Jesteśmy szczęśliwi, zadowoleni z zarobków i dobrze oceniamy swoje perspektywy. Polska to kraj miodem i mlekiem płynący?

Dla mnie samego to zaskoczenie. Wydawałoby się, że już bardziej szczęśliwi nie możemy być. W poprzedniej edycji było już blisko 80 proc., teraz oczekiwałem raczej spadku tego szczęścia. Tym bardziej że zgodnie z przekazem medialnym rysował się obraz Polski jako kraju kryzysu, z prekariatem i nierównościami społecznymi. Tymczasem dane pokazują zupełnie inny obraz. Osiągnęliśmy prawie skandynawskie wskaźniki szczęścia.

Skąd takie samopoczucie?

Z jednej strony zaczęliśmy się realnie bogacić. Co ciekawe, biedni bogacą się szybciej od zamożnych, co wyrównuje nierówności społeczne, rozwarstwienie jest poniżej średniej unijnej. To się przekłada na spokój społeczny i spadek pospolitej przestępczości. A więc i na zadowolenie społeczne.

Reklama

Z czym jest to szczęście skorelowane? Z zarobkami – im więcej zarabiamy, tym bardziej jesteśmy szczęśliwi?

Szczęście nie tyle jest skorelowane z zarobkami, bardziej z tym, że Polacy uwierzyli w swoje możliwości życiowe. Zwiększyło się poczucie sprawstwa, wpływu na własne życie. Na pytanie, od kogo zależy, czy miniony rok należał do udanych, coraz więcej osób odpowiada, że od nich samych. Nie od władzy, nie od losu, tylko od moich działań. Oznacza to, że wzrosła pewność siebie. I poczucie, że umiem się wywiązać z obowiązków, a byle co mnie nie złamie. Przełożyło się to niewątpliwie na pozytywne patrzenie w przyszłość: coraz więcej z nas jest zdania, że ma dobre perspektywy. Wzrosło również, o dziwo, zadowolenie z ogólnej sytuacji w kraju. Z tym oczywiście się wiąże także zadowolenie z pracy, z finansów, dzięki czemu osiągany jest większy spokój w rodzinie. To naczynia połączone, spirala szczęścia. Nawet kafkowski stres związany z załatwianiem spraw urzędowych jest niższy, czyli mniej się denerwujemy w kontakcie z urzędnikami, przy załatwianiu spraw administracyjnych.

Także zdrowie oceniamy lepiej. To subiektywne zjawisko? Cały czas wszyscy narzekają, że jest fatalnie w służbie zdrowia.

Nie tylko oceniamy, ale i jesteśmy – według samych badanych – zdrowsi. Nie jest to jednak efektem lepszego działania systemu, ale tego, że Polacy coraz bardziej o zdrowie dbają, mniej palą, a ci, co palą, palą mniej papierosów, więcej ćwiczą, stosują dietę. I znowu to zależy bardziej od nas samych niż od służby zdrowia. Motyw przewodni jest taki: „Dam radę”.
Zamiast znanego „Damy radę”. Bo nadal z badań wynika, że jesteśmy narodem egoistów, którzy nie ufają innym.

To prawda, że jesteśmy nadal sobkami i nie darzymy zaufaniem innych, także obcokrajowców. Jesteśmy społeczeństwem osobnych monad. Od lat mamy kłopoty ze współpracą, na czym cierpi rozwój gospodarki. Jesteśmy społeczeństwem monadycznym. Odbija się to na gospodarce, bowiem aby tworzyć innowacyjną gospodarkę, trzeba ludzi, którzy potrafią współpracować. Nie da się opracować nowego modelu samochodu przy jednym biurku, musi być zespół. A z tym jest problem. Aby to zmienić, należałoby dokonać poważnych zmian w systemie edukacji. Ale i tu jest pewna jaskółka – ten niski wskaźnik się lekko poprawił – uogólnione zaufanie wzrosło z 13 do 15 proc.