjami po arabsku z myślą o uchodźcach.

- Mieliśmy 12 milionów niemieckich wypędzonych po II Wojnie Światowej, 3,5 emigrantów ekonomicznych i miliony uchodźców, jednak status Niemiec jako kraju imigracyjnego nigdy nie był dostrzegany – wskazuje Olaf Kleist z Instytutu Badań nad Migracjami w ramach Studiów Międzykulturowych na Uniwersytecie w Osnaebrueck. Obecnie Niemcy w pełni akceptują życie w kosmopolitycznym państwie.

Oczywiście cała sprawa ma też aspekt ekonomiczny. Według Kleista siła gospodarcza Niemiec i ich zapaść demograficzna powoduje, że imigranci są zapraszani jako kolejne ręce do pracy. Jednocześnie Merkel upiera się, że aby poradzić sobie z zalewem imigrantów nie będzie konieczne podnoszenie podatków ani zadłużenie się.

Dodatkowo choć jest wiele zrozumienia dla „prawdziwych” uchodźców, którzy uciekają przed wojną w Syrii, to Niemcy mają niewiele czasu i zrozumienia dla „pozorantów” z Bałkanów, wśród nich wielu Romów.

Jeśli jednak ten dobroczynny sentyment przetrwa, może stać się tak dlatego, że Niemcy stali się świadomi swojej dowódczej roli. To nie tylko przykład – to wręcz wyzwanie dla reszty Europy. No dalej, przebijcie nas, jeśli umiecie.